17. kusisz w tym ubraniu

44 6 2
                                    

MOLLY

Westchnęłam po raz tysięczny na lekcji biologii, kiedy do dzwonka brakowało jeszcze dziesięć minut. Miałam już dosyć tej lekcji. Męczyła mnie okropnie. A to, że musiałam robić z tym pacanem jakiś idiotyczny projekt w ogóle mi nie poprawiał humoru. Jedyny dobry plus tego wszystkiego, że już skończyliśmy i nie musimy się nawzajem ze sobą męczyć. Skończymy ten durny projekt, rozsiądziemy się i będziemy mieli spokój. A zwłaszcza ja.

- Możesz tak nie wzdychać? Wkurzające to jest. - odezwał się loczek obok mnie.

Przewróciłam oczami.

- Możesz nie oddychać tym samym powietrzem co ja? Wkurzające to jest. - uśmiechnęłam się sztucznie.

- Uwierz, że mi to też się nie podoba. - mruknął, wpatrzony w telefon. Miał plecak na ławce a brodę na nim. Natomiast ręce przed siebie, dlatego doskonale widziałam co pisze i do kogo.

- Max. Ładnie imię, ale towarzystwa na dzisiejszy wieczór jej nie zazdroszczę. - parsknęłam.

Spojrzał się na mnie, uniósł brew i zaśmiał się.

- To kolega, ale przekaże o imieniu.

Naprawdę go to bawiło.

- Aha. - fuknęłam. - I tak nie zazdroszczę.

- Jasne, jasne. - mrugnął do mnie okiem, uśmiechając się zadziornie. Machnęłam na niego ręką, zajmując się sobą.

Wyostrzyłam oczy, widząc Bruno za oknem. Stał na końcu parkingu, opierając się o maske swojego samochodu i palił papierosa. Rozmawiał z kimś, pewnie jakimś swoim dobrym kumplem. Ewidentnie na kogoś czekał.

I mogę się tylko domyśleć, że na mnie.

- Harry. - klepnęłam go w nogę, nadal patrząc za okno.

- Co? Japierdole. Myślałem, że dał sobie już spokój.

Nie był przestraszony, aczkolwiek wkurzony już tak. Z resztą Styles jest takim typem człowieka, który mało rzeczy się boi. Przeważnie jest odważnym chłopakiem.

- Ja też. - szepnęłam i w tym samym momencie nasze oczy z szefem mafii się skrzyżowały. Uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową w moją stronę. Poczułam strach, ale i też nutkę podekscytowania. Nie wiem dlaczego.

- Ale zaraz dostanie. - warknął i wstał, razem z dzwonkiem na przerwę. To była nasz ostatnia lekcja, dlatego mogliśmy iść już do domu.

- Nie rób nic głupiego, Harry. - krzyknęłam za nim, kiedy wybiegł na korytarz. Wzięłam szybko torbę na ramie i pobiegłam za nim. W międzyczasie minęłam Louisa z Susan, którzy byli lekko zdezorientowani.

No w sumie nie dziwnego. Wyglądało to pewnie jakbyśmy uciekali z psychiatryka.

- O, Styles. Dzień dobry. Co tam słychać? - Sucker chyba lubił się drażnić, natomiast loczka to denerwowało. Nie lubił tego, a on o tym wiedział i czekał tylko, kiedy go sprowokuje do bójki. - I Molly, moja ulubienica. - uśmiechnął się, ukazując swoje zęby. Wywalił papierosa i podeptał go butem.

- Czego chcesz? - zapytał ostro Harry.

- Napewno nic od ciebie. - nawet na niego nie spojrzał, kierując całą swoją uwagę na mnie.

I ja już nie wiem czy bardziej mnie to przerażało czy podobało.

- Od razu ci mówię, że nie masz czego tu szukać. - między nami stanął zielonooki, co trochę mnie zirytowało.

- Myślę, że panna Molly ma odmienne zdanie. - Bruno był cały czas poważny, nawet kącik ust mu nie drgnął. Loczek zerknął na mnie przez bark, na co ja tylko wzruszyłam ramionami. - Ale nie po to tu przyjechałem, mam wiele innych spraw na głowie. - machnął na nas rękę i kiwnął głową na kogoś. Był to niejaki Peter Melson, najpopularniejszy i największy rozrabiaka w tej szkole. Różne pogłoski o nim chodziły, między innymi to, że pobił własnego ojca na śmierć za znęcanie się nad matką, którą tylko szanuje i kocha na tym świecie. Ale nie spodziewałam się, że ma kontakt z Brun'em. I to jaki kontakt, patrząc jak przywitali się popularnym klepnięciem w dłonie.

Hey hey, here I'am || h.s 📝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz