Minęło już pół wieku,
Na wskazówkach kalendarza,
Na wyrytym złotym głazie,
Jest wyryta twarz malarza.
Przestraszony smutkiem grymas,
Ostre zakończenia serca,
Może jutro będzie lepiej?
Może trafi się morderca?
Kiedy spadnie z nieba zawiść,
Trwoga spojrzy prosto w oczy,
Strony kalendarza zbledną,
Miłość w jego stronę kroczy.
Milknie niby pochowany,
Krew zalewa zimne dłonie,
Lodowate ciało trupa,
Rozerwane kulą skronie.
Ni to żywy, ni to martwy,
Malarz w stanie pół-świadomym,
Zatopiony w śnie na jawie,
Marzy by być narzeczonym.
Strata czasu! Czas ucieka!
Dzień rozciąga się w nicości,
Przydymione kocie oczy,
Poranione do krwi kości.
Zaśnij, niby porcelana,
Na komodzie w starym domu,
Otoczona kłębem kurzu,
Zaśnij, nie mów nic nikomu.