To było niedługo po lekcjach. Choć jeszcze kilka dni wcześniej grzało słońce, tak wtedy wiatr próbował urywać głowy, a uczucie ciepła na skórze było już tylko wspomnieniem. W taką pogodę nie miałam siły na nic, nie mówiąc o stosie pracy domowej, która czekała na mnie w dormitorium. Na samą myśl miałam ochotę walić czołem w ścianę.
Nancy jednak miała to daleko gdzieś. Dlatego ciągnęła mnie oraz Archiego przez błonia w stronę boiska do qudditcha, mimo naszego głośnego marudzenia.
— No ale po co? — jęknęłam kolejny raz.
Idąca przed nami Bones znów westchnęła. Tak reagowała na naszą dwójkę za każdym razem. Odwróciła się na pięcie, dalej jednak idąc, tyle że tyłem.
— Mówiłam wam już. Zbliża się październik...
— Chyba piździernik — sarknął Archie. Szalik w barwach Hufflepuffu przewiązał sobie wokół głowy i zakrył nim uszy, przez co przypominał trochę babuszki na targu w Hogsmeade.
Z tego porównania śmiałam się jednak tylko w duchu. Bo gdy raz zrobiłam to na głos, Archie się na mnie obraził.
— To nie ważne. A ważne jest to, że lada moment otwiera się sezon quidditcha — kontynuowała Nancy, idąc już normalnie. — Właśnie w tej chwili Gryfoni mają trening. Peter się wygadał. To idealna okazja.
— Niby na co?
— Na przyjrzeniu się ich taktyce.
Qudditch grał w życiu Nancy ogromną rolę. Jej ojciec był wielkim fanem tego sportu, ale od zawsze mawiał, że nie jest przeznaczony dla kobiet. Strasznie to ją ugodziło. Na tyle, że na swoim trzecim roku dołączyła do szkolnej drużyny. Została ścigającą. Początkowo jej celem było wyłącznie udowodnienie coś ojcu, lecz z czasem kafel zastąpił serce w jej piersi. Potem już nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez miotły.
To samo można było powiedzieć o Jamesie Potterze, z którym blondynka od zawsze rywalizowała. A odkąd oboje zostali kapitanami swoich drużyn, chęć bycia lepszym zapłonęła w nich jeszcze silniej.
Co innego ja. Czasem nie ufałam własnym nogom, a co dopiero takiej miotle. Na mecze chodziłam wyłącznie ze względu na przyjaciół, ale jeśli miałabym wybór, wolałabym spać.
Wspinając się na trybuny, ciągle przepychałam się z Archiem na schodach. Przez to nawet nie zauważyłam, gdy znaleźliśmy się już na szczycie. Dopiero tam zadyszka o sobie przypomniała.
Widok Huncwotów nie zaskoczył mnie ani trochę. W końcu również wspierali swojego przyjaciela, choć to był przecież zwykły trening. Przy barierce stał Syriusz z lornetką, przez którą obserwował graczy latających nad boiskiem. Tuż obok niego stał Peter i chrupał wstrząsoladki. Remus jak to Remus – siedział na ławce i czytał książkę.
Lupin zauważył nas jako pierwszy. W czasie gdy on zaznaczał sobie stronę w książce, by później wrócić do przerwanego wątku, ja opadłam z westchnięciem na ławkę obok niego.
— Kto to? — spytał Syriusz, nie przestając obserwować boiska. — James, ty ofermo! W cholerną dziurkę nie potrafisz trafić!
— I dobrze. Nie potrzeba nam kolejnego Pottera.
W tym samym momencie Nancy podeszła do Blacka i wyrwała mu lornetkę, aby samej móc przyjrzeć się grze. W odpowiedzi chłopak wystawił jej język, a ta – jakby miała oczy dookoła głowy – szybko walnęła go pod szczęką, przez co ten ugryzł jęzora. Syriusz zaskomlał jak zbity pies. Widzący to Peter zaczął się śmiać, lecz raptem sczerwieniał i zakasłał. Wstrząsoladka musiała stanąć mu w gardle. Udławiłby się, gdyby Archie w porę nie klepnął go w plecy. Chwilę potem Brooks jeszcze raz uratował blondyna, łapiąc go za szalik, gdy siła uderzenia prawie popchnęła go na barierkę i zrzuciła z trybun.
![](https://img.wattpad.com/cover/288620239-288-k463891.jpg)
CZYTASZ
Taniec Śmierci • Regulus Black HP
FanfictionCzujesz to deptanie po palcach i ten zimny oddech na policzku? To śmierć. Prowadzi nas na parkiecie, tuląc w ciasnym tańcu. Nikt nie wie, które z nas pomyli krok i potknie się jako pierwszy. Obyśmy to nie byli my. A teraz muzyka! • harry potter - ER...