Dopiero co przepłynęli Cieśninę Baldura. Nie było łatwo – w końcu była to cieśnina, a rozmiar Krigera nie pozwalał na choćby najdrobniejszy margines błędu. Przez cały ten czas musieli być bardzo czujni i non stop zaglądać przez burty, czy przypadkiem okręt nie ociera o skały. Konieczne też okazało się zwinięcie dwóch z trzech żagli, ponieważ pomiędzy ścianami dmuchało w nie mocniej niż Stoick w owcze żołądki. Tak wysoka prędkość przy tak ograniczonej ilości miejsca zdecydowanie nie była wskazana.
Jednak mimo trudności udało im się przepłynąć. Wbrew swoim rozmiarom statek okazał się być zaskakująco zwrotny, a jego stery reagowały naprawdę bardzo szybko. Obyło się więc bez prawie żadnych zadraśnięć. Jedynie raz otarli o jakąś skałę na dnie Cieśniny, ale nie uszkodziła ona Krigera.
Rozwinęli z powrotem żagle, natomiast załoga dostała chwilę wolnego.
Astrid oparła się o balustradę bakburty i spojrzała w stronę zostawionej z tyłu Cieśniny. Bardzo szybko oddalali się od najtrudniejszego etapu podróży, choć wiedziała, że z tą przygodą będą musieli zmierzyć się jeszcze raz. Jednak nie przejmowała się tym. Była raczej pod dużo większym wrażeniem szybkości łodzi, na której miała okazję płynąć. Co prawda, była to jej druga wyprawa tym okrętem. Ale za każdym razem ją to zaskakiwało. Tak bardzo przywykła do tradycyjnych drakkarów, że prędkość z jaką przemieszczali się teraz, wydawała jej się wręcz szaleńcza. Cóż, może to była miła odmiana od zwykłego, codziennego życia.
Chwilę później do Astrid dołączył Sączysmark, który także oparł się o barierkę. Jednak on najwyraźniej był bardziej zamyślony – a tematy tych rozmyślań najprawdopodobniej nie były dla niego zbyt przyjemne. Co i rusz wzdychał.
Po którymś tam kolejnym głośnym wypuszczeniu powietrza przez czarnowłosego, blondynka nie wytrzymała.
- Co jest? Powiesz w końcu, czy zamęczysz mnie tymi swoimi „ochami" na śmierć?
Jorgenson najwyraźniej nie do końca kontaktował, ponieważ dopiero po kilku sekundach zorientował się, że ktoś coś do niego mówił.
- Eee... ładna pogoda, nie? – spytał nie z tej beczki, z której trzeba.
Dziewczyna pokiwała głową z politowaniem.
- Wróciłeś już do świata żywych, czy może jeszcze nie?
- Wróciłem – stwierdził chłopak. – Tak mi się zdaje. A co?
- To chyba ja cię powinnam o to zapytać. Non stop myślisz. To do ciebie niezbyt podobne – powiedziała szczerze.
Sączysmark zaśmiał się cicho.
- Tak, wiesz... po prostu... a tam, takie. Sprawy osobiste – wydusił w końcu.
Blondynka wiedziała, co chłopak miał na myśli. A przynajmniej tak jej się zdawało.
- Tęsknisz za nią? – spytała bez ogródek.
- Co? Za kim? – Sączysmark nie załapał.
Astrid musiała mocno się powstrzymać, by nie uderzyć się w czoło. Albo lepiej – nie uderzyć jego w czoło. Bo jak można zapomnieć o kimś tak dla siebie ważnym? Myślała, że tylko bliźniaki tak potrafią, a tym czasem Jorgenson nieprzyjemnie ją zaskoczył. Choć... nad tym ostatnim by się zastanawiała. Czy faktycznie tak nieprzyjemnie?
- Człowieku! Twierdza, uczta, zaręczyny – nic ci to nie mówi? – uniosła głos.
Chłopak nareszcie załapał, a z jego twarzy zniknął uśmiech.
- A, tak, faktycznie – podrapał się po karku. – Nie, nie tęsknię. – odparł szczerze.
Astrid musiała chwilę pomyśleć, zanim udało jej się przetrawić te słowa.
CZYTASZ
Dziki Jeździec || HTTYD
FanficUsiądźcie wygodnie i posłuchajcie. Oto druga część opowieści o chłopcu, który poszedł własną drogą. Druga część historii, która z czasem stała się legendą. Legendą, która nadal żyje, choć pozornie została zapomniana. Wydarzyła się ona wiele lat póź...