Wystrzelił z kuźni jak z procy. Nie minęły dwie minuty, a po zastraszeniu przypadkowego przechodnia, udało mu się wyciągnąć od niego informacje, gdzie aktualnie znajdował się Stoick. Nie żeby był zbytnio zaskoczony faktem, że akurat miał spotkanie w Twierdzy. Spotkanie, na którym teoretycznie sam też powinien być, jako członek Rady.
Mniejsza z tym. To było teraz jego najmniejsze zmartwienie.
Musiał pomóc swojemu czeladnikowi. Jeśli faktycznie go złapali, chłopak miał poważne tarapaty. Wystarczyło jedno słowo, jedno zdanie z jego strony, a byłby wolny. Wystarczyłoby, gdyby powiedział, kim jest.
Ale Pyskacz znał Czkawkę i jego ośli upór, i niestety zdawał sobie sprawę z tego, że chłopak prędzej zginie, niż się do tego przyzna.
Niestety od tego pierwszego nie był aż tak znowu daleko. Gbur znał też Stoicka i dobrze wiedział, jak tamten nienawidził Jeźdźca. Teoretycznie sama jego osoba nic mu nie zrobiła. Ale legendy jakie o nim opowiadano, strach jaki budził i fakt, że przyjaźnił się ze smokami – a szczególnie to – wystarczyło, by Ważki nie darzył go sympatią. Do tego dokładały się jeszcze jego ataki na Łowców. I ten jeden, najbardziej pamiętny – na Razar. Wtedy, gdy wódz Berk o tym usłyszał, poprzysiągł sobie, że jeśli kiedykolwiek spotka tę kreaturę, zrobi wszystko, by zniszczyć ją raz na zawsze i uwolnić od niej cały świat. W świetle tych okoliczności kara więzienia była najłaskawszą, jaka mogła spotkać Czkawkę. Niestety Stoick nie był znany z łaskawości.
Wziął głęboki wdech, wspinając się wyżej po schodach. Że też przodkowie mieli taki ubaw z wykuwania tylu stopni i budowania Twierdzy tak wysoko.
- Oj, gdybym ich spotkał, to ten hak poszedłby im w smak – warknął.
Jednak gdy dotarł pod drzwi budowli, zatrzymał się. Coś było nie tak. Pchnął gigantyczny mechanizm, a potem wszedł do środka. Panował tam zgiełk i chociaż wiedział, że nie zgromadziła się tu cała osada, to i tak było tłoczno. Dlaczego? Ach, no tak. Dodatkowa ilość będących tu Łowców zdecydowanie robiła swoje.
Zmarszczył brwi, a potem zaczął się przepychać przez tłum, używając do tego obojga swoich łokci oraz haka. Kilku wikingów będzie miało potem sine pamiątki, ale trudno. Pyskacz miał ważniejsze sprawy na głowie.
Musiał wiedzieć, co się tu działo.
_-_-_
- Ludzie! Dzisiaj jest szczęśliwy dzień! – wykrzyknął Stoick, zaczynając swoją przemowę.
Naprawdę się cieszył. Od dawna nie miał tak dobrego humoru. I chociaż największa rana w jego sercu wciąż się nie zagoiła i już nigdy nie miała się zagoić, to jednak dzisiejszego dnia miał powód do świętowania. Wraz z sojusznikami udało mu się dokonać czegoś, co zapewni jego ludziom bezpieczeństwo. Ba, cały Archipelag będzie mógł odetchnąć z ulgą! Czy nie mogło być lepiej?
- Jeszcze kilka tygodni... - machnął ręką. – Co ja mówię? Kilka dni temu! Jeszcze kilka dni temu żadne z nas nie było pewne jutra. Pamiętacie ten atak na Arenę? Pamiętacie kolejne noce, z których każda mogła być naszą ostatnią?
- Ee, ja tam nie pamiętam – burknął Sączyślin.
- Nie prosiłem, żebyś się wtrącał – warknął cicho Stoick, po czym kontynuował. – Jesteśmy wikingami. To ryzyko zawodowe. Codzienność! Strach zjadamy na śniadanie, a waleczność wypijamy z mlekiem matki. Przecież jeszcze kilka lat temu jak szaleni walczyliśmy ze smokami! Gromiliśmy i zabijaliśmy te bestie, jakby nie było jutra! Ale potem pojawiło się coś gorszego niż one. Coś, z czym nie potrafiliśmy walczyć. Aż do teraz. Dzisiaj... dzisiaj ludzie... dzisiaj mamy powody do świętowania!
CZYTASZ
Dziki Jeździec || HTTYD
FanfictionUsiądźcie wygodnie i posłuchajcie. Oto druga część opowieści o chłopcu, który poszedł własną drogą. Druga część historii, która z czasem stała się legendą. Legendą, która nadal żyje, choć pozornie została zapomniana. Wydarzyła się ona wiele lat póź...