Rozdział 2

1K 33 3
                                    

Płatki lecącego śniegu.

Dwoje ludzi.

Cisza, spokój i przyspieszone oddechy. 

Prawie jak w najlepszej komedii romantycznej...

Tyle, że wcale tak nie jest.

Cisza i spokój, która w tym momencie nas otaczała nie była wcale taka dobra. 

Chociaż z jego perspektywy ta cisza i spokój może być zbawienna. 

Bez problemu mógłby się mnie pozbyć.

-Słuchaj, ja naprawdę muszę już iść. -zaczęłam, zerkając na niebieskie oczy nieznanego mi faceta.

Ciche prychnięcie opuściło, jak na moje oko kształtne usta chłopaka.

 -Naprawdę, pies mi zamarza. -palnęłam, zdając sobie po chwili sprawę z tego co powiedziałam. 

Serio Vivian? 

Tym razem głośniejsze parsknięcie opuściło kształtne usta nieznajomego.

-Naprawdę? Wymyśliłaś coś takiego? -zapytał, pochylając się nad moją osobą.

-Tak. -odpowiedziałam, dokładniej przyglądając się jego niebieskim oczom.

-Jeszcze nigdy, nie słyszałem bardziej idiotycznej wymówki, niż ta. -rzucił, przenosząc swój wzrok na Ruby, która wpatrywała się w niego z lekko przechyloną głową.

-W takim razie doceń ją i puść nas wreszcie. -dodałam, czując jak zimny płatek śniegu opada na mój nos.

-Zgoda. -rzucił, wzruszając delikatnie ramionami. 

-Co? -zapytałam, kręcąc głową. -To znaczy, tak po prostu nas puścisz? -dodałam, nie mogąc ukryć swojego zdziwienia. 

-Przecież tego chciałaś, mylę się? -zapytał, delikatnie się uśmiechając.

Skurczybyk, ładny ma ten uśmiech.

-Chciałam. -rzuciłam, lekko zmieszana. -Ale nie sądziłam, że tak szybko to pójdzie. -dodałam, zdając sobie sprawę z tego, że powiedziałam to na głos.

I pomyśleć, że uważałam się za osobę w miarę inteligentną. 

Właśnie uważałam.

Jego delikatny śmiech dotarł do moich uszu, wybudzając mnie tym samym ze stanu zadumy. 

-Ciężko za tobą nadążyć. -rzucił, wpatrując się we mnie uważnie

-A to jeszcze próbujesz? -rzuciłam, przygryzając wnętrze swojego policzka.

Jego delikatny śmiech ponownie dał mi o sobie znać, jednak tak szybko jak się pojawił tak szybko znikł. Jego masywna sylwetka pochyliła się nad moją ponownie przyciskając moje plecy do dużego drzewa.

Jego ciepły oddech, czułam na moim policzku.

Zapach nikotyny dotarł do mojego nosa, powodując jednocześnie jego delikatne łaskotanie.

Pali. 

Wstrzymałam delikatnie oddech, gdy jego pełne usta zbliżały się w kierunku mojego ucha.

-Cwaniara z Ciebie. -szepnął, wprost do mojego ucha. 

-To źle? -szepnęłam, równie cicho.

-Ależ skąd, to bardzo dobrze Vivian. -Wyszeptał ponownie dotykając ustami płatek mojego prawego ucha, po czym oddalił się i ruszył w tylko jemu znanym kierunku.

Odkryjmy siebie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz