Nadeszła sobota. Wyczekiwana po ciężkim tygodniu zapierdalanki, dwóch tygodniach dwa razy dłuższej zapierdalanki oraz trzech tygodniach, odkąd nie rozmawiałam z Regulusem.
Ale to nic! Naprawdę nic. Pewnie mało kto by mi uwierzył, bo przez ostatnie kilkanaście dni zachowywałam się jak płaczliwa pizda, ale naprawdę się pozbierałam. Wzięłam się w garść.
Nie płakałam, bo od tego wysuszały mi się oczy, a gorsze od nie rozmawiania z Regulusem były już tylko krople do oczu, które szczypały jak cholera. Nie lamentowałam, bo mnie samej już nie chciało się słuchać. Nie naciskałam na niego, bo pamiętałam jak to było, gdy zobaczyłam go razem z Clarą. Paskudnie. On był pod wpływem Amortencji, co go usprawiedliwiało, a ja alkoholu, co widocznie mnie już nie. No trudno.
I tak sobie żyłam.
To wcale nie tak, że Archie Brooks zagroził mi, że jeśli się nie ogarnę, to na następnym meczu qudditcha krzyknie przez mikrofon, że miałam majtki w pufki.
No miałam no i co, jaki problem?
W weekend pora śniadaniowa trwała dłużej niż w tygodniu, więc nie śpieszyłam się ze wstawaniem. Wyleżałam swoje w łóżku i jakoś po dziesiątej zawitałam w Wielkiej Sali. Tamtego dnia świeciła pustkami. Trzecia sobota stycznia była dniem meczowym. Na stadionie mieli się zmierzyć dwaj najwięksi rywale – Gryffindor oraz Slytherin – i każdy fan qudditcha, ziutek, który totalnie się na nim nie znał oraz wszystkie te napalone na sportowców laski najpewniej już wypełniali trybuny. Byli jeszcze tacy, którzy szli tam tylko po to, aby znów cisnąć bekę z komentarzy Archiego Brooksa jako komentatora. Dodać ich wszystkich razem i wychodził cały Hogwart.
Ja już dawno zostałam zaproszona na ten mecz przez obie strony. Syriusz stwierdził, że skoro nadal nie byłam gotowa z nim porozmawiać, wyśle mi sowę. Użył do tego sowy Archiego – Żądlibąka, którego z kolei Timon, czyli fretka Nancy, użył jako wierzchowca. Później obu musiałam wyplątywać z włosów zapłakanej Clary. Będąc szczerą, trochę się uśmiałam.
Ostatecznie udało mi się dowiedzieć, że Syriusz miał zagrać na pozycji pałkarza, bo poprzedniego szlag trafił jak to wyraził w liście Black. I nie, wcale nie umarł. Po prostu próbował założyć bransoletkę z mikrofonem szpiegowskim sowie o imieniu Szlag i trafiła go pazurem w oko. Wcale mnie to nie dziwiło, że był to jeden z bliźniaków Prewett. Dzięki temu Syriusz wstał z ławki rezerwowych i dostał szansę, którą bardzo chciał, bym zobaczyła.
Drugie zaproszenie dostałam od Avery'ego tego dnia, gdy wspólnie w parze warzyliśmy Amortencję na Eliksirach. A bardziej tworzyliśmy nowe życie, które potem prawie odebrało je profesorowi Slughornowi. Podobno to coś przyssało się do jego twarzy i prawie się udusił.
Ale przeżył!
Posiadając dwa zaproszenia na wydarzenie, które swoją drogą mało co mnie interesowało, i to z dwóch różnych stron, po których obu grali moi bliscy postanowiłam, że wcale nie pójdę. Nie chciałam wesprzeć jednej strony, by ta druga poczuła się zdradzona. Nawet nie wiedziałam komu powinnam kibicować. Z jednej strony moja przyjaźń z Gryfonami trwała o wiele dłużej, ale to pewnemu Ślizgonowi naiwnie oddałam serce.
No więc wróćmy do śniadania. Korzystając z tego, że wrócił mi apetyt, przysunęłam do siebie półmisek pełen świeżych i pachnących bułeczek z masełkiem czosnkowym. Co prawda ceną za nie był trolli oddech, ale ich smak oraz zapach były tego warte. Nie pachniały tak dobrze jak perfumy Regulusa, ale nie zamierzałam wybrzydzać. Powinny mi wystarczyć na dłuższy czas. Nie chciałam ryzykować, że znów dopadnie mnie deprecha i przez ściśnięty żołądek nie wcisnę w siebie nic więcej. Już wystarczająco schudłam. Cycki mi zmalały. I może sama bym nawet tego nie zauważyła, ale to Archie mi je wypomniał! Niedopuszczalne.
CZYTASZ
Taniec Śmierci • Regulus Black HP
FanfictionCzujesz to deptanie po palcach i ten zimny oddech na policzku? To śmierć. Prowadzi nas na parkiecie, tuląc w ciasnym tańcu. Nikt nie wie, które z nas pomyli krok i potknie się jako pierwszy. Obyśmy to nie byli my. A teraz muzyka! • harry potter - ER...