Rozdział 28

548 26 2
                                    

Od ostatniej wizyty Jaydena minęło kilka dni. Rodzice zdążyli już wrócić, przy okazji przywożąc mi piękną, świąteczną, małą poduszkę, która od razu znalazła swoje miejsce na łóżku, na którym jeszcze cały czas unosił się, w prawdziwe już delikatny zapach chłopaka, który zawrócił mi w głowie. 

Dziś mamy 20 grudnia, do świąt zostało już tylko kilka dni i chociaż miałam udać się z mamą na nasze ukochane przedświąteczne zakupy, musiałam zmienić plany.

A to wszystko za sprawą randki.

Drugiej randki, na którą zaprosiłam Jaydena.

Tej randki, która odbyć ma się już dziś.

Szybkim ruchem zsunęłam czarny materiał koszulki, w przetarte jasne jeansy, które  znajdowały się na moich nogach.

Długo zastanawiałam się nad odpowiednim miejscem na randkę. Nie chciałam, żeby była to pierwsza lepsza restauracja, to zdecydowanie do nas nie podobne. Kino, spacer po parku- totalny banał. Chciałam zabrać go do miejsca wyjątkowego, takiego które na długo pozostanie zarówno w jego, jak i mojej pamięci. 

I po długich przemyśleniach, chyba takie znalazłam.

-Wychodzę -krzyknęłam, pospiesznie zakładając puchatą kurtkę.

Temperatura na zewnątrz, zdecydowanie nie zachęcała do długich spacerów po świeżym powietrzu. Płatki śniegu, które jeden po drugim mknęły ku ziemi, wprawiły mnie w jeszcze lepszy nastrój. 

-Z kim? -lekko stłumiony głos rodzicielki, dotarł do mnie z opóźnieniem.

Chwyciłam beżowy szal, otulając się nim szczelnie, gdy sylwetka mamy znikąd pojawiła się  w przedpokoju.

-Wiesz co? -zaczęłam, udając oburzenie. -Może zapytałabyś się dokąd idzie twoje najukochańsze dziecko, albo coś w stylu ,,o której wrócisz moja najcudowniejsza córko''? -rzuciłam, robiąc jednocześnie cudzysłów w powietrzu.

Ciche prychnięcie upuściło jej usta, na które już po chwili wkradł się przebiegły uśmiech.

 -Skoro prosisz... -zaczęła, kaszląc przy tym teatralnie. - Dokąd to się wybiera moja mała jędza? -zapytała, trzepocząc przy tym rzęsami. -Naturalnie równie mocno interesuje mnie, o której godzinie mój pomiot szatana ma zamiar wrócił. -dodała, szczerząc się przy tym szeroka.

Sapnęłam cicho, nie kryjąc swojego oburzenia. 

I ona ma czelność nazywać się moją matką? 

-Wiesz ty co! -sapnęłam, udając rozgoryczenie. -Za to, nic ci nie powiem! -dodałam po chwili, zaplatając teatralnie dłonie, na klatce piersiowej.

-Nie musisz. -niespodziewanie głos taty dał nam o sobie znać.

Niezrozumiale uniosłam brwi, patrząc na ojca, który opuścił kuchnię i powolnym krokiem szedł z kpiącym uśmiechem w naszą stronę.

-Zapytam tego chłopaka, który stoi pod naszym domem. -dodał z uśmiechem, ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby.

Chłopaka, który stoi...

Zaraz co?!

-Chłopaka?! -pełen podekscytowania głos mamy, wyrwał mnie z chwilowego transu.

Przygryzłam wnętrze policzka, odwracając się szybko w kierunku drzwi wejściowych. Niepewnie stanęłam na palcach, patrząc przez malutką szybę, przez którą natychmiastowo natrafiłam na postać Jaydena, który nonszalancko opierał się o maskę swojego samochodu. Jego niebieskie oczy, skierowane były w kierunku spadających z nieba płatków śniegu. 

O cholera.

Jayden obserwujący śnieżynki, to najpiękniejszy widok, jaki zastały moje oczy.

-Vivi, co to za chłopak? -ciekawość, zdecydowanie nie upuszczała mojej mamy.

 Już chyba wiadomo, po kim odziedziczyłam tę cechę. 

Uśmiechnęłam się delikatnie, nieprzerwanie wpatrując w chłopaka, który wytatuowaną dłoń wyciągnął w kierunku spadających płatków.

-A to przypadkiem, nie jest młody Javers? -rzucił, zza ściany tata.

Szlag. 

  Natychmiastowo odskoczyłam od drzwi, odwracając się w kierunku rodziców, których już tam nie było.

Żwawym krokiem ruszyłam w kierunku pomieszczenia, z którego dobiegały ciche szepty.

-Serio? -rzuciłam, patrząc na nich niemrawie. -Bawicie się w osiedlowy monitoring? -prychnęłam, obserwując jak zza białej firany obserwowali Jaydena.

-Nie mówiłaś, że się z nim spotykasz? -zaczął tata, odwracając się w moją stronę. 

-Nie spotykamy się. -zaczęłam od razu, wyginając ze zdenerwowania palce.

Dlaczego ja wcześniej nie wpadłam na to, że oni zapewne doskonale znają Jaydena, a jeśli nie jego, to bez dwóch zdań jego rodziców, w końcu łączy ich jedna firma.

-Nie? -zapytał drwiącym głosem tata.  -To czemu zrobiłaś się czerwona jak burak, na samą wzmiankę o tym, że się spotykacie. -dodał, z rozbawieniem. 

-Martin! Daj jej spokój. -z opresji wyrwał mnie głos mamy. -Nic się nie przejmuj skarnie, nam to nie przeszkadza, cieszymy się, że kogoś poznałaś. -dodała, łagodnie się do mnie uśmiechając. 

Odwzajemniłam uśmiech, czując cholerne zawstydzenie zaistniałą sytuacją.

-Może zaprosisz go na herbatę, albo kawę? -zapytała po chwili, patrząc uważnie na moją reakcję. 

-Pewnie, może jeszcze na moją popisową czekoladę.?-rzuciłam po chwili, z wyczuwalnym sarkazmem w głosie. 

-O świetny pomysł! -krzyknęła kobieta, wymachując przy tym entuzjastycznie dłońmi.

Cóż, ona najwidoczniej nie wyczuła sarkazmu. 

-Mamo... -zaczęłam, lecz donośny dźwięk dzwonka, dał nam wszystkim o sobie znać.

Szybko rzuciłam okiem na zegarek, uświadamiając sobie, że od co najmniej piętnastu minut powinnam już być poza domem.

Cudownie.

-O to pewnie on! Nie mógł się doczekać, jakie to słodkie. -rzuciła podekscytowana. -Idź otwórz, ja wyjmę wszystkie potrzebne składniki do tego twojego napoju aniołów. -dodała, otwierają pierwszą półkę.

-Napoju bogów. -prychnęłam,czując jak uchodzi, ze mnie cała energia. 

Nie tak, to wszystko miało wyglądać.

-Nieważne, idź, że dziecko otworzyć wreszcie te drzwi. -powiedziała pospiesznie, wyciągając z szafki zestaw świątecznych kubków. 

 Westchnęłam cicho, idąc we wcześniej wskazanym mi kierunku.

Nie tak zaplanowałam sobie ten dzień.

Miała być randka marzeń...

A będzie randka w towarzystwie rodziców...

Cudownie, po prostu.

CUDOWNIE. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Cóż... Miała być niezapomniana randka! Ta zdecydowanie taka będzie :') Do następnego!~Patrycja1926 

Odkryjmy siebie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz