Rozdział 24: Kozi róg

509 50 4
                                    

- Halo, jesteś tam?

To pytanie było zadane wystarczająco głośno i złośliwie, by wybić go z jego własnych myśli.

- Tak. Zastanawiałem się tylko nad poziomem jej szaleństwa – zaśmiał się.

Dziewczyna prychnęła.

- Razem z całą jej flotą i wpływami to dość niebezpieczne połączenie – stwierdziła po chwili.

- Widywałem gorsze – mruknął.

Wzruszył ramionami, jak gdyby spotykanie piratów z przywódcami w zaawansowanym stopniu obłędu było dla niego normą, po czym po prostu znów położył się na trawie. Kątem oka dostrzegając uniesioną brew Astrid i jej niedowierzanie, zmieszane ze sporą dozą sceptycyzmu.

- Serio? Gdzie? Bo ja jakoś nie widzę niczego gorszego, co zagrażałoby Archipelagowi bardziej niż ona – prychnęła. Po raz kolejny.

- Archipelagowi nie. Dla Archipelagu Nikora jest najgorsza – przyznał jej rację. Tak po prostu. Bo ją miała. Potem kontynuował spokojnie – Ale jej ruchy wbrew pozorom można przewidzieć. Znając powód jej działań, czyli jak mówiłaś, chce dopaść Viggo, można mniej więcej określić jej posunięcia. Domyślić się, gdzie uderzy, żeby tylko osiągnąć swój cel albo zniszczyć tych, którzy będą chcieli jej w osiągnięciu tego celu przeszkodzić. Owszem, jest szalona, ale nie nieprzewidywalna.

- Dość sporo wiesz na jej temat – stwierdziła.

- Wiem tyle samo, co i ty – stwierdził szczerze. – Po prostu potrafię wyciągać wnioski. 

- A jednak parę razy już się spotkaliście – podkreśliła.

- Z tego co mówiłaś, wnioskuję, że wy też – odbił. A widząc zmieszanie na jej twarzy, postanowił wyjaśnić – No co? Nie wiedzielibyście tego wszystkiego inaczej, jak tylko od niej. Żadni kupcy o tym nie trąbili, czyli nikomu nie powiedziała. A nie jest typem, co to lubi się dzielić swoimi planami. Więc albo mieliście wielkie szczęście, albo wielkiego pecha.

- Raczej to drugie – odparła gorzko.

Zmarszczył brwi, ale ona nie mogła tego zobaczyć. Chciał się dowiedzieć, co takiego między nimi zaszło. Tak bardzo chciał. Ale nie mógł. Po pierwsze, był dla nich obcy. Po drugie, nie przypłynął tu po to, żeby badać aktualne konflikty Berk, ale żeby poznać prawdę o swojej matce. A po trzecie, miał się nie przywiązywać.

- Tak czy siak, to i tak nie jest moja sprawa – stwierdził po chwili. – Jakkolwiek się tam na was uwzięła, mam nadzieję, że to się w miarę dobrze skończy.

Poczuł na sobie jej wzrok. Ale nic nie powiedziała. Więc postanowił wrócić do poprzedniego tematu.

- Wiesz co jest najgorsze? Fałszywość. Nawet nie siła, nawet nie flota. Po prostu fałszywość. Człowiek przyjmie cię pod swój dach, ugości, porozmawia jak z przyjacielem, nawet powie własnym kumplom, że jesteś w porządku, aż tu nagle... wbije nóż w plecy. A ty się tego nie spodziewasz. Ufałeś mu, wierzyłeś, że wszystko zacznie się układać, że będzie dobrze... a tu się okazuje, że nie będzie, bo rano budzisz się zakuty, w zimnej celi.

Westchnął. Musiał jakoś zdobyć jej zaufanie i uchylić rąbka własnej tajemnicy. Przynajmniej tak to sobie początkowo tłumaczył. Koniecznością zdobycia zaufania. Później... później właściwie zaczął mówić sam z siebie, uważając jedynie, żeby nie powiedzieć za dużo. Bo komuś powiedzieć to musiał.

- Rok minął, zanim prawdziwi przyjaciele pomogli mi się stamtąd wydostać – kontynuował. – Od tamtej pory jakoś... straciłem wiarę w ludzi – zaśmiał się, ale w bardziej histeryczny niż radosny sposób.

Dziki Jeździec || HTTYDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz