Rozdział 15: Znajomość

221 26 3
                                    

Po zjedzeniu warzywnej papki Takahiro kazał mi odpoczywać i spróbować się przespać jeszcze trochę. Ale ja nie potrafiłem zmrużyć oczu na chociażby pięć minut. Moją głowę rozsadzała cała masa myśli i pytań. 

Przede wszystkim zastanawiałem się, co teraz ze mną będzie. Tak, przez najbliższe kilka dni mam zapewnioną opiekę, ale co potem? Przecież nie mogę siedzieć tutaj z nimi w nieskończoność. Przede wszystkim chcę wrócić do domu i będę musiał to zrobić - z nimi czy bez nich. Chociaż pożegnanie z Takahiro nie będzie należeć do najłatwiejszych, nie zmuszę go, żeby szedł ze mną, a sam również nie zostanę tutaj. 

Wyruszenie w las samemu, bez żadnej mapy czy czegokolwiek w tym stylu też nie wchodzi w grę. Będę musiał wybłagać ich o pomoc  chociażby we wskazaniu kierunku, gdzie mam się kierować. Poproszę o lekcje z polowania czy rozpoznawania jadalnych owoców i właściwości leczniczych niektórych ziół, tak profilaktycznie. Potrzebne też będzie kilka rzeczy, takich jak namiot lub śpiwór, broń i bukłak na wodę. Przynajmniej na chwilę obecną więcej nie przychodzi mi do głowy. 

Moje rozmyślania przerwał trzask drzwi. Nie od pokoju, bo te wciąż były zamknięte, a tych wejściowych. Słyszałem kroki dwóch osób, a po chwili do mojego nosa dotarły zapachy obcych Alf i świeżego mięsa. Chyba sarna, albo może królik...? Nieważne, w każdym bądź razie - pachniało dobrze. 

Aż się głodny zrobiłem. A przecież przed chwilą jadłem.

Ale warzywna papka to nic w porównaniu z dobrze przyrządzoną sarniną. 

Przełknąłem ślinę, próbując stłumić tę myśl. Powinienem skupić się na przybyszach i tym, co robią. Rozmawiali. Cicho, przez co nie mogłem nic zrozumieć, ale rozmawiali. To była... Spokojna rozmowa. Chyba zastanawiali się, co zrobić na obiad, bo po chwili głosy przycichły jeszcze bardziej. Zgaduję, że przeszli do kuchni. 

Moje serce prawie stanęło, kiedy ktoś wszedł do pokoju. Zamknąłem oczy i starałem się oddychać spokojnie, tak żeby wyglądało, że śpię. Jednak kiedy nie wyczułem żadnego zapachu, ale za to usłyszałem czyjś śmiech, odwróciłem się powoli. 

- Wyspałeś się? Dasz radę wstać? - pytał rudowłosy, a ja przełknąłem nerwowo ślinę i odetchnąłem głęboko. 

- Mogę spróbować... Czemu? - powoli usiadłem. Odgarnąłem koc gdzieś na bok i postawiłem stopy na podłodze. Przyjąłem pomoc chłopaka, który w międzyczasie wyciągnął w moją stronę rękę, po czym podniosłem się. Na początku ciężko było mi ustać, ale w końcu złapałem równowagę i przestałem podtrzymywać się ramienia Takahiro. 

- Sora chciałby cię poznać. Zresztą, nie tylko on. Wszyscy są ciekawi co to za wilkołak, o którego tak walczyłem. - odpowiedział, jakby dumnie. Ja za to poczułem, jak mój żołądek skręca się ze stresu. 

Nie lubiłem poznawać nowych osób. Czy to Alfy, czy Omegi, zawsze stresowałem się, że zrobię coś nie tak i nikt mnie nie polubi. To było okropne. A teraz znów musiałem to zrobić. 

- Wiesz, jeśli nie chcesz, to nie musisz. Powiem im, że nie czujesz się na siłach czy coś... - podsunął, jakby czytając moje myśli. Kto wie - może naprawdę to zrobił? A może po prostu tak łatwo odczytać uczucia wymalowane na mojej twarzy?

- Dam radę. Chyba... Mógłbym trzymać twoją rękę wtedy? Proszę... - poprosiłem nieśmiało i spuściłem głowę. Odpowiedział mi cichy śmiech, ale niedługo po tym poczułem, jak palce Takahiro splatają się z tymi moimi. 

- W takim razie chodźmy. Nie masz się czego bać, no, Sora może wydać ci się ciut straszny, ale to nic. - machnął lekceważąco drugą ręką i zaciągnął mnie do wyjścia z pokoju. 

Chata była większa niż na początku myślałem. Wydawało mi się, że jest jak wszystkie pozostałe chatki, na przykład te w mojej wiosce - małe, składające się z dwóch izb i małej spiżarni. Ta jednak była większa, miała więcej pomieszczeń. Obok pokoju, w którym leżałem, znajdował się kolejny. Krótki korytarz prowadził do dwóch pozostałych pomieszczeń i drzwi wejściowych. Jednym z tych pomieszczeń była kuchnia, skąd dochodziły dźwięki przygotowywania posiłku, a drugim większy pokój. Coś w rodzaju głównej izby. To tam zaprowadził mnie Takahiro.

- Nie ma czym się tak przejmować, Lyiar. To spoko osóbki, polubicie się. - powiedział. Uśmiechnąłem się krzywo, krzycząc w duchu "Na pewno masz rację!". Nim się zorientowałem, chłopak zawołał pozostałych, a moje ręce od razu się spociły. Wbiłem przerażony wzrok w swoje stopy i czekałem, jakby na śmierć. 

W końcu do pomieszczenia wszedł pierwszy mężczyzna. Skuliłem się jeszcze bardziej, kątem oka widząc, że za jego nogami ciągną się ciemnobrązowe skrzydła. Poczułem jak Takahiro obejmuje mnie ramieniem, uspokajająco głaszcząc moje plecy, jednak to nie pomagało. 

Czułem na sobie przeszywające spojrzenie skrzydlatego, które było wyjątkowo nieprzyjemne. Przestąpiłem nerwowo z nogi na nogę, trzepiąc ogonem. 

- To jest ten twój kolega? - usłyszałem nagle głos. Nie należał do tego, który już stał przed nami. Do pokoju weszło dwóch pozostałych - jeden skrzydlaty, drugi wilkołak. Zapachy całej trójki mieszały się, tworząc coś, przez co kichnąłem. Poczułem się głupio, a co za tym idzie - zestresowałem się jeszcze bardziej. 

- Tak. To jest Lyiar. Lyiar, to jest... - nie skończył, zamiast tego również na mnie patrząc. - Ej, Lyiar, czemu się tak trzęsiesz? 

Nawet nie zauważyłem, zbyt skupiony na pozostaniu w miejscu i nie schowaniu się w pierwszej lepszej szafce. Ale Takahiro miał rację. Moje dłonie drżały, podobnie jak reszta ciała. To uczucie było podobne do tego, co czułem po zastrzyku, moje zachowanie też wyglądało praktycznie tak samo. 

Różnica była taka, że teraz nic nie brałem.

- Jest Omegą. - stwierdził nagle jeden z mężczyzn, a ja niepewnie uniosłem na niego wzrok. Czarnowłosy wilkołak przyglądał się mi z wyraźnym zainteresowaniem i ciekawością. Nastawił w moją stronę uszu i delikatnie machał ogonem. 

- Jego zapach nie jest jeszcze w pełni dojrzały. Ile masz lat? - spytał drugi, a ja przeniosłem wzrok na niego. Karmelowowłosy skrzydlaty też był wyraźnie zaintrygowany moją osobą. 

Poczułem, jak Takahiro delikatnie popycha mnie do przodu. Chciał, żebym sam odpowiedział, bo przecież pytanie było skierowane do mnie. Dlatego odetchnąłem głęboko, znów spuszczając głowę.

- Siedemnaście... Zacząłem późno rozkwitać, to dlatego... - wymamrotałem. Nawet nie byłem pewien, czy mnie usłyszeli, a tym bardziej czy zrozumieli to, co powiedziałem. Ale oboje mruknęli potakująco, więc raczej tak. 

- Kaito. - pod mój nos nagle została podstawiona czyjaś dłoń, więc automatycznie uniosłem zaskoczony spojrzenie. Karmelowowłosy podszedł bliżej. Jego łagodny uśmiech był podobny do tego Takahiro, co nieco uspokoiło moje szalejące serce. Jego zapach też był ładny - sosna i deszcz.... 

- Lyiar. - mruknąłem, próbując odwzajemnić uśmiech. 

If I Go With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz