44. Ocalone

237 18 2
                                    

ALEXANDRA POV.

Budzę się całkiem sama w sypialni Camerona, przykryta dokładnie puszystą kołdrą we wzór obłoków. Było mi tak ciepło i wygodnie. Jedyne co mi przeszkadzało w kontynuowaniu słodkiego snu, to słoneczne światło wpadające przez okno. Przekręciłem się więc na drugi bok i naciągnęłam mocniej pierzynę na głowę.

Dopiero wtedy po paru sekundach oprzytomniałam.

- Cameron!

Zrywam się w mgnieniu oka z łóżka, po czym wybiegam z pokoju spanikowana. Już serce ma mi eksplodować, gdy zauważam moją zgubę siedząca przy stole z resztą tuż obok swojego mamy, popijającej prawdopodobnie kawę.

Bogu dzięki...

- Dzień dobry śpiochu - wita się ze mną uśmiechnięta od ucha do ucha June.

- Cześć! - woła Cameron, usta mają pełne kolorowych płatków śniadaniowych.

- Hej... - odpowiadam niemrawo.

- Nie chciałam cię budzić. Spałaś jak zabita - stwierdzam smarując swego tosta masłem. - Gdy tylko wróciłam wzięłam Camerona do swojego łóżka, żebyś mogła się wygodnie rozłożyć. Nawet wtedy nie drgnęłaś - śmieje się lekko rozbawiona. - I wciąż strasznie chrapiesz.

Marszczę brwi, przecierając jednocześnie twarz dłonią.

- Ja nie chrapie.

Dosiadam się do nich, zwabiona pysznościami leżącymi na stole. Jajka sadzone z bekonem. Jedno z moich ulubionych śniadań.

- Brzmisz chwilami jak silnik od kosiarki, której nie można odpalić - śmieje się jeszcze głośniej i bardziej bezczelnie.

- Nie chrapie. Steve by mi...

Słowa więzną mi w gardle, gdy tylko uświadamiam sobie kogo wypowiedziałam imię. June od razu poważnieje. Chowa się za swoim kubkiem, a ja walczę, aby coś z siebie wykrztusić.

- To znaczy... Ktoś w Avengers Tower z pewnością by mi o tym powiedział - poprawiam się, zaczynając nakładać dla siebie jedzenie, na przyszykowany uprzednio dla mnie talerzyk.

- Może bali się, że coś im zrobisz, gdy ci to wypomną - wzrusza ramionami, starając się rozluźnić atmosferę.

Przytakuję skinieniem głowy, nie wiedząc co więcej dodać. Odsuwam uczucie tęsknoty na bok i zabieram się za jedzenie. Zapada cisza, podczas której słychać jedynie dźwięki przeżuwania i zianie psa leżącego pod stołem.

- Nie spytasz mnie jak mi minął wieczór? - przerywa ją moja przyjaciółka.

- Ouuu... - zaskoczona mrugam. - Myślałam że... - zerkam na Camerona.

Byłam pewna, że będzie wolała o tym rozmawiać, gdy będziemy już same.

- Ja już pytałem - malec stwierdza niemalże dumnie.

- Cóż... - wzdycham cicho. - Wnioskując po twoim pytaniu jak i uśmiechu, myślę że... Spotkanie towarzyskie... Powiodło się jeszcze lepiej niż się spodziewałaś.

Przyglądając się jej teraz, widzę jak wręcz nie mogła się powstrzymać, aby poruszyć ten temat. To może świadczy tylko o jednym.

- Do tego stopnia, iż prawdopodobnie w najbliższym czasie się powtórzy - oznajmia niemalże w skowronkach, zbierając jednocześnie swój talerz i kubek do zlewu. - I nie martw się, następnym razem podrzucę małego do moich rodziców. Będziesz miała pod okiem tylko Bonnie - dodaje od razu, gdy tylko zauważa jak otwieram usta w próbie odezwania się.

AGENTKA - "Uzależniona od ciebie" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz