- Okej, to zdecydowanie nie był dobry pomysł.
Uskoczył, zrobił przewrót, przetoczył się po podłodze unikając posiekania na pół, a potem nawet nie mógł złapać oddechu, bo musiał natychmiast wstać, żeby nie zostać permanentnie przygwożdżonym do ziemi. Jeśli myślał, że poprzednie pojedynki były trudne, to ten przerastał wszystkie jego możliwe wyobrażenia.
No i taki mały drobiazg – wtedy miał ze sobą przyjaciół. Nawet jeśli każdy z nich miał własnego przeciwnika, w jakiś sposób wzajemnie się osłaniali. Teraz był sam.
I wszyscy na niego liczyli. Już lepiej być nie mogło.
Uniósł miecz i sparował uderzenie. Jednak nie był w stanie go utrzymać. Sekundę później uskoczył.
Przeciwnik ciął ostro i wymierzał naprawdę precyzyjne ataki. Teraz Rapierek zrozumiał, dlaczego mężczyzna ostrzegał go przed tą walką. Szczerze mówiąc, chłopiec miał naprawdę nikłe szanse, by ją przeżyć. Nie mówiąc już o wygranej.
Wystawił miecz, chcąc zablokować kolejny cios. Ale w ostatniej chwili się cofnął. Nie wytrzymałby takiego uderzenia. Nie dałby rady go sparować. Niestety, ostrze Łowcy się nie zatrzymało. Poczuł ostry ból w lewej ręce. Gdy tylko na nią spojrzał, dostrzegł, że zdobi ją dość pokaźna szrama, ciągnąca się przez prawie całą długość przedramienia.
- Naprawdę powinienem zacząć nosić karawasze – syknął, starając się nie zwracać uwagi na ból.
- Powinieneś.
Całe szczęście to nie była ręka, którą trzymał miecz. I chociaż lewe przedramię piekło go niemiłosiernie, spróbował utrzymać gardę. Udało mu się uniknąć lub odbić kilka ciosów, ale za każdym razem było to coraz trudniejsze. Stawał się coraz słabszy. Coraz cięższe było utrzymanie koncentracji.
A ta rana naprawdę nie wyglądała dobrze. Zaczął tracić krew.
W pewnym momencie – nawet nie zorientował się kiedy – został mocno pchnięty. Uderzył w skalną ścianę, obok wnęki, w której przetrzymywano Nocną Furię. Na chwilę zabrakło mu oddechu, ale to wystarczyło, by przeciwnik przyłożył mu miecz do gardła.
Spojrzał na Łowcę ze strachem. Ten przybliżył się, a chłopiec zamknął oczy. Jednak nic nie poczuł. Usłyszał jedynie westchnięcie.
- Noga – szepnął tamten.
- Co?
- Noga. Odepchnij miecz i mnie podetnij.
- Ale... nie rozumiem.
Tamten spuścił wzrok.
- Mam dzieciaka. Może w twoim wieku. Taki sam idiota. Więc albo zrobisz to, co ci teraz mówię, albo będę musiał to zakończyć. Chcesz im pomóc, lepiej się sprężaj.
Rapierek nie zastanawiał się dwa razy.
- Dziękuję.
Uniósł miecz do góry i odbił ostrze tamtego. Potem wymknął się i podciął mężczyźnie nogę. Łowca upadł i zemdlał albo – co bardziej prawdopodobne – tylko udawał nieprzytomnego. Jednak Thorston nie miał czasu się teraz nad tym zastanawiać. Sytuacja dookoła nie malowała się zbyt ciekawie.
Pyskacz i Skrzydłopłon byli osaczeni. Gbur został związany bolasem, a Ponocnik najwyraźniej znów wykorzystał wszystkie swoje splunięcia, bo bronił się jedynie zębami i pazurami. Robił to jednak bardzo nieskoordynowanie, a chłopiec dostrzegł, że z jego boku wystaje strzała. Nie podobało mu się to. Jakby tego było mało, Jeździec też nie trzymał się o wiele lepiej. Na podłożu dookoła niego były widoczne szare smugi, co znaczyło, że użył swojej ognistej broni. Najwyraźniej teraz z jakiegoś powodu nie miał jej przy sobie, a troje Łowców próbowało go unieruchomić. Właściwie, to jedno już im się udało. Teraz chcieli go już tylko złamać.

CZYTASZ
Dziki Jeździec || HTTYD
FanfictionUsiądźcie wygodnie i posłuchajcie. Oto druga część opowieści o chłopcu, który poszedł własną drogą. Druga część historii, która z czasem stała się legendą. Legendą, która nadal żyje, choć pozornie została zapomniana. Wydarzyła się ona wiele lat póź...