hej. ostatnio trochę ciężko u mnie z czasem i ze zdrowiem, dlatego taka długa przerwa. mam nadzieję, że ten rozdział choć trochę poprawi wam ten paskudny wieczór przed poniedziałekiem.
●●●
— W tym zamierzasz pójść na kolacje?
Spojrzałam w dół. Nie byłam ani naga, ani brudna, sukienka nie była ani trochę pognieciona, bo prasowałam ją trzykrotnie, za krótka czy też zbyt wyuzdana również nie była. Rajtki jeszcze się nie popruły. Mokasyny wypolerowane. Brzuch wciągnięty, cyce na miejscu, dupa, łokcie, kolana i pięty i wszystko inne.
Totalnie nie rozumiałam, dlaczego Cyzia patrzyła na mnie jak na dziwaka z dupą zamiast głowy.
— O co ci chodzi?
— Wybacz, Willy, ale ciotunia Walburga zje cię przed daniem głównym, twoją sukienkę użyje jako serwetkę, a z włosów uszyje sobie beret.
— Nie mówisz poważnie.
— Masz rację. Ona tak nie robi — zawiesiła się na moment, w którym zdążyłam się rozluźnić. Zbyt szybko. — Ten beret to uszyją skrzaty.
Skrzywiłam się, instynktownie łapiąc za swoje włosy. Zostawiłam je rozpuszczone, bo jeszcze nie do końca wyschły po myciu, a gdyby były spięte bądź splecione, szłoby to o wiele wolniej.
Dzień, który miał zakończyć się świąteczną kolacją i moją zgubą, zleciał jak z bicza strzelił. Śniadanie ponownie zjadłam samotnie z Regulusem. Pomimo tego, że tym razem obaj gospodarze byli w domu, Orion wolał pracować w swoim gabinecie, a Walburga wyżywała się na skrzatach w innej części rezydencji, skąd było słychać jej krzyki. Tak chyba przygotowywała się na przybycie gości.
Po jedzeniu Regulus kazał mi wrócić do swojej sypialni i nie wychylać się, dopóki po mnie nie przyjdzie. Było mi to na rękę. Nie zamierzałam zwiedzać. Jeszcze bym spotkała trupy skrzatów zamknięte w wielkich słojach. Aby sobie tego oszczędzić, resztę czasu siedziałam na dupie w jednym miejscu, pisząc listy z życzeniami do swoich rodziców oraz przyjaciół.
Nim się zorientowałam, księżyc zapukał w okno w tej samej chwili, co Cyzia w moje drzwi. Widząc jej elegancką sukienkę gorsetową w kolorze brudnego różu, jakby nawdychała się kurzu, falbaniastą na dole i z kokardami pod szyją oraz na rękawach, które także miała na jasnych włosach, dotarło do mnie, że oto wybiła moja godzina. Zamiast listów powinnam była spisać testament.
Ktoś się przecież musiał zaopiekować Archiem. Ktoś chętny? Należało go karmić co pół godziny i rzucać mu coś, żeby aportował i miał nieco ruchu. Najlepiej żarcie.
Cyzia wyglądała pięknie, choć bardzo smutno. Niczym róża, którą ktoś przykrył kloszem z cierni. Bez światła, bez wody, bez powietrza. I bez szczęścia.
Na kolację założyłam zwykłą, prostą i niepowalającą sukienkę. Była długa, w kolorze głębokiej czerwieni. Zamiast rękawów miała cieniutkie ramiączka. Jedynym wyróżniającym się elementem tej sukienki był dekolt, gdzie materiał się marszczył, a granicę między sukienką a skórą ozdabiały ciemne kwiatki.
— Twoim zdaniem co powinnam zmienić?
— Wszystko.
Ręce, siły i jakiekolwiek chęci do życia wtedy mi opadły. Z jękiem usiadłam na łóżku i skrzyżowałam ramiona przy piersi, wydymając wargę jak mały bachor.
— To nie ma sensu — westchnęłam. — Najlepiej dla wszystkich będzie, jeśli powiesz im, że umarłam. Pewnie nawet się ucieszą i w godzinę sprowadzą Clarę, a moje truchło rzucą szczurom w piwnicy.
CZYTASZ
Taniec Śmierci • Regulus Black HP
FanfictionCzujesz to deptanie po palcach i ten zimny oddech na policzku? To śmierć. Prowadzi nas na parkiecie, tuląc w ciasnym tańcu. Nikt nie wie, które z nas pomyli krok i potknie się jako pierwszy. Obyśmy to nie byli my. A teraz muzyka! • harry potter - ER...