33. Jego jedyna

442 23 11
                                    

STEVE POV.

Gdy dzwoniłem o jedenastej w nocy do Starka, o dziwo nawet przez chwilę nie odczuwałem wstydu. Być może dlatego, iż żadnej wolnej chwili nie miałem. Każdą z nich przeznaczyłem na działanie, mające na celu jak najszybciej doprowadzić mnie do Alex. Zacząłem go odczuwać dopiero podczas lotu powrotnego do Nowego Jorku prywatnym odrzutowcem. W tedy miałem ponad godzinę czasu wolnego na przemyślenia.

W tedy zacząłem żywcem płonąć ze wstydu.

Nie dość, że najwyraźniej nie zauważyłem iż coś jest bardzo nie tak z moją kobietą, to jeszcze przerwałem, jak i nie zepsułem Tony'emu romantycznego wieczoru z Pepper, swoim nagłym telefonem. Na początku wyzwał mnie od paranoików, ale gdy niemalże zacząłem krzyczeć z desperacji, śmiertelnie poważnym tonem, musiał ulec i załatwić mi na tip top odrzutowiec.

Może i nie zna Alex tak samo dobrze jak ja, ale wie jak bardzo potrafi być porywcza, wręcz lekkomyślna. Wie, jak łatwo czasami kompletnie rozchwiać ją emocjonalnie. Wiem, że w głębi duszy jest niezwykle delikatnym tworem, nie raz już roztrzaskanym na kawałki przez życie. Wie to, mimo iż ona bardzo stara się to przed wszystkimi ukrywać. Czasem jednak nie ma na to siły. Nie jestem w stanie...

Dlaczego tak nie było i w tym przypadku?!

Kręcę głową. Wzrok mam wpatrzony w światła jakiego miasteczka, migające do mnie przez małe, samolotowe okno. To wszystko moja wina. Ignorowałem wszystkie moje drobne przeczucia, które odczuwałem w przeciągu dwóch ostatnich dni. Chyba wolałem udawać, że nic nie widzę, przerażony wizją, że to co widz może być prawdą. Że znów zboczyliśmy z kursu. Najwyraźniej my nie tylko z niego zboczyliśmy, ale i mieliśmy poważną kraksę. 

Jak mogłem być, aż tak ślepy?!

Ogromna złość zżera mnie od środka. Złość, której nie mogę opanować. Złość na siebie, bo dałem się podejść i złość na nią że wciągnęła mnie w te swoje gierki, zamiast po prostu powiedzieć, że coś jest nie tak. Kłamała prosto w moją twarz. Mimo tego... Tak cholernie si po nią martwię. Jeśli zrobiła coś głupiego, a na pewno to zrobiła... 

Niech to szlak!

Przecieram twarz dłonią twarz. Już nie wiem który raz sprawdzam zegarek w swoim telefonie. Według niego znajduję się w połowie drogi na Manhattan. W tym samym momencie zaczyna dzwonić do mnie Stark. Szybko odbieram od niego połączenie.

- No i masz coś? - pytam bez zbędnych wstępów.

- Chyba niestety miałeś racje. Namierzyłem jej telefon - słyszę przez słuchawkę jak wzdycha cicho. - Znajduje się teraz w jedynym z nocnych klubów. Jego nazwę i dokładną lokalizacje wyśle ci SMS-em.

Chciał bym powiedzieć, że odetchnąłem z ulgą, dowiedziawszy się gdzie Alexandra jest, ale tak nie jest. Spełniają się właśnie moje najgorsze obawy. Muszę jednak przełknąć narastającą we mnie flustrację i gniew.

- Dzięki... - wyrzucam w końcu z siebie - Jeszcze raz bardzo ci przeprasza za zepsucie wieczoru - przeczesuję palcami włosy do tyłu. - To wszystko wyszło...

- Daj spokój - wtrąca się w pół mojego zdania. - Leć po naszą blondynę. Sprowadź ją całą do domu.

W jego głosie nie słychać pretensji, tylko szczerą troskę. Kiwam sam do siebie głową, przygryzając jednocześnie swoją dolną wargę. Wiem powiem, że odnalezienie jej nie będzie tak naprawdę nawet sukcesem... Będzie początkiem bardzo ciężkiej przeprawy, którą odwlekliśmy w czasie jak tylko mogliśmy. Dopadła nas znienacka. Nie ma już przed nią ucieczki.

To przerażające że w mojej głowie pojawia się pytanie... Czy chcę w ogóle podjąć się jej pokonania?

To nie jest dobre pytanie na ten moment. Teraz muszę się skupić na sprowadzeniu Alex do wieży. Jeśli zacznę za dużo myśleć o tym co się teraz dzieje i przede wszystkim o tym co niedługo będzie się dziać, to chyba stracę zmysły.

AGENTKA - "Uzależniona od ciebie" / Fanfiction AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz