45 | Koronka

984 91 67
                                    

a/n: wieczorem wrzucę wam kolejny bo ten jest nudny

●●●

Był czwartek wieczór, kiedy ja, Nancy, Lily oraz Archie zajęliśmy jeden z tych bardziej ukrytych stolików w bibliotece i pisaliśmy eseje na lekcje Obrony przed Czarną Magią. Tematem były zaklęcia niewerbalne. Ich charakterystyka, zastosowanie oraz cały trudny proces opanowania umiejętności rzucania zaklęć, których nie musisz wypowiadać na głos.

Ja osobiście bardzo wczułam się w temat. Ową praktykę uważałam za niezwykle fascynującą oraz pożyteczną. Nie tylko dlatego, że miałam słabość do czarów i po szkole chciałam starać się o posadę łamacza zaklęć. Zaklęcia niewerbalne były pomocne w życiu codziennym, ale jeszcze bardziej przydawały się w walce. Wrogowie mieli znacznie mniej czasu na obronę, gdy musieli czekać, aż rzucisz czar, bo nie padła głośno jego nazwa.

Patrząc na to, jakiego chłopaka sobie przygruchałam, zaklęcia niewerbalne na pewno miały mi się przydać. Starałam się nawet nie myśleć, w jakich sytuacjach miałabym ich użyć.

Lily oraz Nancy podzielały moje zaangażowanie w tą pracę.

Co innego taki Archie. Taki Archie stwierdził, że nie ma ochoty pisać tego eseju. Tak naprawdę siedział tam z nami dla picu, co niesamowicie wkurzało Evans.

— Przez sześć lat uczyłem się wymawiać te zaklęcia — kłócił się. — Chcesz mi teraz powiedzieć, że to wszystko było chuja warte, bo teraz mam się uczyć ich nie wymawiać? I co? Co z sześcioma latami mojego życia? Co z sześcioma latami Gibby'ego?

— Kto to Gibby? — wtrąciła się Nancy.

— Gibby Digby, mój psiapsi i największa gwiazda qudditcha jaką znam. W meczu ze Slytherinem był królem stadionu. Spytaj Regusia — rzucił do mnie. Nie zamierzałam o to pytać. — No więc Gibby sepleni. Nie uważam tego za wadę. Jest to zaleta. Gibby jest piękny tak czy siak. Niestety, bardzo mu to uprzykrza naukę zaklęć. Poświęcił pot, krew i łzy, aby się ich nauczyć — powiedzieć, że Archie dramatyzował to jak nic nie powiedzieć. — I co? Wszystko to ma pójść na marne?! Czemu nie uczą tego w pierwszej klasie, skoro to takie super?!

Lily patrzyła na niego przez palce, gdy ukrywała twarz w dłoniach. Chyba przechodziła jakieś załamanie. Nawet zrobiło mi się jej trochę szkoda.

Kiedy wreszcie poderwała głowę i podjęła kolejną próbę przemówienia do rozumu Brooksa, którego nie miał, jej włosy zalśniły ognistym błyskiem.

— Spróbujmy tak. Wyobraź sobie, że nie potrafisz mówić...

— Co za koszmar.

— Raczej marzenie — wtrąciła zgryźliwie Nancy.

Archie naprawdę wyglądał na urażonego.

Na resztę ich debaty się wyłączyłam. Straciłam także zainteresowanie esejem. Nieustannie maczając końcówkę pióra w atramencie i obserwując spadające kropelki, próbowałam doścignąć własne myśli, które wybiegły kilka dni w przód w związku ze zbliżającym się wydarzeniem, na które ani trochę nie byłam przygotowana.

Walentynki.

Inaczej święto zakochanych. Już jutro cały Hogwart miał zostać ubrany w serduszka, aby dnia następnego świętować ten dzień. Dzień, w którym pary okazywały sobie taką miłość, jaką powinny przez cały rok. Bądź co bądź, uważałam to za fajne, że ludzie w związkach mieli swój własny dzień. Naprawdę. Uważałam to święto za urocze.

Aż do momentu, w którym sama weszłam w związek i walentynki zaczęły mieć znaczenie.

Nigdy ich nie obchodziłam. Do tej pory łączyły mnie raczej krótkie relacje z facetami, z którymi na tym etapie już nie gadałam. Dla mnie ten dzień był zwyczajny. Zwykle z uśmiechem przyglądałam się zakochanym, w ekstremalnych wypadkach czując obrzydzenie, ale na ogół cieszyłam się szczęściem innym. Mnie samej nie było to potrzebne. Wystarczyło mi wino i przekąski na wieczór.

Taniec Śmierci • Regulus Black HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz