Rozdział 10: Dzień 2

231 28 2
                                    

Sam nie wiem, gdzie biegłem. Już dawno zgubiłem się w Pieprzonym Labiryncie, kiedy po moim wybuchu płaczu wybiegłem z sali, ignorując nawoływania mężczyzny.

Byłem na niego zły. Tak zły, że teraz miałem ochotę wydrapać mu oczy. I pewnie spróbowałbym to zrobić gdyby nie to, że:

a) Nie wiem gdzie jest,
b) Jest silniejszy i na pewno mi na to nie pozwoli,
c) Resztki zdrowego myślenia mówią, że lepiej nawet nie próbować.

Tak więc, kiedy myślałem już, że zdążyłem się względnie uspokoić i po prostu spacerowałem w korytarzach, nagle poczułem bezsilność.

Silne uczucie bezsilności, bezbronności i strachu.

Przecież ja tu umrę. Umrę z głodu, bo nikt nie zdoła mnie tutaj odnaleźć. A nawet gdyby Pan mnie odszukał, wątpię, że pozostawi moje zachowanie bez konsekwencji.

Wychodzi na to, że umrę albo z głodu, albo z rąk Pana. Sam nie wiem, co gorsze.

Zatrzymałem się, uznając dalszą wędrówkę za bezsensowną. W tej części Pieprzonego Labiryntu było zdecydowanie chłodniej niż w innych. A biorąc pod uwagę fakt, że wciąż nie miałem na sobie koszulki, nie minęło dużo czasu, a już drżałem z zimna.

Nie wiedziałem co robić. Chciałem tylko skulić się w kłębek i płakać, czekając na śmierć. Ale... Dlaczego by tego nie zrobić?

Usiadłem pod ścianą, opatulając się ogonem. Wiedziałem, że to nic nie da, to był odruch. Przynajmniej umieranie będzie odrobinę... Przyjemniejsze? Sam nie wiem.

Dni spędzone tutaj były najgorszymi dniami w moim życiu. Z dala od domu, nie wiedząc co się dzieje, wśród obcych Alf... Jedyną pozytywną rzeczą, która z tego wynikła było to, że poznałem Takahiro. Dawał mi odrobinę rodzinnego ciepła, chociaż go nie znałem. Czułem, że w jakiś sposób opiekuje się mną i naprawdę byłem mu wdzięczny za to, że przekazuje mi wiadomości we śnie. Dzięki temu nie mam koszmarów.

A teraz to zniknie. Wszystko. Te dobre rzeczy jak i te złe. Nie pożegnam się z nikim - z mamą, z siostrami, z Takahiro i tymi dwoma chłopakami, którzy tak zawzięcie walczyli o moje względy, mimo że wciąż jesteśmy dziećmi. Nie pożegnam się z medyczką naszej wioski, ani z dziećmi naszej sąsiadki, ani ze starszyzną... Zginę jak zwykły, nic niewarty szczur, zamrożony w tunelach jakiegoś ohydnie pięknego domu w ohydnie pięknym mieście, które jest ohydnie daleko od mojego domu.

Nawet płakać mi się odechciało. Po prostu siedziałem w ciszy, skulony najbardziej jak tylko się da i czekałem, patrząc w jakiś punkt przed sobą. Zimno było nie tyle co... Bolesne, ale męczące i denerwujące. Zupełnie tak, jakby śmierć z wyziębienia nie mogła trwać krócej.

Zaczekaj.

Podniosłem gwałtownie głowę, rozglądając się i strzygąc uszami. Wciąż drżałem i nie miałem siły się podnieść, ale robiłem wszystko, aby zobaczyć i usłyszeć jak najwięcej.

I przy okazji dać jakiś znak życia, żeby Takahiro mnie odnalazł.

Nie chciałem jednak go wołać. Miałem dziwne wrażenie, że Pan nie lubi, kiedy rudowłosy jest blisko mnie. Reagował agresywnie, kiedy ten zbliżał się do mojego pokoju, a dziś rano pytał o mój sen. Jakby coś podejrzewał.

Alfy są strasznie terytorialne. Jeśli ubzdurają sobie, że jakaś Omega należy do nich, to nikt inny nie może zbliżać się do niej bez pozwolenia. Złamanie zakazu może skończyć się walką, a walka może skończyć się śmiercią.

To nie tak, że Pan wziął mnie jako swoją Omegę, planuje oznaczyć i założyć rodzinę. Jestem jego cennym króliczkiem doświadczalnym i szkoda byłoby mnie stracić przez jakiegoś rudego psa.

- Lyiar? Jesteś tutaj? - usłyszałem znajomy głos. Wydałem z siebie głośniejszy pomruk, nie wiedząc co odpowiedzieć. Byłem zbyt zmęczony żeby myśleć o tym, jak skleić poprawne zdanie.

- Oh, Lyiar... Co tutaj robisz? Jak się tutaj znalazłeś? - Takahiro mnie odnalazł. To z pewnością nie było zbyt trudne (w końcu siedziałem na środku pustego korytarza), ale ten fakt trochę ogrzał moje serduszko.

- Pan mówił rzeczy... - zacząłem. Mój głos paskudnie drżał, sam siebie ledwo rozumiałem. Ale Takahiro nie naciskał - zamiast tego zdjął swój sweter i opatulił mnie nim, pomagając wstać.

- Za rogiem jest biblioteka, ogrzejesz się tam, dobrze? Chodźmy. - powiedział łagodnie i potarł moje plecy.

Nie zabrał ręki, obejmując mnie. Nie chciałem by ją zabierał. Chciałem tak zostać. Chciałem czuć jego ciepło...

***

Moje dłonie wciąż drżały, kiedy ściskałem w nich kubek ciepłej herbaty. Siedziałem razem z Takahiro w bibliotece, wciąż opatulony jego swetrem. W pomieszczeniu byliśmy tylko my, ale myślę że to kwestia czasu zanim pojawi się tu Pan, albo Gerard...

Czułem się źle. Słowa czarnowłosego były dla mnie bolesne, nie jestem pewien czemu. Dlatego, że obrażał moją mamę? Czy może czepiał się mojego wyglądu i sugerował, że jestem niewystarczający...?

To nie ma znaczenia. Znaczenie ma za to to, co zrobiłem po tym. Uciekłem od niego, bo mnie zranił. Tak nakazuje instynkt - unikaj zagrożenia. Pan był w tamtej chwili zagrożeniem dla mnie, bo odnalazł mój słaby punkt. I doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Chciałem znaleźć się jak najdalej od osoby, która mnie skrzywdziła. Więc błądziłem korytarzami łudząc się, że uniknę w ten sposób kolejnego spotkania.

Czekałem na śmierć, kiedy nie miałem siły wracać. Myślałem o mamie, siostrach i innych znajomych z wioski czy jej okolic, a nie zrobiłem nic, żeby do nich wrócić. Nie walczyłem. Poddałem się przy pierwszej nadarzającej się okazji.

- Czy czujesz się już lepiej? - zapytał rudowłosy. Wydawał się nie być pewnym, czy takie pytanie jest odpowiednie.

Spojrzałem na niego pustym wzrokiem i pokiwałem niemrawo głową, siląc się na uśmiech. Byłem mu tak strasznie wdzięczny za to, że mnie uratował, że się mną zaopiekował... Za to, że teraz tak po prostu siedzi obok i czeka, aż powiem mu, co się stało. Ale nie naciska. Nie pośpiesza mnie, nie zmusza. Pokazuje, że jest gotowy wysłuchać, a jeśli nie - wesprzeć bez słów.

- Dziękuję, że się mną zająłeś... - wymamrotałem cicho. Mój głos wciąż brzmiał koszmarnie, bolało mnie gardło, ale musiałem to powiedzieć. Teraz zrobiło mi się trochę lżej na sercu.

- Nie musisz mi dziękować, Lyiar. Zrobiłem to, co uważałem za słuszne... Powiedz mi, czy to przez Pana?

Mój brak odpowiedzi był odpowiedzią samą w sobie. Chłopak westchnął tylko i czule pogłaskał moje włosy.

- Powiedział, że jestem wychudzony i nigdy nie znajdę partnera, bo mam za wąskie biodra, żeby urodzić Alfę. Mówił też, że moja wioska jest biedna, a mama nie dawała mi wystarczająco dużo jedzenia, żebym prawidłowo się rozwijał i przez to mój rozkwit nadszedł tak późno... - opowiedziałem.

Nie oczekiwałem od Takahiro złotych rad jak zacząć żyć, albo wymuszonych komplementów, że to wcale nie prawda i jestem piękny, i w ogóle idealny.

Nie, wystarczyła mi sama jego obecność i świadomość, że obok jest ktoś z własnej, nieprzymuszonej woli. Ktoś, kto chce mi pomóc z dobrego serca, a nie dlatego, że ktoś inny mu kazał.

Chyba zaczynam go lubić...

If I Go With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz