Rozdział 61: Trudniej budować niż burzyć

334 34 25
                                    

Stoick westchnął, przechadzając się dalej. W jego głowie wciąż tkwiły słowa Nikory. Nadal nie wiedział, czy wypowiedziała je tylko z uprzejmości, czy może rzeczywiście była szczera – zaskakująco ciężko ją było rozgryźć – tym niemniej jednego był pewien. To, co go czekało, nie było łatwe. I nie chodziło tu wcale o wyjaśnienie Wandalom, dlaczego to Jeździec, na którego tyle polowali, nagle jest wolny i wódz nic z tym nie robi, a wszystkie sojusze w jeden dzień wywróciły się do góry nogami. Chociaż to również znajdowało się na liście zadań, bo mieszkańcy zaczynali już szeptać między sobą i nie byli zachwyceni.

Jednak to nie tym się martwił.

Potrafił upilnować całą wioskę. Potrafił wymyślić strategię obrony i przewodzić w bitwie. Potrafił prowadzić rozmowy z sojusznikami oraz wrogami. Potrafił stawić czoło nawet najgroźniejszemu smokowi i wyjść z tego bez szwanku. Na Thora, mając tylko dziewięć lat urwał nawet takiej gadzinie łeb!

Każda z tych rzeczy była trudna do zrobienia. Dla wielu wręcz przerażająca. Ale nie dla Stoicka. Jego z kolei przerażało coś innego.

Rozmowa z synem.

Bo jak miał rozmawiać z kimś, o kim jeszcze kilka dni temu był pewien, że nie żyje? Przez tyle lat w jego umyśle utarła się świadomość, że już nigdy nie zobaczy Czkawki. Owszem, teraz wiedział, że jego syn wcale nie zginął. Ale to nie oznaczało, że ta świadomość tak po prostu zniknęła. Nie sposób było jej zburzyć w zaledwie jeden dzień. Mógł ją tylko odsunąć na bok i zrobił to w czasie bitwy z Łowcami. Wtedy musiał działać logicznie. Ale teraz bitwa się skończyła, a wszyscy powoli zaczęli wracać do codziennego życia. Stoick też mógł sobie wszystko na spokojnie przemyśleć.

I dopiero teraz zaczynało do niego docierać, że Czkawka żyje.

Jeszcze nie całkowicie. Jeszcze musiał się z tym oswoić. Jeszcze wiele było przed nim. Ale ta jedna, najważniejsza wiadomość, w umyśle Stoicka powoli zaczynała stawać się prawdą.

A wraz z nią, nadchodziły kolejne.

Czy był zły na Czkawkę, że opuścił Berk? W tym momencie nie. Teraz zwyczajnie się cieszył, że chłopak jednak żyje. W końcu z dwojga złego – ucieczki z domu, albo zostania rozszarpanym przez dzikie zwierzęta w lesie – lepsza jest ucieczka. Wyglądało na to, że ta historia i tak mogła się skończyć o wiele lepiej, niż Stoick mógł to sobie wyobrazić.

W końcu nie ważne gdzie, nie ważne z kim, ważne, że jego syn żył.

Czy był zły na siebie? To było pytanie, na które znacznie łatwiej było znaleźć odpowiedź. Wiedział, że za decyzję Czkawki odpowiadała też jego lekkomyślność i nastoletni bunt, ale mimo to nie mógł się pozbyć poczucia winy. To poczucie winy dręczyło go dzień w dzień, przez ostatnie dziewięć lat – i choć z czasem je stłumił, nigdy się go tak naprawdę nie pozbył. Bo w końcu tamtego wieczoru to on tak nakrzyczał na syna. Mógł to załatwić inaczej. Mógł spróbować wczuć się w jego położenie. Mógł nie nakładać mu tak wielkiej kary. Swoją drogą, mógł też nie nakładać jej wcale, bo chłopak już i tak miał całą masę zaległych kar i ta jedna niczego by nie wniosła. I przede wszystkim – mógł zachować się jak ojciec, nie jak wódz. Gdyby wtedy postąpił inaczej, być może historia by się tak nie potoczyła.

Mimo to teraz i tak mógł odetchnąć z ulgą. Czemu? Do tej pory myślał, że jego surowość doprowadziła do śmierci Czkawki. Obwiniał się za jego śmierć.

Ale on żył!

I chociaż czekało go jeszcze sporo pracy i naprawdę ciężkich rozmów – a i tak nie wiedział, czy uda mu się jakkolwiek odbudować więź z synem – to w tym momencie po raz pierwszy od wielu lat, Stoick naprawdę mógł odetchnąć z czystym sumieniem.

Dziki Jeździec || HTTYDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz