STEVE POV.
Wszystko zdało się dziać w przyśpieszonym tempie. Bardzo szybko Bartonowie spakowali się z powrotem do swojego auta. Prowadziłem je w drodze powrotnej do domu podczas gdy Clint siedział z tyłu obok swojej żony. Cały czas trzymał ją za rękę, powtarzając pod nosem bardziej dla siebie niż dla niej, że wszystko będzie w porządku. Sama Laura wyglądałam na spokojną. Mówiła że skurcze jeszcze się nie rozpoczęły. Można powiedzieć że pierwszy nadszedł gdy próbowała wyjść ponownie z auta. Od razu zgięła się wpół, zaciskając mocno powieki.
- Jedziemy od razu. Tylko pójdę po potrzebne rzeczy - powiedział do niej Clint, po czym zwrócił się w kierunku moim i Wandy. - Zaopiekujecie się dziećmi pod naszą nieobecność?
To nie tak że mieliśmy wybór.
Łucznik ruszył po na szczęście przyszykowane wcześniej torby. W tym samym czasie Laura prosiła dzieci, aby były grzeczne oraz tłumaczyła nam co i jak.
- Obiad z wczoraj jest jeszcze w lodówce. Powinno dla wszystkich starczyć. Po za tym jest masa rzeczy na kanapki, płatki, wszystkie składniki na naleśniki, jajka. - mówiła szybko, gładząc się po brzuchu. - Niech położą się spać o dwudziestej pierwszej. Poczytajcie im, wtedy chętniej się położą. I dopilnujcie, aby Lila nie podjadała więcej ciasteczek...
- Spokojnie Laura - Wanda położyła ostrożnie rękę na jej ramiona. - Będziemy mieli wszystko pod kontrolą - uśmiechnęła się do niej serdecznie.
- O nic się nie martw. Skup się na oddychaniu, parciu, czy czymkolwiek innym na czym w tej chwili powinnaś - dodałem.
I oto jesteśmy. Ja zmywający naczynia po kolacji, oraz otoczona z obu stron dzieciakami na kanapie Wanda. Mają pozwolenie na godzinkę telewizji wieczorem, zanim zaczną się szykować do łóżek. Oglądają razem z Maximoff zaproponowany przez nią sitcom "Pełna Chata". Wszyscy śmieją do postaci na ekranie, zajadając jednocześnie popcorn ze wspólnej miski. Dzięki temu przestały myśleć o braku rodziców w domu i martwić się o młodszego brata.
Znów zapadła sielanka. Aż ciężko uwierzyć iż parę godzin temu wszyscy byli w panice, chociaż każdy starał nie dać tego po sobie poznać. Mi też serce zamarło, w momencie gdy Laurze odeszły wody. To było co najmniej nie oczekiwane.
Nagle dzwoni mój telefon. Wyciągam go z tylnej kieszeni spodni i nawet nie patrząc na to co pisze na ekranie odbieram. I tak wiem kto dzwoni.
- Jak wygląda sytuacja? - pytam bez ogródek. Głos mam cichy, nie chcąc przeszkadzać dzieciakom i Wandzie w seansie.
- Jest w porządku. Skurcze są już regularne. Występują co 4 minuty. Mniej więcej w ciągu godziny Nataniel powinien już tutaj być - mówi pośpiesznie, lekko drżącym głosem. W tle słychać głosy innych ludzi.
- A z tobą jest w porządku?
- Ze mną? - wypuszcza głośno przez usta powietrze. - To nie jest moje pierwsze rodeo. Jakoś się trzymam - śmieje się sucho, ewidentnie dość nerwowo.
- Wszystko będzie dobrze. Już niedługo weźmiesz swojego drugiego syna na ręce, po czym wrócicie z nim do domu. Żaden inny scenariusz nie wchodzi w grę.
Mogę niemalże zobaczyć jak o drugiej stronie słuchawki przytakuje mi nerwowo kiwając głową.
- Jeszcze raz dziękuję że zajmujecie się dziećmi gdy nas nie ma i ogólnie... Że jesteście.
Kręcę głową. Już wielokrotnie powtarzałem jemu i Laurze, jak bardzo jestem wdzięczny za ich gościnność i jak bardzo potrzebowałem odpoczynku w takim miejscu jak ich dom.
CZYTASZ
AGENTKA - "Uzależniona od ciebie" / Fanfiction Avengers
FanfictionZamykam na chwilę oczy, biorąc głęboki, drżący oddech. Pierwsza łza właśnie spłynęła strugą po moim policzku. To będzie jeszcze trudniejsze niż się spodziewałam, jednakże muszę to zrobić. Właśnie teraz... Tak po prostu trzeba. - Wiem że bardzo cię z...