„Współpraca”
Podchodząc do okna, zauważyłam ogromny statek, zmierzający w stronę naszego domu. Zostawiał po sobie wielki cień.
Nie było czasu na myślenie, musiałam działać.
Wybiegłam z domu, Loki zaraz za mną. Zerwał się wiatr, moje włosy zaczęły wariować. Wiatr przypominający ten, który tworzyłam w Asgardzie.
- Co to do cholery jest?! - Krzyczałam, kierując słowa do Boga. On jedynie przeklinał pod nosem. Wiedział, coś, o czym ja nie miałam pojęcia. Wiedział więcej ode mnie, ukrywał. - Świetnie, chociaż w takiej sytuacji byś się postawił.
Z ogromnego statku, unoszącego się nad planetą, wydobyło się światło, padające na łąkę, kilkaset metrów przed domkiem. Oślepiający blask. Gdy blask znikł, wyłoniła się postać. Masywna, fioletowa istota. Nie był to człowiek ani żadna inna postać, którą mogłam kojarzyć.
- Pomimo nudy, nie toleruję najeżdżania mojej planety - powiedziałam.
Nikt mnie nie śledził, gdy wracałam do domu. Również nie podałam nikomu, gdzie mieszkam, będąc na Holupagaminous. Jakim cudem ktokolwiek mógł mnie znaleźć? Stark nie miał takich możliwości.
Przechodząc kilka metrów, wzbiłam się w powietrze. W locie zmieniając strój z domowego na odpowiedni do misji.
Czarnofioletowy strój z ciemnozielonymi szyciami, ciasno upiętymi włosami. W moich oczach pojawiły się czerwonofioletowe drobinki magii, które cały czas zmieniały swe położenie na tęczówkach. Były ruchome.
Nie odznaczałam sympatii do obcego. Nie pozwolę, aby ktokolwiek najechał moją planetę. Nigdy. Jeżeli ktokolwiek podejmie się próbie, srogo tego pożałuje.
Wylądowałam trzydzieści metrów przed obcym. Trzymając w dłoniach gotową do użycia magię, zmniejszałam oddzielającą nas odległość. Nieznany również podszedł bliżej. Zatrzymaliśmy się sześć metrów od siebie.
Schowałam magię. Fioletowy był bez broni, armii, czegokolwiek. Był sam. Nie miał nawet na sobie pancerza.
Coś tutaj nie pasowało.
Loki zbliżał się do mnie, nie spiesząc się, nie spinając. Wiedział więcej niż ja.
- Kim jesteś i w jakim celu tutaj przyleciałeś? - Powiedziałam pierwsza.
- Jestem Thanos - powiedział łagodnie - zbawca wszechświata, przedwieczny.
- Zbawca? - Zaciekawiło mnie to. - Dlaczego tutaj jesteś?
- Laufeyson musi wywiązać się z umowy.
- Słucham? - Nie wiedziałam, o co chodzi. O żadnej umowie nigdy nie słyszałam. Jednak jeżeli się znają, a okoliczności niekoniecznie sprzyjają, może to wyjaśniać zachowanie Lokiego.
- Nie musisz wiedzieć - Loki odpowiedział, nie patrząc na mnie. Zatrzymał się obok mnie. - Nie jestem Ci nic winien.
- Tesseract - powiedział fioletowy.
- Dlaczego akurat Tesseract? - Zapytałam. Wiedziałam, czym jest jeden z kryształów. Nie ma możliwości, nie oddam. Nie istocie, która dopiero co się pojawiła. Nawet jeśli Loki zawarł z nim pakt, uwzględniając w nim Tesseract jako zapłata, Loki wykorzystał mnie, aby zdobyć kamień. Powinnam wiedzieć, jest teraz moją własnością. Jest własnością wszechświata, ja jestem wszechświatem. Za wszystkie cierpienia które mi wyrządził.
- Wiesz, czym jest Tesseract. Jest to jeden z Kamieni Nieskończoności. Wiesz, co oznaczają, jaką mają siłę oraz jak powstały. Dzięki Tesseractowi, czyli kryształowi przestrzeni zaprowadzę pokój we wszechświecie.
CZYTASZ
THE DAUGHTER OF THE UNIVERSE || Córka Wszechświata
ParanormalObdarzona wyjątkową zdolnością dla siebie jest dziewczyną z mroczną i bogatą przeszłością, dla ojca życiem, dla rodziny wszystkim, dla świata ratunkiem i postrachem. - Przeżyłam wojnę, którą na swój sposób wygrałam, jak i przegrałam. Wydarzenia mają...