W starej chatce drewnianej,
Na biało pomalowanej,
Brokat rozsypany wszędzie,
Wiatr go rozsypał, czy jakieś zaklęcie?
Dziwy różne w domu tym się dzieją,
Martwe dzieci przy kominku blade rączki grzeją.
Żadne z nich oczu ani żeber nie ma,
Za to po ścianach wspaniale każde biega.
A cóż to się chowa w szafce z jedzeniem?
To stwór o dwóch głowach z brutalnym marzeniem.
Pragnie rozlewu krwi, zatrzasnie więc chatki drzwi.
Podpełznie cichutko po ciemnej podłodze,
Potem każda glowa odgryzie po jednej nodze.
Ciecz ciemna koloru wina,
Zwabila ludozernego goblina.
Razem zwłokami się zajadali,
A potem Bogu podziękowali.