50. Świąteczny cud

140 11 2
                                    

ALEXANDRA POV.

Kartka w kalendarzu wiszącym koło lodówki wskazuje dziś 23 grudnia. Data ta dla innych ludzi oznacza, iż jutro oficjalnie zaczynają się święta. Dla mnie to ostatni planowany dzień mojego pobytu a Waszyngtonie. Długo zastanawiałam się jak konkretnie go spędzić. W końcu słowa nie są w stanie oddać mojej wdzięczności w stosunku do June, za znoszenie mnie kilka dobrych miesięcy pod swoim dachem. Bardzo chciałam podarować jej coś wyjątkowego. Jakąś małą część siebie, tak aby ani ona, ani ja nigdy nie zapomniały tego wyjątkowego okresu. Pamiątka na całe życia. Uświadomiłam sobie czym by to miało być, podczas smarowania się balsamem po wyjściu spod prysznica.

Przecież to było takie oczywiste.

- Podoba wam się umieszczenie? - pyta nas tatuator, odklejając kalkę od mojej ręki. 

Wymieniam z June spojrzenie. 

- Jest idealnie - stwierdzam z szerokim uśmiechem, widząc jej zadowolenie. - Możemy zaczynać.

Siadam na fotelu, jednocześnie układając wygodnie swoją lewą rękę zgięciem łokcia do przodu na podłokietniku. W drugiej ręce trzymam już gniotka, obowiązkowego towarzysza każdej wizyty u tatuatora. Michael, bo tak ma na imię mężczyzna który za chwilę zostawi trwały ślad na mojej skórze, siada tuż obok mnie. Bierze maszynkę do ręki maszynkę i macza końcówkę igły w tuszu. Nagle zamiera. 

- Wow... -  mówi, wpatrując się moją rękę z szeroko otwartymi oczami. 

- Coś nie tak? - pytam.

Wtedy podnosi na mnie wzrok. 

- Będę tatuował prawdziwą członkinię Avengers - wyjaśnia z zachwytem i jednocześnie  niedowierzaniem w głosie. 

Śmieję się krótko. 

Gdy umawiałam nas na wizytę do tego mężczyzny, nie miałam pojęcia, że ma wytatuowane na plecach podobizny całej naszej siódemki, z logo Avengers po środku. Może to dobrze. Przynajmniej mam pewność, że nikomu nie wygada. 

- Tylko pamiętaj, zdjęcie z tej wizyty możesz wrzucić dopiero po świętach, nie wcześniej - przestrzegam go po raz drugi. 

Było by lipnie, jakby na dzień przed moim powrotem, ktoś dowiedział się gdzie jestem. 

- Oczywiście - poważnieje od razu, robiąc znak krzyża na sercu, po czym zabiera się do roboty i o cholera...

- Wszystko w porządku? - pyta po paru chwilach, gdy mimowolnie syczę krótko przez zęby. 

- Szczerze mówiąc zazwyczaj bardziej nie znoszę dźwięku maszynki niż samego uczucia tatuowania, ale to konkretne miejsce jest wyjątkowe.

Myliłam się myśląc iż nic nie przebija pod względem ilości bólu tatuowania żeber. 

- To malutki wzór. Za chwilę będzie gotowy.

Jestem w tym momencie cholernie szczęśliwa, że nie wymyśliłam niczego większego. Nie chciałam jednak nadwyrężać June. To będzie jej pierwsza dziara i chociaż stara nie dać tego po sobie poznać, wiem że stresuje się. Jak zawsze chciała sobie zrobić tatuaż, tak nigdy nie miała na to odwagi, ani tak naprawdę pomysłu. Ale gdy zarzuciłam jej pomysł bliźniaczych tatuaży zgodziła się od razu.

-  Jesteś pewna, że chcesz go mieć w tym samym miejscu co ja? - pytam ją, gdy mój znaczek został już skończony, odkażony i ofoliowany. - Możesz go sobie zrobić niżej. 

- Nie! Jestem w porządku! Będę dzielna! Dam radę! - woła zdecydowanie za szybko wypowiadając kolejne słowa,

- Niech więc będzie - mruczę pod nosem, gdy Michael przykłada jej kalkę. 

AGENTKA - "Uzależniona od ciebie" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz