Rozdział 9: Nie taki Ting kolorowy, jak go malują

616 58 29
                                    

Stoick razem ze swoją obstawą stanął przez kamiennym budynkiem. Zbudowany specjalnie na potrzeby Tingu, nie powalał ani swoją wielkością, ani pomysłowością. Jego konstrukcja była bardzo prosta, jednak wystarczająca, by zapewnić wodzom dyskrecję oraz tajność obrad. Dużo lepiej się też spisywała pod kątem ochrony przed warunkami atmosferycznymi, aniżeli zwykły namiot, którego Ważki się spodziewał.

Fakt, że jednak nie będą musieli omawiać najważniejszych spraw Archipelagu pod płócienną płachtą, pozytywnie zaskoczył Stoicka. Mimo to nadal był zdania, że Ting nie powinien się odbywać na Północnych Rynkach. I pomimo, że spędził tu już ponad godzinę, nadal nie miał pojęcia, dlaczego uznano inaczej.

Postanowił zostawić tę sprawę na później i spytać o nią podczas obrad.

Przestąpił próg budynku. Nie odznaczał się on niczym niezwykłym. Miał schludne wnętrze, a jedynym urozmaiceniem nagich ścian były wbudowane w nie pochodnie. Umeblowanie również nie grzeszyło przepychem. W samym centrum pomieszczenia, zajmując jego większą część, stał ogromny, okrągły stół. Na pierwszy rzut oka miał ponad trzy metry średnicy i widać było, że zbijano go na szybko, ponieważ niektóre deski przewyższały swoją grubością inne. Mimo to wyglądał solidnie, co było na tyle ważne, że podczas dyskusji (i towarzyszących jej różnych emocji), rosłe chłopy lubiły sobie z całej siły przywalić w mebel z pięści. A wikingom, szczególnie gabarytów Stoicka, sił nie brakowało.

Wokół stołu stała liczba krzeseł adekwatna do liczby przywódców mających wziąć udział w Tingu. Na jednym z nich usiadł Stoick, a za nim stanęła jego obstawa. Niestety, Sączyślin i Harv mieli nie zmieniać pozycji aż do zakończenia spotkania. Niepisana zasada zgromadzenia niemiłosiernie głosiła, że nie wolno im było posadzić zadów na niczym.

Po chwili obok Stoicka zaczęli się dosiadać pozostali wodzowie. I tak oto po jego prawej stronie znalazł się Cietrzew Gryzipiór, wódz Raptusów, a krzesło po lewej zajął Wyrwibród Opanowany, przywódca Poczciwców. Gdzieś obok przecisnął się Wredny Łamiczub z plemienia Oprychów, będący w dość kiepskim stanie emocjonalnym (przypominał Ponocnika podczas samozapłonu). Warczał coś pod nosem i rzucał różne obelgi pod adresem Thora, Odyna i bogowie wiedzą, kogo jeszcze.

Pojawili się również liderzy Zawadiaków i mieszkańców Wilczych Wysp. Pozostali jeszcze nie przyszli, choć do rozpoczęcia Tingu nie zostało wiele czasu.

Brakowało co najmniej trzech przywódców, z czego jeden na pewno miał się zjawić, na kolejnego nie można było liczyć, a ostatni, cóż... był dość nieprzewidywalny. W najmocniejszym tego słowa znaczeniu.

Gdzieś w oddali zadęto w róg. Do otwarcia tegorocznego Tingu zostało dziesięć minut.

_-_-_

Drzwi budynku otworzyły się na całą szerokość. Młody, może trzydziestoletni człowiek zostawił przed progiem swój miecz – bądź co bądź, wnoszenie jakiejkolwiek broni do pomieszczenia pełnego wikingów, nie zawsze panujących nad swoimi emocjami, było dość ryzykowne – a potem wszedł do środka ze swoją obstawą. Jego ubiór, krótko obcięte włosy i starannie przystrzyżona broda zdradzały, że był fanem porządku.

Viggo Czarciousty, przywódca Łowców Smoków, zbliżył się do stołu, ale jak na razie nie usiadł na żadnym krześle. Jego bystre spojrzenie przebiegło po wszystkich zebranych.

Trwające do tej pory luźne rozmowy, ucichły.

- Witajcie przyjaciele. Najmocniej was przepraszam za moje spóźnienie, ale miałem do załatwienia sprawę, która nie cierpiała zwłoki – wyjaśnił mężczyzna. – Mam nadzieję, że was tym nie uraziłem?

Dziki Jeździec || HTTYDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz