Stanął na brzegu lasu i wziął głęboki wdech. Co prawda nie był tu po raz pierwszy, ale jednak wchodzenie między ludzi zawsze go stresowało. Nieważne, czy byli to pokojowo usposobieni Poczciwcy, czy złodzieje, tylko czyhający na okazję, żeby się wzbogacić. Choć z dwojga złego już chyba wolałby Poczciwców...
Niestety, będzie miał do czynienia z tym drugim.
Ale czy mu się to podobało, czy też nie, to właśnie Północne Rynki wybrano na kolejne centrum Tingu. Z jednej strony było to dla niego całkiem korzystne – wbrew wszelkim, pozornie znaczącym zagrożeniom, nie musiał tu aż tak uważać. Z drugiej strony... przyczyna, dla której została wytypowana akurat ta wyspa, nadal pozostawała dla niego tajemnicą. Tajemnicą, którą bardzo chciał poznać. No i przede wszystkim, wypadałoby mieć choć niewielkie pojęcie o tematach podejmowanych przez wodzów dyskusji, podpisanych traktatach, czy też najnowszych decyzjach.
To nie tak, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje na Archipelagu. Ale gdyby postanowiono ułożyć przeciwko niemu piekielnie przebiegły plan, lepiej byłoby o tym wiedzieć.
Szczególnie, że odkąd zawitali tu Łowcy Smoków, ich przywódca, Viggo Czarciousty, również zyskał prawo do uczestniczenia w tego typu spotkaniach. Nie pochodził stąd ani nie przestrzegał ściśle zasad oraz tradycji większości plemion wikingów, ale mimo to go przyjęto. Niestety, od tamtego czasu zdołał zawrzeć sojusze ze znaczną częścią wysp.
W tym wypadku stwierdzenie, że on i Nocna Furia będą walczyć przeciw całemu światu zaczynało nabierać nowego znaczenia.
No bo powiedzmy sobie szczerze – nikt o zdrowych zmysłach ani nie popierał jego działań, ani by do niego nie dołączył. Choć właściwie... to ostatnie było nawet Czkawce na rękę. Wolał działać sam ze swoim smokiem. Na sojuszach już raz się przejechał.
Wyszedł z cienia i skierował się do jedynej, znanej mu tutaj osoby. Po drodze obyło się raczej bez problemów – większość wikingów mierzyła go dziwnymi spojrzeniami albo patrzyła na niego z pogardą. Jeden, po tym jak go zobaczył, zaczął po cichu modlić się do Thora, by nigdy nie skończyć tak samo.
Nic nowego.
Czkawka, cóż... nie do końca wyglądał jak człowiek cywilizowany. Miał dość mocno rozczochrane włosy, a jego ubraniom daleko było do nowych. Rzecz jasna, jego „zbroja", którą zakładał jako Dziki Jeździec, była w o wiele lepszym stanie, ale nie mógł się w niej tutaj pokazać. Ubrał więc swój normalny strój, który jak widać, z normalnością i tak miał niewiele wspólnego. Ale przynajmniej nie przykuwał uwagi tych ludzi, z którymi młody Haddock wolał nie mieć do czynienia.
Uważali go za niegroźnego dzikusa, którym nie warto zawracać sobie głowy.
Podszedł do straganu, stojącego z dala od pozostałych. Krzątający się wewnątrz młody kupiec akurat majstrował coś przy jednej z kusz, więc był odwrócony plecami i nie zauważył przybysza.
Szatyn rzucił trzy topory na blat, nie przejmując się hałasem, jaki wydały.
Czarnowłosy sprzedawca podskoczył ze strachu, ale uspokoił się, gdy ujrzał znajomą twarz.
- Nie dało się podejść normalnie, co? – spytał.
Czkawka jedynie wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
- Powiedzmy, że mam do ciebie pewien interes... - zaczął.
- Zawsze masz interes – przerwał mu chłopak. – Ale dobra, dawaj.
- Nie masz tu przypadkiem jakiegoś porządnego futra na zimę?
Kupiec spojrzał na Haddocka, jakby ten dopiero co spadł z Księżyca.
CZYTASZ
Dziki Jeździec || HTTYD
FanfictionUsiądźcie wygodnie i posłuchajcie. Oto druga część opowieści o chłopcu, który poszedł własną drogą. Druga część historii, która z czasem stała się legendą. Legendą, która nadal żyje, choć pozornie została zapomniana. Wydarzyła się ona wiele lat póź...