14 | Złoty znicz

2.2K 126 318
                                    

Pierwszy w tym sezonie mecz quidditcha wypadał we wtorek. Świat widocznie zechciał wysłuchać modłów zawodników, gdyż dzień był pochmurny i niezbyt wietrzny, a na ulewę się nie zapowiadało. Idealna pogoda do latania za kaflem. Od samego rana podekscytowanie parzyło ludzi w tyłki i nie gadano o niczym innym jak o tym, kto miał zwyciężyć starcie dwóch domów. Sypały się zakłady. Brzęczały galeony. A kiedy o czternastej skończyła się ostatnia lekcja, zapaleni kibice skierowali się od razu na stadion. Przy tym stratowali zrzędliwego woźnego Filcha.

Kiedy tak zupełnie od czapy obwieściłam przyjaciołom, że wybieram się na zbliżający się mecz, kopary im opadły ze zdziwienia. James aż musiał sprawdzić, czy aby nie miałam gorączki. To była dla nich nowość. Huncwoci często planowali przywiązać mnie do trybun, abym wytrzymała choć kilkanaście minut, a tym razem szłam tam dobrowolnie i to bez konkretnego powodu.

No, ja miałam swój powód. Miał czarne loki, irytujące poczucie humoru oraz głębokie spojrzenie, od którego traciłam pod nogami grunt. I bardzo chciał, abym przyszła.

To właśnie dlatego szłam w stronę zatłoczonego stadionu i dzielnie wysłuchiwałam marudzenia towarzyszącego mi Archiego.

— A co jeśli jakiś ptak we mnie wleci? Ta wieża jest naprawdę wysoko. Albo jak ze stresu zrzygam się na głowę osoby niżej? O Boże! Co jeśli jakiś ptak zrzyga się na mnie?!

Westchnęłam. Gorzej niż z ciężarną trollicą. A te podobno potrafiły pożreć gacie własnego partnera!

— Archie — siłą zatrzymałam go w miejscu. Ścisnęłam dłońmi jego policzki i nakierowałam jego wzrok na swój, aby coś wbić mu do łba. — Jesteś najbardziej wyluzowaną osobą jaką znam. Zawsze masz coś do powiedzenia i odnajdujesz się w każdej sytuacji. Masz przesłodkie dołeczki w polikach, a wszystko czego się dotkniesz zamienia się w złoto!

— Wiesz, ostatnio dotknąłem twojej szczotki i...

— Ty ją złamałeś?!

— Nie stresuj mnie! Wolałem, kiedy mnie chwaliłaś!

Przewróciłam oczami i nie podjęłam dalej tematu, choć cholernie mnie korciło. Wiedziałam, że Archie cholernie stresował się swoją nową posadą. Był wyszczekany i nie do poskromienia, ale stres nie miał go w nosie, choć sam Archie miewał tam właśnie stres mieć. Czasem chwytał go niespodziewanie z dna serca, bo tak naprawdę Archibald Brooks był bardzo kruchym człowiekiem. I jak każdy miał swoje demony.

— Hej, przecież sobie poradzisz — uszczypnęłam go w policzek, po którym potem przejechałam kciukiem. — Bo kto jak nie ty?

Gdy zadawałam sobie to pytanie w przyszłości, bezsilność próbowała rozedrzeć moje ciało od środka.

W tamtej jednak chwili twarz Archiego rozjaśniła się. Od zawsze ten chłopak był słońcem dla moich deszczowych dni. Był nim odkąd tylko go poznałam. I nie wyobrażałam sobie dnia, w którym Archie Brooks mógłby tak po prostu zgasnąć. Nie dałabym sobie rady bez jego światła.

— Kocham cię — westchnął i od razu przyciągnął mnie do siebie. W jego ramionach czułam się bezpieczniej niż w ramionach własnego brata. — Uwielbiam tuli-tuli. A jeszcze bardziej lubię cię wkurzać — i zanim zwietrzyłam podstęp, Archie zaczął targać pięścią moje włosy. Wyszarpałam się dopiero po kilku sekundach.

Czułam, że wyczesał mi na głowie niezłe gniazdo. Przyznał to swoim wybuchem śmiechu. Z takim wyglądem to ja miałam prędzej zahaczyć łbem o jakiegoś ptaka na trybunach. Fuknęłam.

— Oby cię tłuczek nie chciał tuli-tuli — burknęłam, starając się wygładzić włosy zaplecione w luźny warkocz. — Chętnie z nim o tym pogadam.

Taniec Śmierci • Regulus Black HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz