Rozdział 52: Widzimy się w Walhalli

388 38 44
                                    

Poszło znacznie gorzej, niż się spodziewali. Właściwie to nawet nie mieli jak się zbliżyć, bo Łowcy najwyraźniej posiadali nieograniczony zasób strzał. Jedna z nich o mały włos nie trafiła Czyraka, ale ocaliła go czujność Sączypluja i celny rzut wrednym Straszliwcem. Wystarczyło jedno kłapnięcie szczęk, aby oręż skończył w kawałkach. Oczywiście po udanej akcji Żabojad wrócił do tresera, boleśnie okazując mu swoje przywiązanie.

Do tej pory trzymał się zębami jego nogi. Teraz przeniósł się na ramię.

- Może go ktoś ode mnie odczepić?!

- Nie! Mamy teraz poważniejsze problemy na głowie – warknął Złośnik.

Wyminął lecący harpun, co było wyczynem, bo jego smoczyca miała problemy z równowagą.

- Odwrót! Szybko! W górę! Za mną!

Wszyscy – choć niektórzy niechętnie – posłuchali jego polecenia. Po kilkunastu sekundach grupa świeżo upieczonych jeźdźców kotłowała się już jakieś dwadzieścia długości jaka nad wodą.

- Nie damy rady. Nie pozwolą nam się zbliżyć. Mają zbyt szczelną obronę, a my strzelamy niecelnie. Przykro mi, Fretka.

- Nie! Musimy dać radę! To wszystko moja wina i się nie poddam, dopóki nie zdobędziemy tego statku!

- Chcesz zginąć?! Już i tak wystarczy, że Stoick nas pewnie za to wygna, ale lepiej żyć na jakiejś bezludnej wyspie, niż nie żyć w ogóle.

- Wtedy to on umrze!

Złośnik zmarszczył brwi. Ale nie zdążył odpowiedzieć. Obok jego ucha świsnęła strzała.

- Nie no, serio? Jaki oni mają zasięg? – jęknął Rapierek.

Wznieśli się wyżej, podczas gdy Thorston spróbował spalić pozostały oręż. „Spróbował" to słowo klucz. Sekundę później sam zawrócił i nawiał tak szybko, jak potrafił.

- Słuchajcie, Ponocnik mi wysiadł!

Jorgenson popatrzył na niego jak na idiotę.

- Jak niby?

- Ogień się skończył! Nie mamy już splunięć. Przykro mi Fretka, ale chyba odpadamy.

- Nie... Nie możemy. Błagam, nie róbcie mi tego!

- Wiesz, że nie chcę tego robić. Ale musimy odpocząć i się przegrupować. Smoki też są już zmęczone, nie damy rady tak długo. Wrócimy, obiecuję. Prawda, Złośnik? – posłał przywódcy ostre spojrzenie.

Ten przez chwilę się zastanawiał.

- Wrócimy.

- Nie, no, bomba – jęknął Sączypluj. – Czyli teraz uciekamy ze śmiercionośnego pola bitwy tylko po to, żeby potem znowu się na nie tłuc?!

- TAK! – odpowiedziały mu cztery zirytowane głosy.

- Ee... fajnie. A oni do nas dołączą? – spytał powoli Tępak.

- Jacy oni?

- No oni.

Czarnowłosy chłopiec wskazał na kropkę, która bardzo szybko się zbliżała.

- Dziwne. Miały być dwa smoki – szepnęła Fretka.

- Kto to jest? – spytał Sączypluj.

Rapierek przyjrzał się punktowi bliżej.

- Ja chyba... chyba wiem. Ale w to nie wierzę. Chociaż może? Nie, chyba nie mam zwidów.

- Jakich znowu zwidów?

Dziki Jeździec || HTTYDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz