20. W pułapce podejrzeń

98 16 1
                                    

Przyszedł za wcześnie. Wiedział o tym już w chwili, gdy otworzył metalową bramkę, której skrzypienie rozniosło się echem po pustym boisku. W pierwszej chwili myślał, że jest sam, ale wtedy usłyszał znajome melodie, drżące wściekle, jak dwie osy zamknięte w zbyt małym słoiku. 

Nie widział ich jeszcze, ale już czuł całym sobą, że nie chce tam podchodzić. Problem w tym, że przecież musiał. 

Seweryn stał obrócony do niego plecami naprzeciwko wyraźnie rozjuszonej Adelajdy. Jej oczy wypełnione były pogardą do tego stopnia, że Maks poczuł mdłości. 

- Co? Nie. Nasza mała Sabriel w tym życiu najwyraźniej boi się ludzi. Zabawne. W życiu nie widziałam, żeby anioł nie rozpoznawał swojego talentu... - Adelajda prychnęła cicho, jak kotka, która odgania od siebie niesfornego szczeniaka. Przy tym miała w sobie jednak coś groźnego. Coś, co sugerowała, że piesek nie tylko dostanie pazurami, ale jego żywot zakończy się jeszcze tego ranka. 

- Nie mów tak o niej. - Seweryn brzmiał dość spokojnie. O kim mówił? O niej? Jego dziewczynie? Mamie? Siostrze? - Trochę szacunku.

- Bo co mi zrobisz, Nyja? Zabijesz mnie? Życzę powodzenia. - Kobieta parsknęła śmiechem. - Poza tym, zastanów się nad tym, co robisz, bo jak mąż Sabriel zauważy, że się do niej zbliżasz... - Obnażyła zęby, jak tygrys tuż przed atakiem.

Nyja. 

Maks słyszał to imię. Znał je. Ale to nie ono przyciągnęło jego uwagę. Zaraz obok niego znalazło się bowiem drugie, równie nieprzyjemne. Zgrzytające cicho, gdzieś w głębi jego duszy.

Sabriel. 

Czyżby Orifiel znał Seweryna? Czy to o niego chodziło, gdy wspominał o tajemniczych "członkach rodziny", którzy szukają tej zaginionej dziewczyny? Miał nadzieję, że się przesłyszał. Niestety wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że nie. To imię pojawiało się w jego życiu zbyt często. Już wtedy, podczas terapii... Tak. Teraz był pewien.  Adelajda naprawdę nazwała go imieniem Sabriel...

To nie trzymało się kupy. Maks nie był przecież kobietą, a tym bardziej nie miał żadnego męża! Musiało więc chodzić o kogoś innego. Kogoś, do kogo ostatnio zbliżył się Seweryn. 

Czyżby lubił mężatki? 

Maks poczuł, że wnętrzności skręcają mu się nieprzyjemnie. Oho, czyżby robił sobie nadzieję? Głupi, głupi, głupi. 

I wtedy ponownie coś w jego mózgu kliknęło nieprzyjemnie. Przecież Sabriel zaginęła. Tak twierdził Orifiel, a Seweryn wspominał o poszukiwaniach jakiejś kobiety.

Czyli może wcale nie lubi mężatek. 

Eh, dlaczego w ogóle się tym przejmował? Powinno mu wystarczać, że nareszcie znalazł sobie jakiegoś przyjaciela! Musiał przestać myśleć o Sewerynie w taki sposób. Szczególnie teraz, kiedy miał przed sobą cały dzień siedzenia z Adelajdą. 

Cholera... Chyba wolałby pójść prosto do piekła. 

***

Odwoływał to. Jeśli w piekle miały być takie tłumy, to chyba jednak wolałby, żeby zaświaty nie istniały. Dźwięki osaczały go, atakowały ze wszystkich stron, wywoływały dreszcze i zawroty głowy. Gdyby nie silne ramię Seweryna i jego czułe spojrzenie, pewnie już dawno straciłby przytomność, chociaż słuchawki na jego uszach grały na najwyższym poziomie głośności. 

Nienawidził przerw. 

Na szczęście nie musiał długo siedzieć na korytarzu. Adelajda z matematyczką przybyły z odsieczą, niosąc w ręku klucz do sali już za dziesięć ósma. Widocznie tym razem rzeczywiście chciały pomóc. 

Dziwne. 

Adelajda zwykle nie próbowała ułatwiać mu życia. Zresztą nawet teraz patrzyła na niego z niecierpliwością. Ta przekładała się również na jej melodię, która przebijała się ponad szkolny harmider, jak pierwsze krople deszczu przez gruby, wełniany sweter. 

Seweryn posadził go przy ścianie. W przedostatniej ławce. Tak, żeby znalazł się jak najdalej od drzwi. Przy tym sam zajął miejsce tuż obok, oddzielając go od reszty klasy nie tylko fizycznie, ale również otaczając go anielskim śpiewem swych słodkich dzwonków. 

- Musisz się przesiąść. - Adelajda stanęła nad nimi, a Maks popatrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem. Kiedy się przyzwyczai do tego wszystkiego? Przecież kiedyś nie miał z tym problemu. Uważał otaczającą go muzykę za nieodłączną część świata. Dopiero później zaczął się tym przejmować. 

- Dlaczego? - Seweryn przekrzywił głowę, a włosy spłynęły z jego ramion, przez moment wyglądając, jak strumień księżycowego światła.

- Bo ja mam być koło niego. - Adelajda ściągnęła brwi. 

-  Słyszysz panią? Ruszaj się. - Matematyczka zmierzyła Seweryna groźnym spojrzeniem. - I co ja ci mówiłam o farbowaniu się w liceum?! Nasza szkoła nie pozwala...

- A ile razy ja pani mówiłem, że wysiwiałem jako piętnastolatek? - Sew leniwie oparł się o blat biurka. - Czy może sądzi pani, że moje brwi i rzęsy to też część mojego "nastoletniego buntu"? 

- I zdejmij te kolczyki! - Kobieta zupełnie go nie słuchała.

- Jestem dorosły. Mam prawo nosić w uszach, na co mam ochotę. Dziewczyn się pani nie czepia.

Maks obserwował go ze zdziwieniem. Seweryn zachowywał się trochę jak kociak. Zaczepiał. Ciągnął. Odpowiadał. Bawił się nerwami nauczycielki, jakby były kłębkiem wełny, który zaplątał się w jego nieprzycięte pazurki. Przy tym jednak coś w jego postawie mówiło, że nie zamierza spełnić żadnego z poleceń. 

Zajął miejsce i nikt go stąd nie ruszy. Maks czuł, że robi mu się ciepło na sercu. 

- Proszę pani - odezwał się cicho. - Czy Seweryn mógłby tu zostać? Jego melodia mnie bardzo uspokaja. Dobrze by było, żeby siedział obok mnie przynajmniej na początku. To może mi pomóc. 

- Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł. - Czy mu się zdawało, czy Adelajda zgrzytnęła zębami, zanim zdołała odpowiedzieć? - Mam cię pilnować i ci pomagać.

- W takim razie czy nie lepiej, żeby usiadła pani za mną? - Oczy Maksa zabłyszczały delikatnie. - Nie będzie pani ze mną codziennie przez resztę roku. A ja muszę się przecież  zacząć aklimatyzować...

- Pomogę mu. - Seweryn wyciągnął zeszyty i ostentacyjnie rzucił je na sam środek ławki. - Jeśli nie będzie dawał rady się skupić, dam mu swoje notatki. 

- A od kiedy ty w ogóle je robisz?! - Matematyczka założyła ręce na piersi, ale jej melodia zwolniła i jakby pojaśniała. 

- Od kiedy Maks daje mi korepetycje. - Seweryn uśmiechnął się do niej, widocznie wyczuwając w jej tonie zmianę nastroju. - Proszę zobaczyć. Z zeszłego tygodnia mam wszystko. Poza tym, jeśli mam zdawać do filmówki, muszę postarać się o dobre wyniki z matury. 

- O, czyli wreszcie zdecydowałeś. - Pani skinęła mu głową. - Powiem ci, że twoja ciotka chwaliła się ostatnio filmem, który robiliście na tym waszym kółku. Nieźle, nieźle. Nie sądziłam, że w tym twoim o - machnęła ręką, jakby próbowała ogarnąć go całego - coś się kryje. Ale widać się myliłam.

- Dziękuję. - Oczy Seweryna pojaśniały nieco, ale nie pojawiła się w nich ta urocza, miodowa nuta. 

- To co? Jesteście gotowi?  - Adelajda prychnęła i usiadła za nimi. 

Maks zerknął na nią kątem oka. Wiedział, że jeszcze się nie przygotował. Że jest za wcześnie na taki ruch. Że nie da rady. Drżał, przygotowany na zalew dźwięków, przed którymi nie ochronią go już słuchawki. I kiedy myślał, że zaraz wstanie i ucieknie z sali, poczuł, jak palce Seweryna zaciskają się na jego dłoni. 

- Co się...? 

- Nie martw się. - Chłopak uniósł na niego miodowe oczy. - Jestem przy tobie. 

**********************

Hej Wam!

Na dzisiaj tyle. Dużo kocich metafor i trochę więcej szkoły. Ja idę odpocząć.

Trzymajcie się!

Nekusia13

Ostatnia łza Sabriel [boyslove]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz