Rozdział 38: Księżyc

156 21 3
                                    

Kiedy tylko dotarliśmy do pozostałej trójki, okazało się, że to tylko lis próbujący ukraść trochę mięsa. 

- Czy ty jesteś poważny?! - krzyknął Sora. Oboje prawie zeszliśmy ze strachu, że nasze obawy mogą się tak szybko potwierdzić. Po części go rozumiałem, ale rozumiałem również Akihiko, który zasłonił rudowłosego swoim ciałem, jakby chciał go bronić przed gniewem skrzydlatego. 

Podczas gdy oni się kłócili, a Kaito próbował ich uspokoić, ja przytuliłem się do Takahiro tak mocno jak jeszcze nigdy. 

- No już... Przestraszyłeś się, tak? Przepraszam... - mruknął, głaszcząc moje włosy. Zaciągnąłem się jego uspokajającym zapachem, który z dnia na dzień był coraz wyraźniejszy i starałem się powstrzymać łzy. Zareagowałem może zbyt emocjonalnie, ale co mogłem poradzić na to, że naprawdę bałem się, że rudowłosemu dzieje się krzywda? Nic. No właśnie. 

Zresztą, nie tylko ja się przestraszyłem. Nie znałem Sory długo, jednak wiedziałem, że nie kłóciłby się teraz z Akihiko, gdyby nie martwił się o nasze bezpieczeństwo. Byłem pewien, że czarnowłosy też zdaje sobie z tego sprawę, jednak, cóż, instynkt jest silniejszy od rozumu i każe mu bronić swoją Omegę. 

- Po prostu pilnujcie jedzenia. - powiedział brunet takim głosem, który stanowczo zakończył tę wymianę zdań. 

Zapadła cisza. Powoli odsunąłem się od rudowłosego i wytarłem lewy policzek. Tak profilaktycznie.

- Idźmy spać. Jutro wyruszamy o wschodzie. I żadnych "ale" - brunet rzucił mi i Hiro ostrzegawcze spojrzenia, po czym usiadł pod grubszym drzewem.

Ułożyliśmy się obok niego tak, jak kilka nocy wcześniej - ja z Kaito po prawej, a Takahiro i Akihiko po lewej. Tym razem sam, z własnej i nieprzymuszonej woli wybrałem miejsce między dwiema Alfami. I chyba nikomu to nie przeszkadzało.

- Lyiar... - wyszeptał karmelowowłosy, a ja spojrzałem na niego pytająco. Jedną rękę uniósł, przesuwając ją trochę w moją stronę. - Mogę?

Nie odpowiedziałem, zamiast tego samemu go obejmując i przyciągając bliżej. Zaciągnąłem się jego zapachem sosny i deszczu, i powoli zamknąłem oczy.

***

Obudziłem się nagle, nie będąc pewnym czemu. Mój sen był spokojny, było mi ciepło i wygodnie i nie wyczuwałem żadnego obcego zapachu.

A jednak coś kazało mi się obudzić.

Wciąż wtulałem się w Kaito, który spał. Oddychał spokojnie i leżał nieruchomo. Wyciągnąłem rękę za siebie, chcąc sprawdzić, czy Sora też jest w krainie Morfeusza, ale gdy tylko za siebie sięgnąłem, natrafiłem na trawę.

Zimną trawę.

Poderwałem się do góry i spojrzałem na puste miejsce obok mnie. Trawa wciąż była wygnieciona przez ciężar Sory, jednak była zimna, co oznaczało, że brunet zniknął już jakiś czas temu.

Powąchałem w powietrzu. Jego zapach był słaby, ale wyczuwalny. Nie był daleko, ale nie mogłem go dostrzec, gdy się rozejrzałem. Zupełnie tak jakby stał się niewidzialny.

Powinienem to po prostu zignorować. Skoro Sory nie ma, a nikt inny się nie obudził, to znaczy że nic się nie dzieje i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie wierzę, że brunet zostawiłby nas bez opieki na długi czas, więc na pewno zaraz wróci. Jestem też pewien, że obudził Kaito i powiedział mu gdzie idzie, tak na wszelki wypadek. Przecież Sora to rozsądny przywódca.

A jednak coś kazało mi wstać i go poszukać. Nie wiem co to było, po prostu potrzebowałem Sory, bo zimno mi w plecki.

I wcale się nie martwię.

If I Go With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz