10 | Hogsmeade

2K 123 228
                                    

— Dzisiaj Hogsmeade, psie syny! I suczki.

Archie znów klapnął przy naszym stole, mając głęboko w tej swojej dużej dupie, czy komuś się to podobało czy nie. Akurat wsuwałam owsiankę, więc nie poświęciłam mu swojej uwagi. Ale Archie to był cholerny atencjusz. Zawsze musiał być w centrum uwagi, by błyszczeć w tęczowych kolorach. Dlatego moje zachowanie bardzo mu się nie spodobało.

Abym wreszcie mogła podziwiać tylko jego, chłopak świsnął mi owsiankę sprzed nosa i sam zaczął ją jeść.

— Mnie chyba Merlin nie kochał, że dał mi ciebie — burknęłam.

— Mnie cała Trójca Święta, więc wygrałem, leszczu — odparł, zanim się nagrymasił. — To smakuje jak gówno — powiedział o moim śniadaniu.

— A ty tak wyglądasz.

— A ty capisz.

— A ty...

— Voldemort znów zaatakował.

Informacja od Nancy spadła na nas tak gwałtownie, że aż się zapowietrzyłam. W jednej sekundzie zapomniałam o wszystkim, co chciałam powiedzieć. Pyk i nie ma. Pustka. Poza tym – strach zbyt mocno zacisnął się na moim gardle, by cokolwiek przez nie przeszło. Mogłam jedynie patrzeć wyłupiastymi oczami na blondynkę naprzeciwko, która doczytywała artykuł w Proroku Codziennym.

Najpewniej Voldemort obrócił w pył kolejną mugolską wioskę.

Dopiero po chwili przypomniałam sobie o Archiem. Gdy na niego spojrzałam, coś boleśnie ścisnęło moje serce. Był blady jak kreda. Ręka z łyżką zamarła mu w powietrzu. Wesołe iskierki w jego oczach przyćmiła mgła, a zadziorny uśmiech rozmył się jak farba na deszczu. Nienawidziłam, kiedy popadał w ten stan.

A popadał w niego zawsze, gdy jego rodzinie mogło grozić coś złego.

Bez zastanowienia chwyciłam wolną dłoń przyjaciela. A on ścisnął ją tak mocno, jakby chciał wycisnąć z niej całą krew.

— Ale to nie Grasmere — Nancy widocznie sama odetchnęła. — To w całkiem innym hrabstwie.

Uścisk na mojej dłoni w moment się rozluźnił. Ten na moim sercu także.

Nigdy nie odwiedziłam rodzinnej wioski Archiego. Wiele o niej słyszałam, ale na własne oczy nie miałam szansy jej zobaczyć. Mój przyjaciel mówił, że była szara i nudna, do tego często lał deszcz, bo kilka kilometrów dalej zaczynał się Londyn, który przekazywał im swoją złą aurę. Ja jednak miałam swoje zdanie. To tam wychował się taki wspaniały człowiek jak Archie Brooks. Więc jego dom również musiał być cudowny. I wręcz nie mogłam doczekać się, aż wreszcie zobaczę Grasmere.

— Szkoda tamtych — chrząknął niezręcznie Archie. Głupio mu było, że zamiast ubolewać nad tragedią, on cieszył się, że ta nie dotknęła jego bliskich.

I nikt mu się nie dziwił. Przynajmniej nie ja.

Następne chwile powierzyliśmy ciszy. A raczej tym, których tych chwil nie dożyli. To okropne, że my w Hogwarcie czuliśmy się bezpiecznie, ciesząc się jak dzieci z wycieczki, podczas gdy gdzieś tam w okrutnym świecie ktoś tracił swój ostatni dech.

Nasze posępne rozmyślanie przerwał skrzek sowy. Sowia poczta zaczęła bombardować stoły, niektórym zrzucając paczki i listy na głowy, a innym – tak jak mnie – sowy lądowały tuż przed właścicielami. Moja Dama naprószyła piórka, prostując się dumnie z listem w dziobie. Odebrałam od niej przesyłkę, w zamian urywając jej kawałek chleba. Popielatka zahukała zadowolona i odleciała.

Taniec Śmierci • Regulus Black HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz