Rozdział 2: Dom

388 38 0
                                    

W środku domu było tak, jak myślałem, że będzie. Od drzwi wejściowych prowadził długi korytarz udekorowany latarenkami czy wiszącymi doniczkami z roślinami, które widziałem pierwszy raz w życiu. Od razu zauważyłem też kilka drzwi i jakieś otwarte przejście.

Moje podziwianie wnętrza przerwało dość mocne szarpnięcie za linę. Znowu. Felix chciał, żebym podążył za nim.

Mimo strachu przed skrzydlatym, strachu przed tym miejscem i Alfami, których zapach powoli zaczynał drażnić mój nos, nie zrobiłem kroku do przodu. Stałem w miejscu, nerwowo machając ogonem i strzygąc  uszami.

Brunet posłał mi ponaglające spojrzenie i szarpnął sznur jeszcze raz. Jednak mimo tego, że czułem, jak wbija się w moją delikatną skórę coraz bardziej, wciąż stałem w miejscu. Uniosłem nawet lekko głowę, chcąc pokazać mu, że nie wykonam jego polecenia tak, jak by chciał.

- Stawiając opór pogarszasz swoją sytuację. Pan nie będzie zadowolony, kiedy się o tym dowie. - odezwał się nagle Grubasek. Całkiem zapomniałem o jego obecności, a teraz stał tuż za moimi plecami. Niemalże czułem jego ohydny oddech na swoim karku...

Z trudem powstrzymałem się przed skuleniem i tym razem to ja szarpnąłem liną w swoją stronę. Co prawda zrobiłem to lekko i symbolicznie, jednak to wystarczyło, żeby oczy Felixa zaszły się ciemną mgłą, a skrzydła nieznacznie drgnęły.

Widziałem, jak się powstrzymywał. Jak próbował zachować spokój i zostać na miejscu, nie rzucając się na mnie. To dało mi jakąś chorą satysfakcję, poczucie bezkarności. Jednak nie na długo.

- Przyprowadziliście go? - nagle z jednego pokoju wyszedł mężczyzna, który tego ranka był w moim domu.

Tak mi się wydaje, że to był ten ranek. Ale nie mogę mieć pewności, w końcu nie wiem, jak długo siedziałem w tym wozie...

Pachniał inaczej - zupełnie tak, jakby tamten zapach, który czułem wcześniej, był efektem wtarcia w siebie najróżniejszych roślin czy czegokolwiek innego. To wyglądało tak, jakby starał się przykryć swój naturalny zapach, wstydząc się, że jest taki... Słodki?

Tak, jego zapach był zdecydowanie zbyt słodki jak na Alfę. Jednak gdyby był Omegą, jestem pewien, że też pachniałby trochę inaczej. I na pewno nie czułby się tak swobodnie w towarzystwie skrzydlatej Alfy.

- Kiedy wróci Pan? - zapytał Felix, w końcu odwracając głowę, a ja odetchnąłem cicho z ulgą. Jego spojrzenie było tak zimne i wściekłe, że mogłoby zabić...

Chwila, jaki "Pan"?

- Mówił, że wróci na śniadanie. Kazał nam go pilnować do jego powrotu. Zabierzcie go do pokoju, nie może stać tutaj zbyt długo. - odpowiedział Słodki Alfa i wrócił do pomieszczenia, z którego przyszedł.

Ani ja, ani skrzydlaty nie zdążyliśmy zareagować, kiedy Grubasek odwrócił mnie przodem do siebie tak mocno i gwałtownie, że lina wypadła z rąk Felixa. Nawet nie zdążyłem się przestraszyć, to wszystko działo się tak szybko.

Facet podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię.

Zamarłem w bezruchu. Nie podobało mi się to, że teraz mam wręcz idealny widok na jego tłustą dupę. Tak samo, jak nie podobało mi się to, że jego łapsko jest zdecydowanie zbyt blisko mojego tyłka, a mój tyłek - jego twarzy.

- Tak to się robi, Felix. - powiedział dumnie, po czym zaczął iść. Po prostu super.

***

Gerard zaniósł mnie do... Piwnicy. Nie takiej zwykłej, właściwie pokój, w którym teraz siedziałem był dość zadbany i ciepły. Martwiło mnie tylko to, ile schodów musieliśmy pokonać i ile korytarzy przejść, żeby się tu dostać.

To miejsce jest pieprzonym labiryntem.

Przez położenie tego pokoju i brak okien nie byłem w stanie stwierdzić ile czasu minęło odkąd tutaj trafiłem. Zawsze orientowałem się w czasie na podstawie słońca i jego pozycji na niebie, dlatego mały zegarek stojący na szafce przy łóżku nie mógł mi pomóc.

Pokój był... Średni. Wielkością podobny do mojego w domu. Na ścianie naprzeciw drzwi stało łóżko - jednoosobowe i wcale nie najgorszej jakości. Obok stała wcześniej wspomniana szafka z zegarkiem, a zaraz przy niej miejsce znalazła sobie komoda. Nie była duża, ale pewnie dużo by zmieściła.

Mimo tego, że wnętrze nie było ani przesadnie bogate, ani zbyt biedne, ani za duże, ani za małe, a kolory były nawet przyjemne dla oka, czułem się przytłoczony. Było mi okropnie źle w nowym miejscu, z dala od mamy, sióstr i tego, co znałem do tej pory. Owszem, miasto i sam dom były piękne, ale zdecydowanie bardziej wolałbym siedzieć teraz z mamą na naszej starej sofie i robić na drutach.

Oczywiście zakładając, że jest odpowiednia na to pora.

Nagle usłyszałem szmer. Brzmiał dziwnie, był strasznie stłumiony i niewyraźny. Skojarzył mi się z otwieraniem zamka w drzwiach.

Przysunąłem się do drzwi i oparłem się o nie. Wiedziałem, że otwierają się do zewnątrz, więc nie musiałem bać się, że ktoś nagle tu wpadnie, przy okazji uderzając mnie nimi. Wytężyłem słuch. Zamknąłem nawet oczy, starając się skupić całą swoją uwagę na wychwyceniu więcej dźwięków.

Jest. Ciche, rytmiczne stukanie. Tylko co to było? Przypominało wskazówki zegara, jednak wyraźnie dochodziło zza drzwi. Może... Inny zegar? Większy i głośniejszy, sygnalizujący upływający czas każdemu, kto akurat przebywał w tym Pieprzonym Labiryncie.

Trochę przerażające.

Usłyszałem coś jeszcze. Długi, głuchy pisk. Ale tym razem dochodził z pokoju.

Zerwałem się i stanąłem na baczność, kręcąc uszami na wszystkie strony. Dochodził z góry... Lewy róg nad łóżkiem. Spojrzałem tam.

Mały, czarny punkcik z jeszcze mniejszym, czerwonym pikającym punkcikiem. Wyglądało jak... Nie mam pojęcia. Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, nie mogłem porównać tego do niczego, co widziałem do tej pory.

Dlatego rzuciłem tylko nieufne spojrzenie w stronę tego dziwacznego przedmiotu i ponownie usiadłem, przy drzwiach, starając się wyłapać więcej dźwięków niż ten nieznośny pisk i ciągle stukanie zza drzwi.

Długo tak siedziałem w bezruchu i skupieniu, próbując usłyszeć cokolwiek. Nie ruszałem się, nie chcąc, by ten szmer zagłuszył inne dźwięki, dlatego czułem, jak plecy powoli zaczynają mnie boleć. Westchnąłem cicho i wyprostowałem się, czując jak kilka kręgów nieprzyjemnie strzela. Rozciągnąłem się i ziewnąłem, w końcu odchodząc od drzwi.

Można powiedzieć, że straciłem nadzieję.

Ale to nie znaczy, że stałem się mądrzejszy.

Usiadłem na dość miękkim łóżku i spojrzałem na swoje przetarte nadgarstki. Gdzieniegdzie była zaschnięta już krew, a skóra w tamtym miejscu była czerwona i strasznie piekła. Zacząłem planować zemstę, ale szybko dałem sobie z tym spokój, kiedy każdy mój scenariusz kończył się śmiercią.

Moją śmiercią.

Dlatego siedziałem w ciszy i patrzyłem w jakiś punkt na podłodze, nie myśląc kompletnie o niczym. Wyłączyłem się całkowicie, chcąc na chwilę zapomnieć o tym wszystkim, co dzisiaj się stało (jeśli to wszystko stało się dzisiaj, oczywiście).

Dlatego naprawdę nie wiem jak, ale nagle usłyszałem kroki dochodzące zza drzwi. Były strasznie ciche, z tej odległości słyszałem je jeszcze gorzej, ale byłem pewien, że ta osoba biegła. Dlatego ja również zerwałem się z miejsca, znów przyklejając się do drzwi i starając się wychwycić jak najwięcej.

- To musi być gdzieś tu... - wydyszał obcy głos. Należał do mężczyzny. Brzmiał... Dziwnie. Jakby jego właściciel bał się czegoś, albo miał strasznie mało czasu. - Tak, to tu...

Kroki skierowały się w stronę mojego pokoju, a ja instynktownie odsunąłem się trochę, udając, że wcale nie podsłuchiwałem. Czekałem aż drzwi się otworzą, ale to nie nadeszło. Zamiast tego moim ciałem wstrząsnął paskudny, zimny dreszcz niepokoju, kiedy usłyszałem drugi głos.

- Co tutaj robisz?

If I Go With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz