Po kilku minutach złożonych z błagań, prób przekupstwa a nawet gróźb, gad z łaski swojej wreszcie postanowił zejść z szatyna i dać mu trochę przestrzeni osobistej. Czkawka był mu za to całkiem wdzięczny. Głównie dlatego, że nareszcie mógł swobodnie oddychać. O dziwo ta czynność nie jest wcale tak prosta, gdy klatkę piersiową przyciska do ziemi wielka smocza łapa.
Nie to, że go nie rozumiał. Bo rozumiał i to bardzo. Sam się cieszył, że po ponad dwóch tygodniach w końcu mogli się zobaczyć.
- Tak wiem, ja też się stęskniłem.
Naprawdę się stęsknił. Najlepiej czuł się przy smoku, a rozłąka była równie trudna dla nich obojga. Tak już mieli. Od kiedy dziewięć lat temu w tym samym miejscu odbyli swój pierwszy lot, już nie potrafili istnieć osobno. To był główny powód, dla którego Czkawka – mając jedną, jedyną szansę żeby wrócić – zdecydował się zostać ze smokiem. Wiedział, ile to będzie wymagało wyrzeczeń.
Stracił wszystko. Ale zyskał przyjaciela.
Rozumieli się bez słów. To było coś na granicy czytania w myślach. Doskonale wiedzieli, co zaraz zrobi drugi. Znali swoje humory jak nikt inny. Czkawka mógł powiedzieć mu wszystko, pozwolić sobie przy nim na najgłupsze zachowania, najmniej rozsądne pomysły, a smok nie dość, że go nie oceniał, to jeszcze do tych wybryków dołączał. Oczywiście, w sytuacji, gdy te plany były naprawdę bardzo głupie, nie obywało się bez fochów. Ale mimo to gad zawsze go wspierał. Po prostu przy nim był.
Ale nie tym razem. Tym razem Czkawka był sam. Dopiero teraz sobie uświadomił, jak bardzo przez te kilkanaście dni brakowało mu towarzystwa przyjaciela. Bo dopiero teraz, kiedy siedział na ziemi obok najbardziej przerażającego smoka pod Słońcem, czuł że jest we właściwym miejscu. Dopiero teraz wszystko było tak, jak miało być. Bo znowu byli razem. W tym momencie nic innego się nie liczyło. Wikingowie, Berk, Nikora, nawet Viggo. Nic. Tylko on i smok.
Powiedzenie, że ich obojga rozpierała radość, byłoby niedomówieniem.
- Ja też. Brakowało mi tego – uśmiechnął się.
Smok zabulgotał cicho i usiadł obok człowieka.
- Wracają wspomnienia, co? – spojrzał na gada, który w odpowiedzi podniósł uszy. – Już nawet nie pamiętam, co tamtego dnia mnie pokusiło, żeby się wybrać aż tak daleko. Dziewięć lat. To już dziewięć lat, nie mordko?
Nocna Furia mruknęła.
- Ale wiesz? Nie żałuję. Ani sekundy – dodał po chwili.
Miał do załatwienia ważne sprawy. Ale na nie jeszcze przyjdzie czas. Tą chwilę chciał spędzić ze smokiem. Mieli w końcu sporo do nadrobienia.
Westchnął.
- Gdybym wtedy nie wybrał się tak daleko, pewnie byśmy się nie spotkali. Pewnie byłbym teraz wodzem i miał na głowie nie Viggo, ale setki wikingów z ich bezsensownymi tradycjami. Którzy znając życie w ogóle by się mnie nie słuchali. O ile oczywiście bym dożył do tego momentu, bo z Czerwoną Śmiercią w całości, ataki smoków nadal by trwały – westchnął ciężko, po czym dodał ze smutkiem – a ja musiałbym brać udział w obronie. Byłbym tak samo ślepy jak reszta mojego plemienia. Może nawet bym...
Uciął. Nie zamierzał tego kończyć tego zdania.
- Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Dobrze, że mnie wtedy tak daleko poniosło. Jest tak, jak powinno być. Co nie mordko?
Nie doczekał się odpowiedzi.
- Mordko?
Spojrzał w oczy Nocnej Furii i dostrzegł, że te są utkwione w tafli jeziorka. A konkretniej w pływającym pod nią łososiu.

CZYTASZ
Dziki Jeździec || HTTYD
FanfictionUsiądźcie wygodnie i posłuchajcie. Oto druga część opowieści o chłopcu, który poszedł własną drogą. Druga część historii, która z czasem stała się legendą. Legendą, która nadal żyje, choć pozornie została zapomniana. Wydarzyła się ona wiele lat póź...