39 | Nie ten Black

1.6K 98 361
                                    

a/n: pomysł na ten rozdział zrodził się jeszcze przed napisaniem prologu. pamiętajcie, że jeśli mnie zabijecie, nigdy nie dostaniecie następnego rozdziału. bay

●●●

Sytuacja miała się tak:

Godzina do imprezy. Salon nieudekorowany. Jedzenie nie naszykowane. Ja nieumyta, nieogolona, nieprzebrana ani nieumalowana.

Evan cały w pianie.

James chciał zabić Evana, a Evan chciał zabić Jamesa.

Tuż obok Syriusz chciał zabić Regulusa. I uwaga, niespodzianka! Regulus chciał zabić Syriusza!

Peter fruwał gdzieś w przestworzach. Być może zakumplował się już z Księżycem albo zamieszkał na innej planecie.

Obecna sytuacja była tak fatalna, że miałam ochotę usiąść na schodach i się rozpłakać. Tak po prostu. Podobne uczucie zawsze towarzyszyło mi na zajęciach z Eliksirów, gdy tylko siadałam w ławce.

Wszyscy stali w miejscu i się nie ruszali. Jakby ich zmroziło. Gdzieś przemknął mi moment, w którym wszyscy wyszli na zewnątrz. Oglądanie takiego widowiska z okna to zdecydowanie za mało. Potter mierzył przeciwnika wzrokiem wkurwionego jelenia, tylko tych jego koślawych rogów brakowało. Za to Rosier odpłacał mu się jadowitym spojrzeniem kobry, która tylko czekała na idealny moment do ataku. Ta piana nieco ujmowała Evanowi powagi, ale nie chciałam im psuć igraszek. Akurat ci dwaj byli problemem Nancy.

Moją uwagę bardziej pochłonęli dwaj ciemnowłosi bracia, których nazwisko mogło być synonimem mroku. Zachowywali się identycznie jak ich koledzy. Gdybym znów miała to przełożyć na zwierzęta, to powiedziałabym, że Syriusz lada moment miał rozszarpać brata kłami na kawałeczki, za to Reggie... on zabijał oczami jak bazyliszek. Nie patrzył na mnie, ale wystarczyło że stałam obok, abym poczuła się pozbawiona wszelkich czynności życiowych. Niczym wysuszony na wiór strup.

A ja stałam bezradnie pomiędzy nimi, skacząc wzrokiem z jednego na drugiego. Stres zawiązał supeł na moim żołądku i ścisnął tak mocno, że chyba nic mi z niego nie zostało.

Nie miałam nawet pewności, który mógłby zaatakować jako pierwszy i... którego w razie czego bronić.

Nim jednak któryś spróbował się rzucić na tego drugiego, przed dwóch Ślizgonów wystąpił trzeci. W aktualnej chwili chyba najmądrzejszy. Avery popstrykał im obu przed oczami. Gdy nic to nie dało, pomachał. Nic. Zero reakcji. Będąc do tego zmuszonym, posunął się o krok dalej.

Po prostu strzelił im po soczystym liściu.

Podwójne spojrzenie mordu skoncentrowało się na biednym Averym. Ale on, nieprzejęty i wyprostowany niczym jakiś lord, nawet nie drgnął. Ja bym już dawno stygła na ziemi jako martwa.

— Panowie, ja wszystko rozumiem. Macie uczulenie na gryfie pióra, ja wiem — uniósł ręce na wysokość barków. — Ale pamiętajcie o naszej rozmowie. Pamiętacie o naszej rozmowie? Przybywamy w pokoju. To nasze motto. Przy-by-wa-my w po-ko-ju. No, powtórzcie. Wszyscy razem.

W tej właśnie chwili Evan zgarnął trochę piany ze swojego ubrania i rzucił nią w twarz Avery'ego.

— Bardzo nieładnie. Nieładnie — burknął na to i wytarł się. — Ja wiem, że teraz zaprzeczę temu co widzę, ale ty wbrew pozorom nie masz wścieklizny i naprawdę mógłbyś się opano...

Przerwał mu głośny huk. Jakby pęknął balon. A potem ktoś zaczął głośno krzyczeć.

Wszyscy w milczeniu przyglądaliśmy się spadającemu z nieba Peterowi, któremu podarte gacie powiewały z wiatrem. Serce mi zamarło. Nie zabiło z powrotem do momentu, w którym Nancy udało się chwycić chłopaka i bezpiecznie zlecieć z nim na ziemię.

Taniec Śmierci • Regulus Black HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz