Rozdział 13: Noc

213 26 2
                                    

Ciemno. Była noc, kiedy w końcu wydostaliśmy się z Pieprzonego Labiryntu.

Wszystko się udało. Nie było żadnych nieprzewidzianych sytuacji, nie musieliśmy improwizować czy zmieniać planu. To wydawało się aż zbyt proste, jednak wiedziałem, że Takahiro zdaje sobie z tego sprawę. 

- Lyiar, udało się. Udało się, słyszysz? Jesteśmy wolni. Odpocznijmy.

Rudowłosy brzmiał inaczej niż do tej pory. Był bardziej... radosny. Był naprawdę szczęśliwy, nie musiał już udawać. Miło się na to patrzyło. Tak miło, że mój ogon zaczął uderzać o podłoże w akcie radości. 

Nie docierało do mnie to, że mogę wrócić do domu. Że nie muszę już zastanawiać się, kiedy Pan mnie wypuści i ile jeszcze badań mi zrobi. Bo on mnie już nie dotknie, a nawet jeśli - teraz szanse będą wyrównane. Nie będziemy już na jego terenie, w jego Pieprzonym Labiryncie, a w lesie. I chociaż to nie jest ten sam skrawek lasu co przy mojej rodzinnej wiosce, i może nie znam go tak dobrze jak tam, ale tutaj czuję się o wiele lepiej niż w pokoju bez okien.

Siedzieliśmy na trawie jeszcze przez chwilę. Wciąż było dość ciepło, mimo że lato powolutku się kończyło, więc nie śpieszyło nam się za bardzo do miejsca, o którym po drodze opowiedział mi Takahiro. Mogliśmy odpocząć pod gołym niebem i wyruszyć nad ranem, kiedy słońce zacznie wschodzić. Tak, to dobry plan. 

- Nie możemy tu zostać, musimy wejść głębiej w las. - stwierdził, po czym wstał. Poszedłem w jego ślady i podniosłem się, nasłuchując dźwięków otoczenia. To oczywiste, że im szybciej stąd odejdziemy, tym bezpieczniejsi będziemy, a jednak wilcza część mnie zaczynała podsuwać mi myśli typu: gonią nas, musimy uciekać albo zabiorą nas z powrotem a później zabiją

Nasłuchiwanie pochłonęło mnie za bardzo. Dopiero kiedy coś zimnego dotknęło mojej szyi, zorientowałem się, że Takahiro na chwilę zniknął po to, by wrócić z dziwną, nieznaną mi rośliną.

Od razu odskoczyłem w tył, strosząc ogon i warcząc ostrzegawczo. Momentalnie skarciłem się za to w myślach, wiedząc, że cokolwiek Takahiro robi, jest dla mojego dobra. 

Zwłaszcza kiedy próbuje zamaskować mój zapach jakąś śmierdzącą rośliną.

- Mój błąd, Lyiar. To kruszyna pospolita. Zamaskuje twój zapach, dzięki czemu będzie trudniej im wpaść na nasz trop i odszukać. To tak profilaktycznie, gdyby zachciało im się nas szukać, w co wątpię. - wytłumaczył spokojnie, jakby czytając mi w myślach.

Uspokoiłem się względnie i pozwoliłem mu wytrzeć liście w moją szyję. Nie był to przyjemny zapach, ale nie miało to zbyt wielkiego znaczenia w tamtym momencie. 

Liczy się tylko to, że to zwiększa nasze szanse.

W końcu chłopak się odsunął. On nie miał zapachu, więc automatycznie nie musiał się niczym nacierać, żeby być niewyczuwalnym. Jedynymi oznakami jego obecności tutaj była wyklepana trawa w miejscu, w którym siedział.

- Sora mówił, że będą kręcić się w okolicy, więc na pewno nas znajdą. - powiedział.

Jego wiara w... jego stado (chyba mogę tak powiedzieć, prawda?) była zadziwiająca. Podejrzewam, że miała związek z jego magicznymi umiejętnościami wchodzenia w sny, czy przekazywania wiadomości w myślach. Na pewno utrzymywali kontakt, kiedy rudowłosy był uwięziony w Pieprzonym Labiryncie i tylko dzięki temu wiedział, że nie został sam. Że w lesie wciąż jest ktoś, kto na niego czeka. 

Ruszyliśmy przed siebie między drzewa. Nie miałem odwagi poprosić, by znów złapał mnie za rękę, bo wtedy czuję się bezpieczniej. Wystarczyło tylko poczekać, aż mieszanka straci swoje właściwości i znów będzie dobrze. Jestem tego pewny. 

Nie wiem, ile szliśmy. Korony drzew przysłaniały księżyc, więc nie mogłem zobaczyć czy zmienił swoje położenie. Jednak nie trwało to zbyt długo, aż wreszcie zatrzymaliśmy się pod dębem. Wiedziałem, dlaczego Takahiro go wybrał. Był grubszy niż pozostałe, a co za tym idzie - bardziej rzucał się w oczy. Znak rozpoznawczy, który znaleźć łatwiej niż inne, praktycznie takie same drzewa.

- Zostańmy tu do wschodu. - zarządził wilkołak, a jednak nie brzmiało to jak rozkaz. 

Jego łagodny charakter i sposób bycia jest wręcz zaskakujący. I roztapia moje serce.

Byłby dobrą mamą.

Usiedliśmy, opierając się o pień. Kora była chropowata, jednak na tyle wygodna, że poczułem się nawet trochę senny. Ale tylko trochę. Moje wyostrzone zmysły na pewno nie pozwolą mi zasnąć, ciągle podsuwając mi pod nos kolejne, najczarniejsze scenariusze. 

A to głodny niedźwiedź, zbłąkany wąż, wysłannicy Pana... Najbardziej kreatywne były osy, które udziabałyby nas na śmierć. 

- Spróbuj się zdrzemnąć. Będę cię... - przerwał i ziewnął - pilnować. Położyłem uszy i pokręciłem przecząco głową. Jego dobre serce jest zbyt dobre. Nawet jeśli naprawdę powinienem pójść spać (bo przecież byłem psychicznie wykończony po tym wszystkim, no a w nocy nie zmrużyłem oka), to jednak nie mogłem. Nawet nie ze względu na wspomniane wcześniej czarne myśli. 

Nie, Takahiro po prostu zbyt dużo dla mnie zrobił. Pomógł mi, choć nie musiał. Ryzykował dla mnie życiem (nie bezpośrednio, ale to był możliwy scenariusz. Nadal jest) i zniósł moje dziwaczne zachowanie. Nie mogłem pozwolić, aby męczył się jeszcze bardziej. Chciałem mu się jakoś odwdzięczyć i pokazać, że może na mnie liczyć. Że nie musi myśleć o wszystkim sam, a ja dam radę go obronić.

Bo dam, prawda?

- Ja popilnuję... - wychrypiałem. Mówienie wciąż sprawiało mi trudność i ból. 

- W porządku. Gdyby coś się działo, obudź mnie. - odpowiedział, co mnie ucieszyło. Wierzył we mnie, zaufał mi... - Mogę?

Spojrzałem na niego pytająco i dopiero wtedy zrozumiałem, co miał na myśli. Wskazywał na moje nogi, sugerując, że chce użyć ich jako poduszki. Nie odpowiedziałem, zamiast tego prostując je tak, żeby było mu wygodnie. Podziękował cicho i położył głowę na moim udzie. 

- Dobranoc. - wyszeptał, poprawił się i chyba zasnął.

Zostałem sam. Nie dosłownie, ale tak trochę się czułem. Spadła na mnie ogromna odpowiedzialność i nie mogłem tego zepsuć. Takahiro mi zaufał, co oznaczało, że muszę go chronić. Zwłaszcza teraz, gdy jest zupełnie bezbronny. 

Nie potrafiłem wyjaśnić tego dziwnego przywiązania do chłopaka. Owszem, byłem niezmiernie wdzięczny za pomoc i to wszystko, co dla mnie zrobił, jednak od początku czułem, że jest... inny. Od momentu, kiedy posłał mi ten łagodny uśmiech, znikając za zakrętem z Panem, wiedziałem, że nasza relacja rozwinie się bardziej i na pewno prędzej czy później będziemy blisko.

Takahiro zaczął być dla mnie rodziną. Opiekował się mną, a z charakteru był trochę podobny do Mirii - mojej starszej siostry. Ona też była dla mnie... taka, przynajmniej kiedy byłem młodszy. Przywiązałem się do niego i już teraz mogę śmiało stwierdzić, że będzie mi trudno go zostawić, kiedy wrócę do domu. 

If I Go With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz