35. Świeży start

428 24 2
                                    

STEVE POV.

Modląc się w duchu, aby kuchnia była pusta, zmierzam w jej kierunku. Ledwie jestem w stanie stawiać nogę przed nogą, przemierzając korytarz, więc nie sądzę, abym był w stanie z kimkolwiek rozmawiać... Zwłaszcza że wszystkie osoby jakie mogę napotkać już wiedzą. Wiedzą, że między mną a Alex jest coś nie tak. Nie wiedzą tylko jak bardzo.

Nie wiedzą, że właśnie zerwaliśmy.

Cholera...

Według Alexandry tylko wzięliśmy sobie potrzebną nam przerwę, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że to tylko ubranie w ładniejsze słowa zerwania. Zakończenia czegoś na dobre. Spalenia za sobą mostu. Zamknięcia na klucz jakiegoś etapu w życiu. Naszego mostu i naszego etapu. I to teraz, kiedy miałem nadzieję, że wspólnie ruszymy do przodu. Przez moją głowę przechodzę wszystkie możliwe czarne myśli. Nie wiem... Może to dlatego, że stało się to jakieś pięć minut temu?

To bardzo prawdopodobne.

Odnoszę wrażenie jakbym na samym środku klatki piersiowej miał świeżą ranę. Nie dość że piekielnie boli to jeszcze sączy się z niej krew. A mimo tego, muszę jakby nigdy nic zejść na dół i udawać przed wszystkimi, że wszystko jest w porządku. W skrócie, po prostu zaczekać, aż ta rana chociaż trochę się zasklepi. W tedy dopiero mogę zacząć się zastanawiać, co dalej z nią począć, o ile w ogóle jestem w stanie cokolwiek więcej z nią zrobić.

Gdy wchodzę do kuchni, niestety nie okazuje się ona pusta. Przesiaduje w niej już Stark. Stoi właśnie przy ekspresie, parząc sobie kawę. Niemal od razu usłyszał moje kroki i odwrócił głowę w moją stronę.

- Wow! Wyglądasz jak nieszczęście - stwierdza bez ogródek, gdy siadam powoli, bez słowa na krześle barowym przy wyspie kuchennej. Przecieram twarz dłonią, czując się wykończony jak po kilku godzinnej bitwie.

- Ciężka noc? - dopytuje ostrożnie Tony, znacznie spokojniejszym i poważniejszym tonem. Nalewa kawy z dzbanka do swojego kubka z napisem "Mam dużEGO".

- I jeszcze cięższy poranek, ale na razie nie mam ochoty o tym rozmawiać - odpowiadam zwięźle i szczerze, wzrokiem wpatrując się w stojącą przede mną miskę z owocami.

Nie ma mowy, abym był w stanie coś teraz przełknąć. Mój żołądek zdaje się być zaciśnięty na supeł. Zaczynam się zastanawiać po co w ogóle tu przyszedłem, ale z drugiej strony co innego miał bym z sobą zrobić? Dopiero co przestałem okładać worki treningowe. Po za tym jeśli mam być szczery nawet na to nie mam w tym momencie ani siły z ani nawet ochoty. Dosłownie wszystko zdaje się być bezsensowne.

- Kawy? - nagła propozycja pada z ust Starka.

Podnoszę na niego wzrok. W dzbanku który trzyma została ilość cieczy która spokojnie mogła by wypełnić jeszcze dwa duże kubki.

- Chętnie - odpowiadam niemrawo.

Nie sądzę żeby postawiła mnie ona na nogi, ale w tej chwili z chęcią napiję się czegoś mocnego i gorzkiego.

- A coś więcej do tego? - dopytuje, podając mi napełniony już kubek.

- Na razie podziękuję - upijam spory łyk czarnej, niesłodzonej kawy, krzywiąc się przy tym lekko.

Od razu po tym zaczynam zastanawiać się kiedy, albo raczej czy Alex zejdzie na śniadanie. Narasta we mnie wewnętrzny konflikt. Część mnie wciąż chce być jak najbliżej niej. Wziąć ją w ramiona i udawać iż nic się nie stało. Inna część mnie pragnie trzymać się jak najdalej od niej, wiedząc że teraz samo patrzenie na nią z daleka będzie nie do zniesienia.

AGENTKA - "Uzależniona od ciebie" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz