~44~

76 1 1
                                    

„Walka”

Po niedługiej podróży wylądowałam na terenie bazy Avengers. Nie znałam się na statku, nie wiedziałam, co powinnam zrobić, aby delikatnie wylądować. Nie znalazłam żadnej instrukcji obsługi maszyny, a szkolenia nie przebyłam. Więc zamiast bezpiecznego lądowania, wbiłam statek w ziemię, aż maszyna sama zatrzymała się po kilkudziesięciu metrach zrywania trawnika.

Obłożona i zabezpieczona magią, nic mi się nie stało. Nieuszkodzona mogłam wyjść z pokładu. Gdy wyszłam na powierzchnię, moje włosy rozwiał wiatr.

Jeszcze dwa lata temu byłam tutaj mile widzianym gościem. A teraz? Miała minąć chwila, abym mogła się dowiedzieć. Być może mój czas został policzony w sekundach.

Rozglądając się na boki, użyłam magii, aby kilka centymetrów przed moją twarzą, złapać tarczę Kapitana Ameryki. Steve Rogers wziął na siebie odpowiedzialność, aby jako pierwszy podjąć się rozeznania i wszelkiego ryzyka.

- Zabić? - Powiedziałam cicho.

Ruchem prawej dłoni, magią, odbiłam tarcze, a ta wbiła się w korę drzewa.

Po chwili z różnych stron dołączyli Rhodey, Tony, Sam i Natasha.

- Jennifer - Steve zbliżył się w moją stronę. Wyglądał, jakby chciał negocjacji. Typowy Steve.

Nie mogłam czekać, nie mogłam się rozmyślić z mojego planu.

Oderwałam kawałki kory z pobliskich drzew, następnie rzucając nimi w stronę kapitana. Tuż przed jego stopami, wbiłam kawałki w podłoże, stawiając ostrzami do góry.

- Ani kroku dalej - wykrzyczałam, w dłoniach trzymając magię. - Gdzie on jest?

- To mnie szukasz? - Zapytał Tony.

- Jak zawsze myślisz tylko o sobie. Zdziwię cię, nie chodzi mi konkretnie o ciebie. Nie zbliżajcie się, bo wykończę was wszystkich.

- Jennifer, możemy to wyjaśnić. Nikt nie wie, co się dzieje.

- Nie ma co wyjaśniać - odpowiedziałam Steve'owi. - Nikt nie musi wiedzieć. Teraz i tak jest już za późno na wyjaśnienia.

- A twoje zniknięcie?

Byłam poza Ziemią od tak dawna i od tego czasu nie myślałam, co robię. Zapomniałam, że zniknęłam. Nie myślałam o tym, że inni mogli się martwić i jedyne co mieć w głowie, to moje zniknięcie. Dawno temu oczyściłam z tego umysł. Tak było mi lepiej.

- To nie czas na tłumaczenia.

- Co chcesz zrobić? - Zapytał Sam.

- Zlikwidować.

Moje dłonie zaczęła przeplatać większa ilość magii. Tworzyłam kule żywości, mające w sobie dużą siłę. Musiałam być przygotowana, wiedziałam, że Avengersi nie dadzą mi odejść. Nie dobrowolnie.

Uniosłam się, a Rhodey rozpoczął atak. Będąc w powietrzu, zaczął strzelać.

Pociski, które udało mi się wychwycić, obracałam, wystrzelając nimi w mężczyznę. Tych, których nie zauważyłam, magia sama niszczyła.

- Od tego nie ma odwrotu - mówiłam. Czy do siebie, czy do reszty. Każdy o tym wiedział.

Odwracając wzrok, ujrzałam, jak w moją stronę znów zmierza tarcza. Tym razem odbiłam Vibranium, nie kontrolując jego lotu. Rozrzucając magię na wszystkie strony, poczułam ból na plecach. Obróciłam się. Ujrzałam drona, który strzelał w moją stronę pociskami wyglądającymi jak strzykawki. Złapałam maszynę, złamałam w pół. Jedną częścią rzuciłam w Sama, drugą w Natashę. Kobieta sprawnie wyminęła pocisk, kierując we mnie innymi pociskami.

THE DAUGHTER OF THE UNIVERSE || Córka WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz