13

174 4 5
                                    



Nigdy nie lubiłam świąt. Cała otoczka powierzchownej dobroci, miłości do każdego i wybaczania po prostu nie pasowała do rodziny Conteville. Noga jej matki nigdy nie przekroczyła progu kuchni, jednak i tak nikt nie zakwestionował jej osoby jako idealnej pani domu. Artur siedziałby do późna w pracy, a kolację traktowałby jak kolejne spotkanie biznesowe. Goście, których widziałam raz w roku prawiliby mi komplementy lub gorzkie dogryzki.

W tym roku miało być inaczej. Te święta spędzałam daleko od domu, daleko od rodziny. Rodziny? Nie zgodziłabym się z tym, ale realia wyglądają inaczej.

–Jesteś pewna, że nie chcesz ze mną jechać? — Z zamyślenia wyrywa ją głos Blair

–Na pewno. – mruczę

Widzę jak jej oczy są pełne litości, a ramiona opadają z bezsilności. Wie, że nie zmieni mojej decyzji.

–Nikt nie powinien być sam, szczególnie w święta. —mówi

—Spóźnisz się na samolot. —ignoruje jej słowa

—W takim razie Wesołych Świąt Alice.

—Wesołych Świąt. Pozdrów Scotta.

Dziewczyna mocno przytula mnie przez co ciężko mi się oddycha.

—Dobra dobra, taksówka czeka. —mówi Ivy, pojawiając się nagle koło Blair.

—Tobie też Wesołych Świąt. — mówię do blondynki

—Nie spal mieszkania.— jak zwykle stara się być ponura, ale widzę jak się uśmiecha.

Chwilę później obie znikają za drzwiami mieszkania. Macham im przez okno kiedy wsiadają do żółtego pojazdu.

***

Stukam palcami w blat kuchennego blatu i wpatruję się w padający za oknem śnieg. Ewidentnie jest tutaj za cicho, a brak zajęcia doprowadza mnie powoli do szału.
Prostuje się i biorę do ręki kubek z letnią, owocową herbatą. Stawiam ją na małym stoliczku i opadam na kanapę. Biorę do ręki pilot oraz włączam nim telewizor.
Marszczę brwi, coraz szybciej i z narastającą irytacją klikając w guzik na urządzeniu.

Dlaczego na każdym kanale są programy świąteczne?

Koniec w końcu bezradnie rzucam pilot obok siebie i wpatruję się w obraz na ekranie. Widząc szczęśliwą rodzinkę ubierającą choinkę mam ochotę zwymiotować.

Ja nigdy nie ubierałam choinki...

Wtedy dociera do mnie, że właśnie w te święta może być inaczej. Decyduje sama i tego mam się zamiar trzymać.

Wyłączam telewizor i podekscytowana swoim pomysłem w podskokach podbiegam do drzwi. Wciągam na nogi czarne kozaki i zarzucam na ramiona długi czarny płaszcz. Zabieram jeszcze małą torebkę, do której wkładam klucze.
Gotowa do wyjścia zatrzaskuję drzwi, wychodząc z mieszkania.

***

Zaciągam mocniej borodową czapkę na głowę i wtulam twarz w ciepły szalik. Dziejszego dnia pogoda nie sprzyja mojej wyprawie na zakupy. Przez silnie padający śnieg i wiatr ledwo widzę, gdzie idę. Na szczęście udaje mi się dotrzeć do metra. Trzymam się więc zimej barierki, aby nie poślizgnąć się na betonowych schodach.

Kiedy jestem na dole, do moich nozdrzy dociera nieprzyjemny zapach wilgoci. Wkładam ręce do kieszeni i idę powoli przed siebie między masą ludzi. Większość z nich wygląda na bezdomnych, ale są też młodzi, prawdopodobnie studenci. Kilka matek lub staruszek oraz paru mężczyzn. Wydają się być bardzo zmęczeni, mają podkrążone oczy i zmęczenie wypisane na twarzy.

DIRTY DREAMS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz