28. Zwrot akcji

506 27 123
                                    

STEVE POV.

Jeszcze całkiem niedawno posłałem na dno Potomaku, trzy gigantyczne Hellicariery, niszcząc przy okazji całą Tarczę. Uznałem to za jedyne słuszne wyjście. Przeznaczeniem tych statków było niesienie śmierci o terroru, a sama Tarcza została przeżarta na wskroś przez Hydrę. Musiała runąć w gruzach, żeby odrodzić się z popiołów. Nie wiedziałem jednak że widok tego będzie tak nieprawdopodobnie piękny.

Stary Hellicarier, wynurzający się z gęstych chmur wygląda naprawdę majestatycznie. Nie można się nie uśmiechnąć obserwując go. Wylatują z niego dziesiątki szalup. Dzięki nim mamy szansę ocalić mieszkańców latającego miasta.

Jeszcze przed chwilą wszyscy byliśmy skazani na śmierć, teraz powróciła do nas nadzieja. Wiem, że nie możemy naprawić wszystkiego... Ale przynajmniej możemy jeszcze kolejny raz ocalić ten świat, bez konieczności poświęcania żyć niewinnych całej tej tragedii mieszkańców Sokovii. Dać im możliwość zaczęcia od nowa.

Zaczynamy procedurę załadunku. Grupkami puszczamy cywilów na pokłady powietrznych szalup, a gdy jedna wypełni się, odlatuje w kierunku Hellicariera i na jej miejsce przylatuje kolejna. Pilnujemy jednocześnie zachowania przez cywili  spokoju i wypatrujemy robotów Ultrona. Każde z nas strzeże innego sektora. Dzięki wsparciu Tarczy procedura przechodzi szybko i sprawnie.

Machiny nieustannie latają nad naszymi głowami, ale z tego co widzę zajmuje się nimi Stark oraz Rhodney w stroju War Machine. Thor i Vision gdzieś zniknęli. Zapewne rozrywają Ultrona, albo w gorszym wypadku to on rozrywa ich. Z tego co mówił Tony robotowi zdążyło się przybrać na masie jak i na sile.

Cały czas jednak czekamy na jakiś pomysł Starka, który ograniczy jak najbardziej szkody, spowodowane przez upadek tego kolosalnego kawałka ziemi. Zegar tyka. Wyrwany że skorupy ziemskiej fragment miasta niedługo osiągnie wysokość krytyczną. Cały czas mam wrażenie że ręka Ultrona dotyka właśnie przycisku mającego przypieczętować los ludzkość. W tedy właśnie odzywa się Anthony.

- Thor mam plan! - jego głos rozbrzmiewa w naszych komunikatorach.

Cudownie go słyszeć, gdy wypowiada takie słowa.

- Nie mamy czasu! Atakują rdzeń! - odpowiada mu gromowładny.

- Rhodney zabierz stąd wreszcie tych wszystkich ludzi - poleca w pośpiechu.

- Przyjęte! - oznajmia zwięźle James.

- Avengersi... Czas zarobić na życie!

- Gdzie? - to pytanie pada z ust Alexandry.

Rozdzieliliśmy się kilka minut temu.

- Za maksimum pięć minut w kościele! - odpowiada jej szybko.

Cała drużyna zaczyna zmierzać do wyznaczonego miejsca, w którym znajduje wielka iglica, przeszywające latająca na wskroś. To ona utrzymuje ją w całości. Tylko dzięki temu że wciąż jest stabilna jeszcze żyjemy. Ale chorda żołnierzy Ultrona zamierza zrobić wszystko, aby przestała działać.

Pędem przybiega do wnętrza świątyni, niszczy przy okazji jednego z robotów. Znajduje się w niej już Thor, Vision, Piętro i Stark. Po chwili dołącza do nas Clint z drugim bliźniakiem. Wszyscy na szczęście cali i zrobi. Dość poobijani, osmoleni i zmęczeni, ale jak już mówiłam w tej sytuacji póki żyjesz jest dobrze. Brakuje nam jeszcze tylko...

- Dziewczyny co wy tam robicie? - Tony zniecierpliwiony pośpiesza Steel i Romanoff. - Nat pewnie migdali się z Bannerem, ale Steve jest tu, więc nie mam pojęcia co robi...

- Odwal się Stark! - uśmiecham się lekko, słysząc ten poirytowany ton głosu Alexandry.

Zapewne nigdy tego nie przyznam na głos, ale uwielbiam jej niewyparzony język, nawet w momencie gdy z jej ust padają dosadne przekleństwa.

AGENTKA - "Uzależniona od ciebie" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz