Rozdział 11: Dzień 3

208 27 1
                                    

W końcu nadszedł wieczór, na który tak czekałem. Wiedziałem, że Takahiro przekaże mi szczegóły naszej ucieczki we śnie, dlatego chciałem jak najszybciej zasnąć.

Ułożyłem się pod kołdrą i odwróciłem twarzą do ściany. Poprawiłem sobie jeszcze poduszkę, po czym wtuliłem w nią twarz, starając się nie zaciągać jej zapachem.

Śmierdziała rybą. Nie wiem, w jaki sposób ten zapach się tutaj znalazł.

I chyba nawet nie chcę wiedzieć.

Zamknąłem oczy, starając się nie myśleć o dzisiejszym dniu. Był zdecydowanie najgorszy ze wszystkich, które tu spędziłem.

I gdy już prawie zasnąłem, drzwi nagle otworzyły się z hukiem. Poderwałem się do góry i spojrzałem ze strachem na Pana. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, bo oświetlało go tylko światło z korytarza, sprawiając, że wyglądał jak czarna, mroczna postać.

- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytał ostro. Wszedł głębiej do pokoju i zamknął drzwi. Przez chwilę było kompletnie ciemno, a moje serce zaczęło niebezpiecznie szybko obijać się o moje żebra. Na szczęście (albo i nie) po chwili mężczyzna zapalił światło.

Jeszcze nigdy nie widziałem nikogo tak wściekłego.

Jego twarz wykrzywiała się w złości, oczy błyszczały chęcią mordu i nienawiścią, a usta były ściśnięte w wąską linie. Dodatkowo rozłożył skrzydła, przez co wydawał się jeszcze większy i straszniejszy.

Sam jego wygląd sprawił, że do moich oczu napłynęły łzy. A świadomość że jego gniew jest skierowany na mnie sprawiła, że na powrót cały się telepałem jak galareta.

- Pytam, czy chciałbyś mi coś powiedzieć. - wysyczał przez zęby, zatrzymując się tuż przed łóżkiem, na którym siedziałem.

Nie byłem w stanie wykrztusić ani słowa. Wiedziałem, że moje milczenie tylko bardziej go denerwuje, ale nie mogłem nic z tym zrobić. Moje gardło zacisnęło się w bolesnym suple, wysychając na wiór.

- Nie chcesz mi odpowiedzieć? Nie chcesz wytłumaczyć swojego zachowania? W porządku, w takim razie od razu przejdę do rzeczy.

Jęknąłem głośno, kiedy szarpnął mnie za ramię i zrzucił z łóżka. Niemal od razu spojrzałem na niego z przerażeniem, wstrzymując oddech.

Był blisko. Zdecydowanie za blisko. Czułem jego oddech na swojej twarzy.
Mój strach budził w nim chorą satysfakcję, poczucie wyższości i dominacji.

Nie zdążyłem zareagować, kiedy jego dłoń zacisnęła się na mojej szyi. Nie mocno. Bardziej ostrzegawczo. Nie chciał tym zrobić mi zbyt wielkiej krzywdy, chciał... Mnie zastraszyć.

- Okazałeś mi brak szacunku. Wyszedłeś bez mojego pozwolenia. Może powinienem złamać ci nogę, żeby to się nie powtórzyło? - powiedział niskim, pełnym jadu głosem, patrząc mi prosto w oczy. Nie widziałem go wyraźnie przez łzy, które już po chwili zaczęły spływać po moich policzkach.

- P-przepraszam, Panie.... Przepra--

Tego się nie spodziewałem. A powinienem, bo przecież po to tu przybył.

A jednak, kiedy jego dłoń gwałtownie zderzyła się z moim policzkiem, nieprzygotowany na nagły atak, wylądowałem na twardej podłodze, w szoku wstrzymując oddech.

- Nie mówiłem ci mojego imienia po to, żebyś nazywał mnie "Panem". Odpowiedz na moje pytanie, wolisz złamaną nogę czy rękę? A może powinienem znów wstrzyknąć ci niezwykłą mieszankę, po której tak bardzo się bałeś? Ale tym razem dostaniesz większą dawkę, a efekty będą utrzymywać się przez następny tydzień. Hm? Chcesz tego? Możesz wybrać karę, proszę bardzo. Tylko pamiętaj, że to pierwszy i ostatni raz, kiedy daję ci taką możliwość. Znaj moją łaskę.

Zakryłem twarz dłońmi, nie chcąc już na niego patrzeć. Jeszcze nigdy w życiu nie płakałem tak bardzo jak teraz. Wręcz czułem, jak powoli brakuje mi tchu, a moje ciało słabnie przez wylewane litry cieczy, które wsiąkały teraz w kamienną podłogę.

Jutro ucieczka. Oczywiście. Pamiętam o niej cały czas, jak mógłbym zapomnieć. Cieszę się z niej w każdej chwili, nie mogłem się jej doczekać. Dlatego odpowiedź była wręcz oczywista, nawet się nie zastanawiałem.

- R-ręk..a - wyszeptałem słabo, krztusząc się łzami.

- Możesz powtórzyć? Chyba nie dosłyszałem. - przyłożył teatralnie dłoń do ucha, jakby nasłuchując.

Jego to bawiło. Bawiło go torturowanie mnie w ten sposób i nawet się z tym nie krył.

- P-pozwoliłeś mi wybrać karę, t-tak? - dopytałem dla pewności, a kiedy mężczyzna przytaknął, kontynuowałem - Więc w-wybieram złamaną rękę... P-proszę...

Tym razem już się nie drażnił, a od razu złapał mnie za nadgarstek, pociągając go w swoją stronę. Stłumiłem głośniejszy szloch, kiedy powoli zaczął przekręcać go o 180 stopni.

- Ah, tak myślałem, że to wybierzesz... Dlatego... - nim się zorientowałem, cała gruba igła zniknęła, wbita w moje żyły.

Strzykawka była ogromna. Była dwa razy większa niż wszystkie poprzednie, a jej zawartość znikała w moim ciele powoli. Czułem niewyobrażalny ból, kiedy płyn mieszał się z moją krwią.

Czego się spodziewałem? Że tak po prostu spełni moją prośbę bo tym, co zrobiłem? Że zlituje się nade mną?

Przynajmniej nie złamał mi nogi.

***

Nie spałem. Całą noc siedziałem skulony między łóżkiem a ścianą, patrząc szeroko otwartymi oczami na drzwi, jakby ktoś miał się w nich pojawić.

Oczywiście, że Pan nie wróci. Nie w nocy. Dostał to, czego chciał. Jeśli ma zamiar znów się tu pojawić, zrobi to rano. W ten sposób będzie torturował i męczył mnie dłużej, doskonale o tym wiedział.

Ale rano też go nie było, a ja wciąż czekałem. Czekałem na coś strasznego, czułem niewyobrażalny strach. Kuliłem się w tej małej szczelinie, strzygąc uszami i nerwowo stukając ogonem w podłogę.

Moje serce nigdy tak szybko nie biło. Moje oczy jeszcze nigdy nie biegały tak gwałtownie z miejsca na miejsce, nie mogąc zatrzymać się nigdzie na sekundę dłużej. To uczucie było kilka lub nawet kilkanaście razy silniejsze niż za pierwszym razem.

Nagle usłyszałem kroki. Zwykłe kroki, ta osoba nawet nie zatrzymała się przy moim pokoju - nie szła do mnie.

Nie potrafiłem wytłumaczyć swojego zachowania, kiedy zatkałem swoje uszy i krzyknąłem. Głośno i długo. Krzyczałem tak przez jakiś czas, zbyt przerażony by przestać i znów usłyszeć dźwięki otoczenia.

Ta dziwna mieszanka sprawiała, że wszystkie negatywne emocje czułem sto razy silniej. Do tej pory tłumiony niepokój i tęsknota, które udawało mi się ukrywać, teraz rozrywały moje serce do tego stopnia, że czułem prawdziwy, fizyczny ból.

To mnie zabija. Powoli wyżera od środka, niszczy psychikę. Zaciera moją wolę przetrwania, ukazując świat w jak najgorszym świetle. Ta dziwna ciecz chciała, żebym się poddał. Poddał się i umarł, w strachu i tęsknocie, zanim zabije mnie to coś, czego tak bardzo się obawiam....

If I Go With YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz