Rozdział 35

557 20 0
                                    

Dzień przed Bożym Narodzeniem

Od naszej drugiej randki minęło kilka dni. I najlepsze w nich było to, że czas z Jaydenem był tak bardzo nasz. Były standardowe zaczepki, zadziorne uśmiechy, wzajemne dokuczanie sobie. Z pozoru było tak bardzo zwyczajnie, ale dla mnie było najlepiej na świecie.

Dzisiejszy dzień również zapowiadał się cudownie. Z samego rana zabrałam się za przygotowywanie mojego napoju Bogów, bez którego nie wyobrażam sobie świąt. No bo gdzie tak, święta bez gorącej czekolady, której towarzyszy mnóstwo pianek i ta słodka, kolorowa posypka?! 

Zdecydowanie, nie w tym domu.

Poza tym to nasza tradycja, którą oczywiście wprowadziłam, ale jest to też obowiązkowy punk przy ubieraniu choinki, który za dzieciaka również został wprowadzony przeze mnie. 

Wczoraj z samego rana wybraliśmy się razem, zresztą jak co roku w poszukiwaniu tego jednego, idealnego i co najważniejsze żywego- świątecznego drzewka.  

I tak oto od wczoraj w naszym salonie stoi piękny, dwumetrowy świerk, którego zapach przyjemnie roznosi się po całym domu. 

-Vivi, skończyłaś? -zniecierpliwiony głos mojej rodzicielki, kolejny już raz dał o sobie znać.

-Prawie. -krzyknęłam, obsypując pianki kolorowym cukrem.

-My już czekamy. -krzyknął po chwili tata, który podobnie jak mama wziął dziś wolne w pracy.

-Idę. -odkrzyknęłam, podnosząc tacę, na której znajdowały się trzy świąteczne kubki z gorącym napojem.

-No nareszcie. -sapnęła mama, łapiąc w dłonie naczynie z narysowanymi saniami, które otaczały różnorakie prezenty.

-No przepraszam, że o was dbam. -sapnęłam oburzona, podając tacie kubek w kształcie bombki. 

-No już, nie dąsaj się. -zaśmiała się kobieta. -Przecież wiesz, że mi to nie przeszkadza. -dodała po chwili, odkładając kubek z upitym napojem na stolik.

-Ale z drugiej strony, mogłabyś robić ją szybciej niż te sześćdziesiąt minut. -rzucił po chwili tata, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

Prychnęłam cicho, upijając po chwili czekoladę z mojego kubka, który kształtem przypominał renifera.

-Ostatni raz jestem dla was taka dobra. -rzuciłam po chwili, odkładając kubek  na czarny stolik.

-Mówisz tak co roku. -dźwięczny śmiech rodziców rozniósł się po pomieszczeniu, powodując że sama uśmiechnęłam się delikatnie. 

-Ale w tym roku, już naprawdę tak twierdzę. -dodałam, śmiejąc się przy tym. 

-To też mówisz, co roku. -dodał po chwili tata, łapiąc w dłonie masywne pudełko z ozdobami.  -To co zaczynami? -potrząsnął lekko opakowaniem.

-Zaczynamy. -krzyknęłam, upijając szybko łyk czekolady, w momencie w którym charakterystyczny dźwięk dzwonka dał nam wszystkim o sobie znać. -Spodziewacie się kogoś? -zapytałam, przeskakując wzrokiem z jednego rodzica, na drugiego. 

-Nie. -odpowiedzieli jednocześnie, wyglądając przy tym na zaskoczonych.

W końcu dzwonek do drzwi o godzinie dziesiątej rano, dzień przed świętami jest czymś co zdarzyło się w tym domu pierwszy raz. 

-Otworzę. -mruknęłam po chwili, ruszając w kierunku drzwi wejściowych. 

Chwyciłam za klamkę, przekręcając wolną dłonią zamek. Szybkim ruchem otworzyłam drewniany element, natrafiając wzrokiem na postać Jaydena.

Odkryjmy siebie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz