64. Podejrzenia i nowe pytania

60 7 0
                                    

- Sew... - Maks delikatnie ujął go za rękę. - Ty i Orifiel odpadacie w przedbiegach. Muzyka Azrael też jest w porządku, nie ma w sobie za grosz złej aury. Trzy osoby wyeliminowaliśmy od razu. Został tylko jej mąż... 

- Nie skrzywdziłby jej. - Seweryn pokręcił głową. - Mówiłem ci już, łączymy się w pary na wieczność. Nie umiemy "przestać kochać" naszej wybranej osoby. A gdyby wynajął kogoś, żeby ją torturował, w końcu by się dowiedziała i by go znienawidziła. 

- Innymi słowy nie miał motywu. - Babcia postawiła przed nimi dzbanek z herbatą i sama ujęła ciasteczko. - Mówisz, że zakochujecie się raz? Czyli ty i Maks jesteście już sobie... poślubieni na jakiś sposób? 

Seweryn poczerwieniał aż po korzonki włosów. Maks w życiu nie widział go aż tak zawstydzonego. Do tej pory zawsze, jak ktoś pytał go o jego uczucia, mówił o nich z podniesioną głową, bez choćby cienia wahania. A teraz nawet jego dzwonki zgubiły rytm, przez moment potykając się o własne dźwięki.

- To nie do końca tak! - Uniósł ręce w obronnym geście.

- Czyli on nie jest tą twoją "wybraną osobą".

- Jest!

- Nie zmienisz tego?

- Nie mógłbym!

- Czyli jesteście sobie poślubieni. 

- Tak jakby? - Seweryn opuścił głowę, nagle się poddając. Tę walkę wyraźnie przegrał, a melodia babci zagrała zwycięskiego marsza. - Nie pytałem go jeszcze, czy by nie chciał... Bo ja, gdybym mógł, to już bym urządził oficjalną ceremonię, ale... Tak naprawdę to tylko takie zwykłe zatwierdzenie związku przez górę, w praktyce nic nie zmienia, poza tym, że Maks będzie mógł u mnie zamieszkać. O ile będzie chciał oczywiście... Ale nadal mój dom nie jest przygotowany... Nie byłem tam od prawie dwudziestolecia... To znaczy...

- Spokojnie, dziecko. Wszystko rozumiem. Zakładam, że dałeś Maksowi wybór. Chociaż sądząc po tym, jak się zachowuje, od kiedy cię zna, prawdopodobnie zgodziłby się na ślub nawet dzisiaj...

- Babciu... - Tym razem to Maks stracił nad sobą panowanie. 

- I nie zapomnijcie przypadkiem mnie zaprosić! Bo tego to wam nie wybaczę. Skrzydła są w porządku, ale musicie mi mówić o każdej ważniejszej imprezie. To znaczy nam wszystkim, oczywiście. Czy to wesele, czy adopcja, czy nawet wypad do schroniska... Od tego macie tyle babć i cioć, żeby na nas polegać.

Obaj wbili wzrok w blat. 

- Rozumiem to za zgodę. - Kobieta pokiwała głową. - A wracając do twojej biologicznej mamy, Maksiu... zwykle zabijają członkowie rodziny. 

- Nie mieli dzieci. - Seweryn z ulgą przyjął wejście rozmowy na bardziej krwawe tory. - Poza tym, jej mąż...

- ... tata Maksa? - Babcia uniosła brwi.

- Tak, powiedzmy. To znaczy, anioły rozmnażają się trochę inaczej niż ludzie... Emmm... Ale można go tak nazwać. Tata Maksa. - Obracał w ustach to stwierdzenie, jak dziecko, któremu ktoś wsadził do ust kawałek brokuła. W końcu prawda była skrajnie odmienna. Maks był następcą Sabriel, nie jej dzieckiem, a kłamstwo, choć przychodziło mu łatwo, zawsze miało nieprzyjemny, niemal metaliczny posmak. - W każdym razie... poza nim Sab-Sab nie miała żadnej rodziny...

- Ile ty właściwie masz lat? - Babcia zaatakowała go kolejnym, niespodziewanym pytaniem.

- Siedemnaście...

- I mówisz o jego mamie w taki sposób? 

- Znałem ją w poprzednim życiu. Tam byliśmy w podobnym wieku.

Ostatnia łza Sabriel [boyslove]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz