Rozdział 32: Poranek

157 18 3
                                    

Wróciliśmy do reszty po jakimś czasie. Nikt nie pytał o czym rozmawialiśmy, ale pytali, czy czuję się już lepiej. Widzieli, że płakałem. Bardzo płakałem. Ale nie pytali dlaczego. Wiedzieli, że gdybym chciał im powiedzieć, to nie odchodziłbym z Takahiro gdzieś, gdzie nas nie usłyszą. 

Ułożyliśmy się trochę inaczej niż wcześniej - teraz miałem spać obok Kaito. Nie przeszkadzało mi to. Nawet cieszyłem się, że Akihiko i Takahiro będą się do siebie tulić w nocy. To... przyjemnie ogrzewa moje serce. To, że są na dobrej drodze do bycia razem. 

Kaito leżał blisko, ale nie dotykał mnie. Zostawił między nami wystarczająco dużo miejsca, żebym czuł się komfortowo i jednocześnie na tyle mało, żebym czuł jego ciepło i zapach. 

Wydawało mi się, że spał, dlatego patrzyłem na jego twarz. Był spokojny, miał równy oddech. Wydawał się nie martwić niczym. Nagle jednak otworzył oczy, mrucząc pytająco. 

- Coś się stało? - zapytał cicho. Zaprzeczyłem, ale nie wydawał się przekonany. Przyjrzał mi się uważnie, mrużąc oczy. 

- Wstań. - nakazał nagle. 

- Hm? Po co? - zapytałem zdezorientowany. Po co miałem wstawać, skoro mieliśmy iść spać? Myślałem, że Kaito to rozsądny chłopak. 

- Zamieńmy się miejscami. 

No teraz to mnie zamurowało. Czemu mielibyśmy to robić? Nie wygląda na to, że ma problem ze spaniem blisko Sory. Dlaczego tak nagle chce zamknąć mnie między dwiema Alfami? 

- Będzie ci cieplej. I... będę wiedział, że nic ci się nie stanie. Teraz trochę się boję, że w nocy zje cię jakiś lis czy coś, więc... - wyjaśnił, widząc moje zdezorientowanie. Nie miałem powodu, żeby odmówić. Nie miałem dobrych argumentów. Dlatego musiałem się zgodzić i już po chwili wylądowałem między Sorą a karmelowowłosym. 

Nie było źle. Byli blisko, ale czułem się dobrze, bezpiecznie. Co do Sory nie byłem jeszcze tak pewny jak do Kaito, jednak wiedziałem, że mnie nie skrzywdzi. A przynajmniej nie tej nocy, po całym dniu słuchania mojego ględzenia. 

- Czy to w porządku? Wygodnie ci? - zapytał Kaito. Pokiwałem i przysunąłem się nieco bliżej niego. Nie wstrzymał oddechu, nie spiął się, a jego zapach się nie zmienił, co oznaczało, że on też nie ma problemu z moją bliskością. - W porządku. Śpij, musisz być zmęczony. - mruknął głosem, który sprawił, że od razu poczułem się senny. Podrapał mnie za uchem, na co zamruczałem i skuliłem się, zamykając oczy. 

Zasnąłem. 

***

Obudziłem się, czując zapach mięty. Nie, to nie była mięta. To był Sora.

Westchnąłem cicho i podniosłem się, ziewając. Przeciągnąłem się.

Było... Cicho. Za cicho. Odwróciłem się, żeby spojrzeć na pozostałych i... Wszyscy spali. Kaito cicho pochrapywał, kuląc się na trawie obok Sory. Takahiro wtulał się w Akihiko, który nawet przez sen merdał z tego powodu ogonem.

To był obrazek... Stada. Przyjaciół, rodziny. Szczęśliwej rodziny. Nie potrzebowali niczego więcej niż swojej bliskości. Nie potrzebowali... Mnie.

Wstałem i przeciągnąłem się jeszcze raz. Powąchałem w powietrzu i nie wyczułem niczego niepokojącego. Z nudów zacząłem zbierać nasze rzeczy. Wczoraj nie rozpalaliśmy ogniska, więc nie musiałem się tym martwić, ale kubki zostały na trawie, podobnie jak mapa. To dziwne, że nie zwiał jej wiatr, ale byłoby źle, gdyby to się stało.

Pochowałem wszystko do odpowiednich bagaży i spojrzałem na niebo. Było jasne, z pomarańczową nutką. To oznacza, że słońce dopiero wzeszło. Zerknąłem na śpiochy i zastanowiłem się chwilę.

Nie chciałem ich budzić. Wczoraj położyliśmy się zdecydowanie zbyt późno, aby dziś wstawać o wschodzie, więc musiałem sam czymś się zająć. Wiedziałem, że już nie zasnę. Spojrzałem po naszych rzeczach i nie widziałem innego rozwiązania niż...

Ponowne oglądanie rysunków Takahiro.

Były naprawdę piękne i chyba nigdy mi się nie znudzą. A skoro to moje ostatnie szanse, by je oglądać, to dlaczego mam się powstrzymywać?

Po cichu wygrzebałem z torby szkicownik. Odszedłem kawałek dalej i usiadłem sobie na trawie tak, żeby mieć dobry widok na moich towarzyszy, a jednocześnie mieć ciszę i spokój.

Oglądałem dzieła rudowłosego i czekałem, aż ktoś się obudzi. Ktoś, kto będzie wiedział kiedy można budzić resztę.

Długo czekać nie musiałem. Byłem chyba w połowie zeszytu, gdy usłyszałem ruch. Z wyczekiwaniem spojrzałem na wiercącego się Sorę. Po chwili on również spojrzał na mnie.

- Już nie śpisz. - stwierdził, a ja przytaknąłem. - Szkoda. Nie będę mógł cię zabić we śnie.

Nie miałem nastroju na żarty, w przeciwieństwie do bruneta. Dziś to on podręczy mnie, nie zmarnuje takiej okazji.

Powoli i ostrożnie wygrzebał się spod Alf i Omegi (dopytałem), i wstał. Tak jak ja wcześniej, przeciągnął się i powąchał powietrze. Po tym rozejrzał się i poruszył gwałtownie skrzydłami, gdy zobaczył, że wszystko jest posprzątane.

Przyglądanie się mu było... Nudne. A jednak wolałem robić to, niż oglądać rysunki Takahiro.

Wybacz, przyjacielu.

Byłem pewien, że Sora doskonale czuje na sobie mój wzrok. Wie, że śledzę każdy jego ruch, ale jak zwykle nie zwraca na to uwagi. Pozwala mi. Tak długo, jak nie przekraczam granicy, która nie jest jeszcze wyznaczona.

Pierwszy raz miałem okazję patrzeć na niego dłużej niż chwilę. Mogłem dokładnie się mu przyjrzeć.

Sposób, w jaki układały się jego skrzydła różnił się od tego u Kaito czy Pana. Te jego były bardziej... Sztywne. Może to przez szorstkie i twarde pióra tak wyglądają. A może w dzieciństwie, gdy uczył się latać, przydarzył mu się nieszczęśliwy wypadek... W każdym razie, różnica nie była wielka, ale widoczna.

Jego ciało było proporcjonalne. Był wysoki i dobrze zbudowany. Jego palce u dłoni były smukłe, a ramiona szerokie. Był szczupły. Ale umięśniony. Silny. Taki, jaki powinien być Alfa. Przywódca.

Za to jego twarz... Była przystojna. Ciemnozielone oczy, które zazwyczaj są zimne lub obojętne, teraz były delikatnie zmrużone, bo wciąż był zaspany. Nos miał prosty, nie za duży. Jego usta były pełne, ale ciut wąskie. Dopiero teraz zauważyłem, że są delikatnie różowe, ale nie blade.

Wydawał się... Idealnym Alfą. Z wyglądu. Wysoki, silny, przystojny... Może trochę tajemniczy. Podobno na takie Alfy poluje większość typowych Omeg. Stereotyp ze stereotypem. Idealne pary. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

- Lyiar! - usłyszałem nagle zaspany, ale ciut rozbawiony głos Takahiro. Szybko odwróciłem wzrok, czując jak się rumienię. A przecież nie zrobiłem nic nieodpowiedniego. Po prostu patrzyłem. Krytykowałem w głowie wszystko, co zrobił Sora. Krzywo złożył koc. Ja zrobiłbym to lepiej.

Tak. Tak właśnie było.

Zdałem sobie sprawę, że moje zachowanie jest podejrzane, dlatego wziąłem głęboki wdech i wstałem. Podszedłem do rudowłosego i uśmiechnąłem się, próbując zachować spokój.

- Obudziłeś się pierwszy? - zapytał rudowłosy, a ja przytaknąłem i usiadłem wygodniej. - I posprzątałeś to wszystko...

- Oczywiście. Ktoś musiał.

Byłem z siebie dumny i nie zamierzałem tego ukrywać.

- Dziękujemy, nasz wybawco. Co byśmy bez ciebie zrobili? - zawył rozpaczliwie Sora, po czym wymamrotał coś jeszcze pod nosem. Nie widziałem go teraz, ale mógłbym przysiąc, że wywrócił teraz oczami.

Czy to źle, że jestem tego taki pewny?

If I Go With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz