Rozdział 35: Na łasce losu

415 43 7
                                    

Wbrew pozorom nogi nie zawiodły go do lasu. Głównie dlatego, że gdy tak szedł, zdołał się trochę uspokoić i na trzeźwo przemyśleć choć część sytuacji – przynajmniej swoje techniczne położenie. W efekcie doszedł do wniosku, że potrzebuje jakiejś broni.

Głównie dlatego, że płonący miecz był atrybutem Jeźdźca. Wszyscy o tym wiedzieli. Więc gdyby go użył jako Khenta, nawet tak ograniczeni umysłowo ludzie jak Wandale, mogliby połączyć kropki. A tego by nie chciał.

Więc ostatecznie swoje kroki skierował w stronę kuźni. Przy dobrych wiatrach, jeśli uda mu się przekonać Pyskacza, będzie mógł z niej skorzystać i wykuć sobie nowy sztylet. Poza tym może choć trochę dojdzie do siebie, bo praca przy żelastwie zawsze jakimś dziwnym sposobem pomagała mu się wyciszyć.

Jednak kiedy stanął oko w oko z Gburem, to wszystko okazało się nie być takie proste.

- A czego tu dusza szuka? – spytał kowal, odrywając się od polerowania miecza i podchodząc do stojącego u wejścia Khenty.

Ten zdecydował się od razu przejść do sedna.

- Chcę skorzystać z kuźni. Mogę?

- Aha. Skorzystać z kuźni. Jasne – pokiwał starszy z udawaną aprobatą. – A nie powinno się przypadkiem siedzieć teraz w porcie, hm? – spytał podejrzliwie.

- Nawiałem. Powiedzmy, że porty nie są moim ulubionym hobby, a z wyspy i tak nie ucieknę – wzruszył ramionami.

- Ta, ale strachu to im napędzisz niemało.

- Przeżyją – delikatnie się uśmiechnął.

Szczerze mówiąc, podobała mu się taka wersja wydarzeń.

- Pytanie czy ty przeżyjesz, kiedy cię w końcu znajdą.

- Nie z takimi miałem do czynienia.

Kowal spojrzał podejrzliwie na Czkawkę, ale nie skomentował tych słów. Zamiast tego, zaczął nad czymś dumać.

- No dobra. Jak cię ukatrupią, to ja cię na sumieniu mieć nie będę. Mów, czego potrzebujesz?

Po krótkiej chwili Haddock zdecydował się powiedzieć prawdę. Kowala i tak nie dałoby się oszukać, a zapętlając się w kłamstwa, tylko wzbudziłby jego podejrzenia. Thor jeden wiedział, do czego podejrzliwy Pyskacz był zdolny.

- Sztyletu. Stary wczoraj zgubiłem.

- O, a więc chodziło się po wiosce z bronią, chociaż się tkwiło pod strażą, tak? – mężczyzna uniósł brew.

- Jak to mówią, dopóki nikt o niczym nie wie, nie ma zagrożenia.

- Ano, ciekawa teoria. Ciesz się, że się Stoick nie dowiedział, bo by ci dopiero dał popalić – wytknął go palcem – A co do sztyletu, to nie mogę. Nie-Wandalom wstęp wzbroniony. Jakby się wódz dowiedział...

- Chyba, że by się nie dowiedział – wciął się Haddock. – Dlaczego miałbyś mu mówić?

Gbur zmarszczył brwi.

- A umiesz ty chociaż z tego korzystać, hę? – spytał, wskazując za siebie.

Tam stał piec, blat, kowadło, ostrzałka i ogółem rzecz biorąc wszystkie sprzęty, z którymi kowal musiał być zaznajomiony w stopniu co najmniej podstawowym.

- Na tym się wychowałem – odparł, nawet za bardzo zgodnie z prawdą.

Starszy najwyraźniej nie wziął jego słów zbyt dosłownie, bo jedynie pokiwał z uznaniem głową.

Dziki Jeździec || HTTYDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz