Rozdział 14: Chata

211 26 1
                                    

Czułem się... Lepiej. Na pewno byłem spokojniejszy niż poprzedniego ranka, kiedy jeszcze próbowałem krzyczeć, dopiero zaczynając tracić głos. Teraz owszem, byłem czujny i nieufny w stosunku do zwykłego szumu wiatru, ale zdecydowanie lepiej to wszystko znosiłem. A to oznaczało, że albo ten dziwny płyn traci swoje właściwości i niedługo znów będę zachowywać się normalnie, albo po prostu przyzwyczaiłem się do mojej wilczej części, której jeszcze nie miałem okazji poznać przez późny rozkwit.

Pozwoliłem sobie wplątać palce we włosy Takahiro i delikatnie je przeczesywać. To było w pewien sposób relaksujące, a i chłopak nie wydawał się mieć z tym problemu. Spał dalej, tylko od czasu do czasu wiercąc się i przekręcając z boku na bok.

Księżyc już znikał, a na jego miejsce powoli wschodziło słońce. To oznaczało, że nie długo będzie trzeba się zbierać i ruszać dalej. Nie byłem pewny, kiedy będzie odpowiedni moment, żeby obudzić chłopaka, ale postanowiłem dać mu pospać jeszcze chwilkę. Tak dla pewności, że będzie dobrze wypoczęty.

- Dzień dobry Lyiar. - usłyszałem nagle zaspany głos i spojrzałem na jego właściciela. Takahiro zerkał na mnie z delikatnym uśmiechem. Nie kontaktował jeszcze w 100%, co było na swój sposób urocze.

- Dzień dobry... - odpowiedziałem. Moje gardło wciąż bolało, jednak mogłem już jako tako mówić. Powinienem napić się wody.

Rudowłosy usiadł i rozejrzał się, strzygąc uszami. Poszedłem w jego ślady, jednak niczego niepokojącego nie usłyszałem. Spojrzałem wyczekująco na chłopaka. Przeciągnął się i ziewnął, po czym również spojrzał na mnie. 

- Dasz radę iść? - spytał z wyraźną troską, a ja przytaknąłem i wstałem. Poczułem jak kilka kości nieprzyjemnie strzyka, jednak zignorowałem to i powąchałem powietrze. Żadnych nowych zapachów. To oznacza, że w pobliżu nie kręci się nikt obcy, co ponownie trochę mnie uspokoiło.

- Niedaleko stąd jest malutki strumyk. Jeśli będziemy iść wzdłuż niego, na pewno po drodze spotkamy się z Sorą. - powiedział. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i zaczęliśmy iść.

Starałem się ignorować zmęczenie i ból, towarzyszący mi przy każdym kroku. Nie chciałem dodatkowo martwić Takahiro, nie chciałem go spowalniać. Postanowiłem zacisnąć zęby i czekać na rozwój wydarzeń. Najwyżej powiem mu, kiedy już naprawdę nie będę mógł wytrzymać. Tak, to dobry plan.

Słońce przenikało między koronami drzew, dzięki czemu mogłem mniej więcej zorientować się w jego wędrówce. Szliśmy długo - od rana do południa. Moje nogi nieznośnie pulsowały, a płuca jakby paliły. W oddali widziałem już strumyk, więc nie chciałem teraz zmuszać nas do postoju. Napiję się wody i poczuję się lepiej. 

Nagle przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Zwolniłem trochę, łapiąc się za głowę, która zaczęła mnie boleć bardziej niż rano. Po chwili zatrzymałem się i skuliłem. To uczucie było podobne do tego sprzed pierwszego badania, kiedy w korytarzu rozlegał się nieznośny szum.

- Lyiar? Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony chłopak. Już miałem odpowiadać, kiedy poczułem, jak moje kolana uginają się pod moim ciężarem, a ja sam upadam. - Lyiar!

***

Poczułem coś zimnego na moim czole i powoli otworzyłem oczy. Pierwszym co zobaczyłem, był Takahiro, nachylający się nade mną i robiący mi zimny okład.

- Obudziłeś się. Masz, napij się. Dodałem tam trochę ziół na wzmocnienie. - powiedział, po czym podał mi kubek z wodą i ów ziołami. Pomógł mi usiąść i poprawił mi poduszkę w taki sposób, abym mógł się o nią oprzeć. 

- Wypij to i zaczekaj na mnie. Przyniosę ci coś do jedzenia.

I wyszedł. Powoli siorbałem sobie napój i przy okazji rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. 

Pomieszczenie było niewielkie, ale zmieściło jednoosobowe łóżko, szafkę nocną i szafę na ubrania. Wszystko było z drewna - ściany, sufit, podłoga... Dopiero w tamtym momencie zauważyłem malutki, ciemnofioletowy dywanik leżący tuż przy łóżku. Pościel też była w tym kolorze, podobnie jak zasłony na oknie. Na parapecie stała nawet fioletowa doniczka z jakąś paprotką czy innym chwastem, dodając wnętrzu uroku.

Kiedy już dokładnie obejrzałem pokój, podniosłem koc, którym byłem przykryty. Tak jak myślałem, ktoś musiał mnie przebrać, bo miałem na sobie czyste spodnie i czystą, ciut za dużą koszulkę. Zauważyłem też opatrunek w miejscu, w które Pan wbił strzykawkę, kiedy mnie karał. Na samo to wspomnienie przeszedł mnie dreszcz. 

Wróciłem do popijania ziół. Zastanawiałem się co to właściwie za chatka i jak długo byłem nieprzytomny. No i, czy Takahiro przytachał mnie tutaj samemu czy ktoś mu pomógł. 

Moje rozmyślania przerwało skrzypnięcie drzwi i rudowłosy, wchodzący powoli do środka. Niósł miskę (zgaduję, że z zupą) i szedł bardzo ostrożnie, uważając żeby niczego nie wylać. W końcu jednak odstawił miskę na szafkę i westchnął z ulgą, siadając na brzegu łóżka. 

- Nie jadłeś niczego od pięciu dni... Dlatego pomyślałem, że zrobię ci warzywną papkę, jak dla bobaska. Dasz radę zjeść sam czy mam cię nakarmić? - zapytał z uśmiechem. Był rozbawiony i starał się przerzucić swój dobry humor również na mnie. Udało mu się, bo mimowolnie się uśmiechnąłem, odkładając kubek z resztką ziół na szafkę.

- Ile spałem? - spytałem. Wziąłem miskę, a raczej próbowałem, bo była zbyt ciężka, żebym mógł ją unieść. Dlatego pozwoliłem sobie pomóc i grzecznie siedziałem, kiedy chłopak mnie karmił.

- Trzy dni. Miałeś ogromne szczęście, że Sora i Kaito kręcili się w pobliżu. Pomogli mi cię tutaj przynieść, nawet wywietrzyli pokój... - wyjaśnił, podsuwając mi pod nos kolejną łyżkę warzywnej papki. Poniuchałem w powietrzu. Faktycznie, mogłem wyczuć zapachy Alf, ale były słabe i nieświeże.

Otworzyłem usta i zjadłem kolejną łyżkę... śniadania? Obiadu? Sam nie wiem. Przez okno nie mogłem dostrzec słońca, więc pora dnia pozostała dla mnie zagadką. 

Kolejni obcy mi pomogli. Nie rozumiem tylko dlaczego. Co takiego we mnie jest, że nie tylko Takahiro się mną zaopiekował, ale przekonał do tego też swoich przyjaciół? 

- Sora to jest... - zacząłem, mając nadzieję, że chłopak dokończy za mnie. Kojarzyłem to imię z jego opowieści, jednak nie mogłem sobie przypomnieć do kogo należało.

- Przywódca. - mruknął, wciskając mi kolejną porcję. Przełknąłem i pokiwałem w skupieniu głową.

- A Kaito...

- Jego prawa ręka. Są przyjaciółmi od dziecka, wychowywali się praktycznie razem. Jest jeszcze Akihiko... - wyjaśnił. 

Czy mi się wydaje, czy jego oczy błysnęły w ten specjalny sposób, kiedy mówił imię tego ostatniego? 

Postanowiłem nie pytać o to na razie i zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie. Dlatego powstrzymałem uśmiech cisnący się na moje usta i udawałem, że niczego się nie domyśliłem. Może poczekam, aż Takahiro sam przyzna się, że tamten nie jest mu obojętny?

If I Go With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz