Rozdział 44: Pożegnanie

143 18 3
                                    

- Gdzie idziesz?

Zostałem przyłapany.

Odwróciłem się powoli do Sory, który stał przy schodach z założonymi na piersi rękami i patrzył na mnie wyczekująco. Uśmiechnąłem się niewinnie i machnąłem ogonem.

- Muszę pomyśleć. - mruknąłem tylko i ponownie odwróciłem się do drzwi.

Czułem na sobie wzrok bruneta. Jednak teraz był inny niż w lesie - pytał z ciekawości, a nie dlatego, że w okolicy było niebezpiecznie. To dobrze, że nie uznawał żadnego elementu mojego, mimo wszystko, domu za zagrożenie.

Wyszedłem i odetchnąłem świeżym powietrzem. Słońce dopiero wschodziło i było jeszcze wcześnie, więc na uliczkach było pusto. Kręciły się tu tylko Afly, które niedługo miały iść na polowanie lub ci, którzy szykowali śniadanie dla reszty wioski.

Skierowałem się w stronę drzewa, które wczoraj pokazałem reszcie. Mimo tego, że to nie było już moje miejsce, a za dwa dni miałem pożegnać się z nim prawdopodobnie na zawsze, to jednak wciąż było jedynym miejscem, które przyszło mi do głowy aby spokojnie pomyśleć.

Szedłem szybko, choć nie musiałem się śpieszyć, ale dzięki temu już po chwili moim oczom ukazał się stary dąb, na który praktycznie od razu zacząłem się wspinać. W ten sposób nie znajdą mnie szybko, a ja będę mieć więcej czasu na przemyślenia.

Powinienem powiedzieć siostrom, że odchodzę najszybciej jak to możliwe. Mia napewno strzeli focha, a jeśli strzeli focha to nie będzie chciała się pożegnać. Później może żałować, że zamiast przytulić mnie i życzyć szczęścia, ona zamknęła się w pokoju.

Nie wiem jak zareaguje Miria, ale zapewne będzie spokojna. Pewnie już domyśla się co do moich planów, chyba że mama jej powiedziała. To możliwe. Dlatego najlepiej będzie, jeśli powiem im dzisiaj. Mia będzie miała czas na dąsanie się, a Miria - na zrobienie mi wykładu o odpowiedzialności i Alfach. Na pewno nie podoba jej się to, że odejdę z dwiema wolnymi Alfami.

Westchnąłem cicho, zastanawiając się jak powiedzieć im to jak najdelikatniej. Z mamą było łatwiej. Ona jest dorosła i jako rodzic rozumie więcej. Co prawda Miria też już dojrzała, ale jako siostra postrzega pewne rzeczy inaczej.

Pewnie myślałbym jeszcze długo, gdybym nie poczuł uderzenia w nogę. Spojrzałem w dół i zobaczyłem Iasca - Alfę, któremu kiedyś się podobałem. I chyba nadal się podobam. Uśmiechnął się nieśmiało i pomachał mi, a ja od razu zacząłem schodzić.

- Dawno się nie widzieliśmy. - zaczął, kiedy stanąłem już obok niego. - Wybacz, że nie przywitałem cię z resztą, ale dopiero teraz znalazłem chwilę wolnego.

- W porządku. - odpowiedziałem i również się uśmiechnąłem. - Chciałeś pogadać o czymś konkretnym?

Chłopak wyraźnie się zmieszał. Zastanowił się, czy napewno powinien poruszać ten temat (cokolwiek to było) po czym westchnął głośno.

- Nie zrozum mnie źle, ale... Jak długo zostaną tu twoi przyjaciele? - zapytał, patrząc na mnie wyczekująco.

- Wyruszamy pojutrze. - odpowiedziałem. Udawałem, że nie widzę, jak na jego twarzy pojawia się szok.

- "Wyruszamy"? - dopytał, na co przytaknąłem. - Jak to? Ty... Ty też?

Był zły.

- Odchodzę z nimi. Czuję, że moje miejsce już nie jest tutaj, a tam, gdzie oni. - wyjaśniłem krótko i zacząłem iść w stronę domu. Nie słysząc za sobą kroków, zatrzymałem się i odwróciłem. - Chodź.

Iasc zawahał się, ale dołączył do mnie, wciąż nic nie mówiąc. Taka informacja musiała go nie tylko zszokować i zezłościć, ale również zaboleć. Do tej pory widzę, jak na mnie patrzy. A Alfy nie lubią przegrywać.

- Twoja mama wie? A Miria i Mia? Myślisz, że pozwolą ci odejść? Przecież wciąż nie masz osiemnastu lat...

- Mama wie. Powiedziałem jej wczoraj i powiedziała, że nie będzie mnie tu trzymać siłą. Miria może się domyślać, co planuję, ale powiem im dzisiaj. - odpowiedziałem.

- I odchodzisz na zawsze? - zapytał z nutką nadziei w głosie. Westchnąłem tylko i machnąłem ogonem.

- Tak.

***

Zupa mojej mamy to najlepsza zupa na świecie. Przysięgam.

Siedząc przy stole ze wszystkimi (mimo, że było mało miejsca i było niewygodnie) i jedząc to cudowne danie, odliczałem w głowie do dziesięciu już po raz enty. Za każdym razem, kiedy było "dziesięć" i otwierałem już usta, żeby zacząć mówić, wpychałem do buzi kolejną łyżkę.

- Chcesz nam o czymś powiedzieć?

Spojrzałem na Sorę morderczym wzrokiem i położyłem uszy. Jest po prostu okropny i naprawdę nie wiem, dlaczego chcę go w moim życiu.

Spojrzałem po innych i tylko mama nie patrzyła na mnie. Bo już wiedziała. Odetchnąłem głośno i odłożyłem łyżkę, prostując się.

- Odchodzę ze stada. - wyrzuciłem. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, kiedy w pomieszczeniu nagle zrobiło się cicho i jakoś tak... Zimno.

- Że co robisz?

Spojrzałem na Mię, która wręcz zabijała mnie wzrokiem. Jej dłoń była mocno zaciśnięta na sztućcu, a uszy przylegały do jej głowy. Słyszałem, jak jej ogon przecina powietrze, po drodze uderzając o jej krzesło.

- Odchodzę ze stada. Wiesz, niektórzy czasem opuszczają swój dom, bo znaleźli drugi. - zacząłem spokojnie, starając się ignorować gniew błyszczący w oczach mojej siostry. - Będę was odwiedzać. Niezbyt często, ale będę. I jeśli Takahiro nauczy mnie pisać, to będę wysyłał listy. - dodałem szybko, chociaż wiedziałem, że nic jej nie uspokoi.

Mia wstała od stołu i tupiąc, poszła do swojego pokoju. Miria westchnęła tylko, pokręciła głową i wróciła do jedzenia, a reszta dalej patrzyła na mnie. I tylko Sora nie był w szoku.

- Lyiar, czy to napewno dobry pomysł? - zapytał cicho Hiro, jakby nie był pewien, czy powinien to mówić.

- Myślałem o tym od początku. A to naprawdę sporo czasu. - mruknąłem, spuszczając głowę. Nawet nie zauważyłem, kiedy zupa mamy stała się taka interesująca.

- Mam nadzieję, że Lyiar nie będzie sprawiał problemów. Czasem jest naprawdę kapryśny. - powiedziała mama, posyłając mi miły uśmiech. Rzuciłem jej tylko wkurzone spojrzenie i nawet nie skomentowałem jej słów.

- Coś o tym wiemy. - zaśmiał się Takahiro.

Zdrajca.

- Wcale nie jestem kapryśny. I niewiele mi potrzeba do szczęścia. Ej, przecież to wiesz!

- Wiem, że jesteś wybredny. Bardzo. Nie lubisz miękkich jagód... - zaczął, a kiedy na jego twarzy pojawił się ten uśmiech, wiedziałem, że nic mądrego nie powie. - A podczas rui--

- Nie kończ tego.

- Podczas--

- Takahiro. Nie.

- Tylko zapach Sory go uspokaja.

Jego oczy błyszczały zwycięsko, a uśmiech był szeroki jak jeszcze chyba nigdy. Patrzyłem na niego z chęcią mordu i nawet nie próbowałem się z tym kryć.

- Lyiar, miałeś zamiar mi o tym powiedzieć?

Spojrzałem ze strachem na mamę.

- Mamo, to nie tak...

- Mój syn staje się dorosły, a ja nic o tym nie wiem. Będziemy musieli porozmawiać. Znowu.

Jęknąłem głośno i złapałem się za uszy, ciągnąć je do dołu. Zabiję Takahiro za to, w co mnie wpakował. I to przy wszystkich. To najgorsze, co do tej pory mi się przytrafiło.

Naprawdę.

If I Go With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz