Rozdział 17: Wyznanie

189 22 2
                                    

Obudził mnie głośny huk dochodzący zza drzwi, a zaraz potem usłyszałem zdenerwowany głos Kaito. To oznaczało, że Akihiko znów coś rozwalił i nikt z wyjątkiem karmelowowłosego nie miał siły go upominać.

W nocy dużo rozmawiałem z Takahiro. Opowiadał mi o życiu w tym stadzie, jakby chciał, żebym szybciej się tutaj odnalazł i lepiej zrozumiał niektóre zachowania Alf. Mówił, że Akihiko ma zdolność do niszczenia wszystkiego, czego się dotknie, a Kaito podnosi głos tylko wtedy, gdy musi go upomnieć. Dowiedziałem się też wielu rzeczy o Sorze. Na przykład to, że w nocy śpi z poduszką, bo musi coś przytulać żeby zasnąć. Albo, że staje się taki zimny i straszny tylko przy obcych, bo gdy są sami, często zachowuje się jak ojciec. Chłonąłem to wszystko jak gąbka wodę i czasem naprawdę trudno było mi się powstrzymać przed wybuchem śmiechu. Niektóre historie były tak komiczne, że trudno było mi w nie uwierzyć.

Nie musiałem długo czekać, aż drzwi od mojego pokoju się otworzyły, a do środka wszedł Takahiro z miską owoców.

- Ah, tak, brakowało mi takich pobudek... - westchnął z uśmiechem, który odwzajemniłem. Chłopak usiadł na brzegu mojego łóżka, podając mi miskę. Sam wziął z niej kilka malin i wepchnął sobie do ust, brudząc przy tym policzek.

Podniosłem się i również zacząłem jeść. Owoce były smaczne, trochę kwaśne, ale zdecydowanie smakowały lepiej, niż posiłki u Pana. Nawet nie wiem czym mnie karmił, po prostu kazał jeść i nie zadawać pytań.

- Jak ci się spało? Jak się czujesz? - krótką chwilę ciszy przerwał rudowłosy, kiedy zdążył już przełknąć to, co miał w buzi. 

- Dobrze i dobrze. Czuję, że wracają mi siły. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, co widocznie go ucieszyło. Znów zapanowała cisza, jednak nie trwało to zbyt długo. 

- Twój rozkwit zaczął się późno, prawda? - zapytał, trochę tracąc dobry nastrój. Westchnąłem cicho i przytaknąłem.

To nie tak, że nie lubiłem o tym rozmawiać, bo się wstydziłem czy coś. Takie rzeczy może nie są zbyt częste, jednak się zdarzają, więc to dla mnie coś zupełnie normalnego. Bardziej chodziło o to, że to dość poważny temat, bo zawsze mogę natrafić na jakiegoś znawcę, który powie mi, że coś jest nie tak. Że mój późny rozkwit jest wynikiem jakiejś mniej lub bardziej poważnej choroby, lub jego skutki mogą być nieciekawe. Dlatego jeśli nie ma takiej potrzeby, to wolę unikać tego tematu.

Ale z Takahiro jest inaczej. On sam jeszcze w ogóle nie zaczął dojrzewać. Nie miał nawet zapachu, mimo tego, że był starszy ode mnie. Niewiele, ale starszy. Mój zapach stawał się powoli wyczuwalny, kiedy miałem piętnaście lat, pozostałe instynkty Omegi też zaczynały budzić się w tamtym okresie. Może z wyjątkiem cyklu rui, który jeszcze nie nadszedł, ale na pewno w krótce nadejdzie. 

Za to rudowłosy nie może mieć tej pewności. On nawet nie wie, czy jest Alfą, czy Omegą, a więc nie wie czego ma się spodziewać. Nagłej potrzeby dominacji i walki z innymi Alfami czy zebrania rzeczy najbliższych i zrobienie sobie gniazda? 

- Tak, dość późno. - mruknąłem. Przyjrzałem się reakcji chłopaka - po moich słowach jego oczy błysnęły... smutkiem? Zrezygnowaniem? Sam nie wiem, co dokładnie to było. Ale było coś jeszcze. Determinacja, może resztki nadziei. - Dlaczego pytasz?

Niebieskie oczy spojrzały na mnie z zaskoczeniem, kiedy wyrwałem go z rozmyślań. Przez chwilę nie odpowiadał, jakby zastanawiał się jak to ująć, po czym odwrócił wzrok i westchnął, trzepiąc nerwowo ogonem i kładąc uszy.

- Czy to będzie dziwne, jeśli powiem, że wciąż mam nadzieję? Każdego dnia czekam, aż zacznę czuć zapachy, aż coś się wydarzy... Pozwoliłem, żeby Pan przeprowadzał na mnie te okropne badania, bo miałem nadzieję, że czegoś się dowiem. A kiedy dowiedziałem się, że porwał też jakąś Omegę... - ucichł, przygryzając swoją dolną wargę. 

Wyglądał jakby był zraniony, ewentualnie jakby się o coś obwiniał. Albo to i to. W każdym razie, potrzebował następnej, dość długiej chwili ciszy by zebrać się w sobie i wyznać w końcu to, co siedziało w nim... Podejrzewam, że już jakiś czas.

- Lyiar, ja... Muszę ci się do czegoś przyznać. - zaczął cicho i zerknął na mnie, chcąc się upewnić, że słucham. Słuchałem, bardzo uważnie. - Tylko proszę, nie znienawidź mnie.

Otworzyłem szerzej oczy. Niby za co miałem go znienawidzić? Tak długo jak nie miał zamiaru odstawić mnie z powrotem do Pana, nie miałem zamiaru go nienawidzić.

- Nie zrobię tego. - powiedziałem, jednak to go nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie, jakby bardziej zaczął się stresować. 

- Ja... Pewnie myślisz, że pomogłem ci z dobrego serca, prawda? - to było pytanie retoryczne, jednak po krótkiej przerwie pomyślałem, że oczekuje odpowiedzi. Więc pokiwałem głową.

- Cóż, to nie do końca tak... Bo... W pomocy tobie znalazłem też korzyści dla siebie. Kiedyś słyszałem, że Omegi z późnym rozkwitem spędzają strasznie dużo czasu z innymi Omegami po to, żeby... poznać ich zachowania, obudzić w sobie ten instynkt... Ja... Miałem nadzieję, że kiedy ci pomogę i zostaniemy przez jakiś czas razem to coś poczuję. Cokolwiek. 

Co mogę powiedzieć. Byłem trochę... Zaskoczony? Zdezorientowany? Na pewno nie byłem zły ani tym bardziej smutny. Nie czułem się zraniony, wykorzystany, oszukany... 

Poczułem swego rodzaju ulgę. 

Ale Takahiro musiał źle odczytać moją reakcje, bo skulił się, oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach.

- Przepraszam... - załkał.

Płakał. Jego ramiona drżały, kiedy powstrzymywał szloch. Ogarnęła mnie panika. Co mam robić? Jak go pocieszyć? Co jeśli ktoś tu wejdzie i obwini mnie o jego płacz?

- Nie, Takahiro, to... Nic się nie stało. Właściwie to nawet dobrze, że... Ah... - gubiłem się, nie potrafiąc ubrać swoich myśli w słowa. Dlatego wziąłem głęboki wdech i poukładałem sobie wszystko.

- Zrobiłeś dla mnie tak wiele. Uratowałeś mnie, zaopiekowałeś się mną i zabrałeś do swojego stada. Cały czas myślałem jak mam ci się odwdzięczyć. Nie miałem pojęcia jak ci odpłacić za to wszystko. Dlatego... Nie mam ci za złe tego, że znalazłeś w tym korzyści dla siebie. Mogłem ci pomóc, tak? Jeśli moja obecność da ci więcej nadziei i dzięki mnie się nie załamiesz, to w porządku. Nie płacz już. - pogłaskałem go po plecach, nie za bardzo wiedząc czy mogę go przytulić czy to jeszcze nie ten moment. Na szczęście rudowłosy wyręczył mnie w podjęciu tej jakże trudnej decyzji i sam się we mnie wtulił, dalej cicho szlochając.

- Nie jesteś zły? - dopytał, a ja od razu zaprzeczyłem.

- Tak długo jak mogę ci pomóc. A teraz naprawdę przestań płakać bo mam stresa, że zaraz ktoś tu wparuje i pomyśli, że coś ci zrobiłem.

Chłopak zaśmiał się krótko, co trochę mnie uspokoiło. Już jest dobrze.

If I Go With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz