Rozdział 59: Ostateczne starcie

306 32 58
                                    

- Mój syn nie jest idiotą, nie da się wpędzić w twoją pułapkę – warknął Stoick.

- Jeśli znam się na psychologii, poczucie winy musi go teraz strasznie zżerać. Pod jego wpływem ludzie podejmują różne decyzje.

- Nie on.

Szczerze mówiąc, nie był taki pewien swoich słów. Gdy Czkawka był nastolatkiem, wiele razy postępował lekkomyślnie. Skąd pomysł, że teraz by się to zmieniło?

Jednak nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Tkwił w samym środku walki i musiał ją wygrać. To był teraz priorytet. Jeśli mógł jakkolwiek pomóc swojemu synowi, pokonanie Viggo było najlepszym sposobem. Skrzyżował topór z jego mieczem, napierając jak najmocniej.

Stali naprzeciw siebie. W końcu stopa Czarcioustego zaczęła się przesuwać do tyłu.

Był silny jak na swoją posturę. Ale nie tak silny, jak Stoick.

Niestety siła to nie wszystko, co wróg miał w zanadrzu. W ciągu ułamka sekundy poddał się i odskoczył w bok, pozwalając by Ważki chwilowo stracił równowagę. Gdy wodzowi Berk udało się ją odzyskać, poczuł coś zimnego na prawej nodze. Spojrzał tam i zmarszczył brwi, a potem ścisnął mocniej topór.

Viggo go nie zranił (a przynajmniej nie głęboko), ale odciął mu kawałek tuniki. Tak jakby dla niego to była tylko gra.

Bo to była tylko gra. Stoick nie był prawdziwym przeciwnikiem. Był tylko przynętą. A jaką Czarciousty miałby korzyść, gdyby się pozbył swojej przynęty?

Ważki otworzył szerzej oczy. No oczywiście! To była jego przewaga.

Viggo nie mógł go zabić. A przynajmniej jeszcze nie teraz.

Z nową energią ruszył na przeciwnika, ale ten – jak na ironię – nie przyjął żadnego z jego ciosów. Ciągle się wymykał, odskakiwał lub odchylał. Nie sparował ani jednego uderzenia. Za szóstym razem to zaczęło być naprawdę irytujące. Stoick warknął cicho, a potem się zatrzymał. A gdy Viggo również stanął w miejscu, gwałtownie uderzył.

Bez rezultatu. Czarciousty znowu umknął.

- Doprawdy nie pojmuję, jak to możliwe, że w przeszłości wygraliście tyle wojen, skoro tak fatalnie walczycie.

Stoick zacisnął zęby i po raz kolejny zamachnął się toporem. Ale w ostatniej chwili zatrzymał ostrze. Stanął. Wziął głęboki wdech. A raczej kilka głębokich wdechów.

Nie ważne jak bardzo był wściekły na tamtego i jak bardzo chciał mu się odpłacić za te słowa i obrażanie historii Berk oraz jego ludzi –wypowiedź Czarcioustego coś mu uświadomiła. Viggo chciał wyprowadzić go z równowagi. A samemu Stoickowi do tego momentu niestety świetnie wychodziło poddawanie się tej manipulacji. Tańczył tak, jak wróg mu zagrał. Robił dokładnie to, czego tamten chciał. Atakował. I marnował swoje siły.

Podczas gdy Viggo tylko unikał ciosów, w ten sposób się oszczędzając.

- Sprytnie. Bardzo sprytnie. Za to ja nie pojmuję, jak to możliwe, że udało ci się zbudować takie imperium, skoro twoi wojownicy walczą jeszcze fatalniej od moich – odgryzł się.

Tamten prychnął.

- Może jednak twój syn odziedziczył swoją bystrość po tobie? A już zaczynałem myśleć, że to jego matka była tą mądrą.

- Valki w to nie mieszaj.

Przeciwnik uniósł brew.

- Och, a czemu? Czyżbym uderzył w słaby punkt?

Dziki Jeździec || HTTYDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz