Dziura głęboka jak te w moim umyśle,
Byłam tam już nie raz,
Obiecuję uroczyście:
Że nie wpadnę tam i teraz.
Przepełnione jest cierpieniem,
Alkoholem i lekami,
Niby nie chcę tam już wracać,
Ale jednak to mnie mami.
Zrobię wszystko by już nigdy,
Nie spaść w dół jak samobójca,
Co się rzucił w ręce śmierci,
By iść tam gdzie święta trójca.
Ludzie chcąc pocieszyć mówią,
Że od dna się można odbić,
Tylko że jak porcelana,
Możesz się na strzępy rozbić.
Czasem żeby wyjść na prostą,
Potrzebujesz uderzenia,
Potrzebujesz z innych oczu,
Spojrzeć na niespełnione marzenia.
Kiedy na nie patrzysz tęskno,
Wpada ci nagle myśl do głowy,
Że to było zakrzywione,
Jak wygięty szkielet sowy.
I tak jak ludzie chodzący na smyczy,
Uwiązani aż pod szyję,
Sami sobie to zrobili,
Ta refleksja w głowie wyję.