Astrid odwróciła się w stronę wrót. Z resztą, nie tylko ona. Jej przyjaciele i wszyscy obecni w sali przerwali prowadzone przez siebie rozmowy, żeby móc lepiej się przyjrzeć temu, co się działo przy wejściu do Twierdzy.
Ekipa od kontroli kupców ewidentnie nie radziła sobie z tym, kogo tu przyprowadziła. Nieznajomy cały czas im się wyrywał i dopiero interwencja Sączyślina, który pomógł Wandalom mocniej go chwycić, ostatecznie ostudziła jego chęć ucieczki. Mimo to każdy odnosił wrażenie, że wystarczy sekunda, aby sytuacja się zmieniła.
Bo ten przybysz, choć wyglądał na człowieka, wcale go nie przypominał. Zachowywał się tak, jakby nigdy wcześniej nie miał kontaktu z jakimś cywilizowanym społeczeństwem. Jakby pierwszy raz znalazł się wśród ludzi i chciał za wszelką cenę od nich uciec. Tak, jakby się ich bał.
Nic nie mówił. Od kiedy go tu wprowadzono, nie odezwał się ani słowem. Czy odzywał się przedtem, również nikt nie wiedział. Ale jego rozbiegany wzrok i niecodzienne, jakby zwierzęce odruchy, zdradzały naprawdę wiele. Podobnie jak i wygląd.
Najprawdopodobniej był szatynem, ale przy tym oświetleniu nie można było tego stwierdzić jednoznacznie. Poza tym stan jego włosów pozostawiał wiele do życzenia – były wyraźnie rozwiane i najprawdopodobniej od wieków nie widziały czegoś takiego jak grzebień. Nie wspominając już o tym, że zdążyło się w nie zaplątać kilka źdźbeł trawy i trochę liści, a w niektórych miejscach widniały grudki zaschniętego błota. Jego ubiór również był godny jedynie pożałowania. Koszula i spodnie były na już na tyle przetarte, połatane i upaprane ziemią, że trudno było się tam doszukać ich pierwotnego koloru.
Ale dopiero, gdy Astrid spojrzała w jego zielone oczy, zorientowała się, że mają do czynienia z kimś bardziej nieucywilizowanym niż początkowo sądziła. Bo te oczy były tak dzikie, jak u najgroźniejszego smoka pod Słońcem. I tak przenikliwe, że wywołały u dziewczyny dreszcz.
- Wszystko gra? – spytał Sączysmark, który dostrzegł nagłe spięcie wojowniczki.
Astrid była mu za to nawet wdzięczna. Trochę ją też ujęła jego spostrzegawczość, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Tak. Chyba tak.
Chłopak przez chwilę się nie odzywał, ale ostatecznie najwyraźniej stwierdził, że drążenie tematu nie byłoby dobrym pomysłem. Dlatego go zmienił.
- Chodź, zobaczymy o co w tym wszystkim chodzi.
Dziewczyna skinęła głową na znak, że się zgadza. Wstali, ale zanim ruszyli bliżej widowiska, Sączysmark odwrócił się w stronę pozostałych członków ekipy.
- Ej, wy bombotwórcy od dziesięciu boleści! Idziecie, czy nie?
Mieczyk, Szpadka i Śledzik popatrzyli po sobie, wzruszyli ramionami i najwyraźniej stwierdzili, że nie mają nic do stracenia, bo chwilę później stali już za blondynką i czarnowłosym, obserwując najnowszą sensację.
_-_-_
- Ale mówię ci, gdybyśmy weszli dachem i otworzyli rygiel od środka, tak jak go zamknęliśmy, to już dawno byśmy skończyli! I wiedzieli, o co chodzi z tymi całymi gośćmi – jęknęła Fretka, po czym ją otrzepało.
Żeby dostać się do Twierdzy, musiała minąć dom. A jak na nieszczęście, przed drzwiami stała mama dwunastolatki i dyskutowała z jakimś wikingiem. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie dostrzegła córki, nie złapała jej za koszulę, nie zaciągnęła do chaty i nie kazała dziewczynce się umyć. W konsekwencji Fretka stała teraz na dworze lekko zmarznięta i z wciąż mokrymi włosami, bo przecież ich suszenie było stratą czasu.
CZYTASZ
Dziki Jeździec || HTTYD
FanficUsiądźcie wygodnie i posłuchajcie. Oto druga część opowieści o chłopcu, który poszedł własną drogą. Druga część historii, która z czasem stała się legendą. Legendą, która nadal żyje, choć pozornie została zapomniana. Wydarzyła się ona wiele lat póź...