47. Nathaniel

107 11 2
                                    

STEVE POV.

Wszystko zdało się dziać w przyśpieszonym tempie. Bardzo szybko Bartonowie spakowali się z powrotem do swojego auta. Prowadziłem je w drodze powrotnej do domu podczas gdy Clint siedział z tyłu obok swojej żony. Cały czas trzymał ją za rękę, powtarzając pod nosem bardziej dla siebie niż dla niej, że wszystko będzie w porządku. Sama Laura wyglądałam na spokojną. Mówiła że skurcze jeszcze się nie rozpoczęły. Można powiedzieć że pierwszy nadszedł gdy próbowała wyjść ponownie z auta. Od razu zgięła się wpół, zaciskając mocno powieki.

- Jedziemy od razu. Tylko pójdę po potrzebne rzeczy - powiedział do niej Clint, po czym zwrócił się w kierunku moim i Wandy. - Zaopiekujecie się dziećmi pod naszą nieobecność?

To nie tak że mieliśmy wybór.

Łucznik ruszył po na szczęście przyszykowane wcześniej torby. W tym samym czasie Laura prosiła dzieci, aby były grzeczne oraz tłumaczyła nam co i jak.

- Obiad z wczoraj jest jeszcze w lodówce. Powinno dla wszystkich starczyć. Po za tym jest masa rzeczy na kanapki, płatki, wszystkie składniki na naleśniki, jajka. - mówiła szybko, gładząc się po brzuchu. - Niech położą się spać o dwudziestej pierwszej. Poczytajcie im, wtedy chętniej się położą. I dopilnujcie, aby Lila nie podjadała więcej ciasteczek...

- Spokojnie Laura - Wanda położyła ostrożnie rękę na jej ramiona. - Będziemy mieli wszystko pod kontrolą - uśmiechnęła się do niej serdecznie.

- O nic się nie martw. Skup się na oddychaniu, parciu, czy czymkolwiek innym na czym w tej chwili powinnaś - dodałem.

I oto jesteśmy. Ja zmywający naczynia po kolacji, oraz otoczona z obu stron dzieciakami na kanapie Wanda. Mają pozwolenie na godzinkę telewizji wieczorem, zanim zaczną się szykować do łóżek. Oglądają razem z Maximoff zaproponowany przez nią sitcom "Pełna Chata". Wszyscy śmieją do postaci na ekranie, zajadając jednocześnie popcorn ze wspólnej miski. Dzięki temu przestały myśleć o braku rodziców w domu i martwić się o młodszego brata.

Znów zapadła sielanka. Aż ciężko uwierzyć iż parę godzin temu wszyscy byli w panice, chociaż każdy starał nie dać tego po sobie poznać. Mi też serce zamarło, w momencie gdy Laurze odeszły wody. To było co najmniej nie oczekiwane.

Nagle dzwoni mój telefon. Wyciągam go z tylnej kieszeni spodni i nawet nie patrząc na to co pisze na ekranie odbieram. I tak wiem kto dzwoni.

- Jak wygląda sytuacja? - pytam bez ogródek. Głos mam cichy, nie chcąc przeszkadzać dzieciakom i Wandzie w seansie.

- Jest w porządku. Skurcze są już regularne. Występują co 4 minuty. Mniej więcej w ciągu godziny Nataniel powinien już tutaj być - mówi pośpiesznie, lekko drżącym głosem. W tle słychać głosy innych ludzi.

- A z tobą jest w porządku?

- Ze mną? - wypuszcza głośno przez usta powietrze. - To nie jest moje pierwsze rodeo. Jakoś się trzymam - śmieje się sucho, ewidentnie dość nerwowo.

- Wszystko będzie dobrze. Już niedługo weźmiesz swojego drugiego syna na ręce, po czym wrócicie z nim do domu. Żaden inny scenariusz nie wchodzi w grę.

Mogę niemalże zobaczyć jak o drugiej stronie słuchawki przytakuje mi nerwowo kiwając głową.

- Jeszcze raz dziękuję że zajmujecie się dziećmi gdy nas nie ma i ogólnie... Że jesteście.

Kręcę głową. Już wielokrotnie powtarzałem jemu i Laurze, jak bardzo jestem wdzięczny za ich gościnność i jak bardzo potrzebowałem odpoczynku w takim miejscu jak ich dom.

AGENTKA - "Uzależniona od ciebie" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz