Nijaki jest całkiem wschód słońca,
Czy księżyc, co świeci całością,
Gdy muszą konkurować,
Z twojego ciała pięknością.
Tęczowa poświata pryzmatu,
Niby coś cudownego,
Lecz pryzmat jest zwykłym głazem,
W obliczu blasku twojego.
I nawet te polne kwiaty,
O woni dzikiej boskości,
Nie potrafią choć w ułamku,
Oddać twojej idealności.
Ton głosu anielskiego,
Co drga jak skrzydła motyla,
Śmiech co brzmi jak pergamin,
On radość w mym sercu zapyla.
Skóra miękka jak pierze,
Usta jak wata cukrowa,
Błysk cudownego oka,
O tobie księżniczko mowa.
Jesteś kryształem w mym życiu,
Cennym i urodziwym,
Jesteś mym aniołem stróżem,
Powodem szczęścia prawdziwym.
Bez ciebie się lekko duszę,
Czuję, że ciężko wciąć oddech,
Jak sucha roślina zimą,
Czuję, że topnieje uśmiech.
Jak w plastikowym worku,
Jakby zabrakło tlenu,
Nie mogę skupić myśli,
Powiedz kochanie, czemu?
Odpowiedź na to pytanie,
Jest prostsza, niż się wydaję,
Jesteś moim powietrzem,
Co słodkie życie daje.
Lecz słodkie jest jedynie z tobą,
Bez ciebie ma smak lukrecji,
Niby słodsze, niż cukier,
A jednak z najgorszej sekcji.