2

26 2 0
                                    


DOPISAŁAM KILKA WYDAŻEŃ!

...................

Minęło kilka dni. Patryk nie spotkał już tajemniczej hybrydy. Dopiero była siedemnasta, a na dworze już było ciemno. Tego dnia Patix nie miał ochoty czytać. Usiadł tylko na białym fotelu w salonie, przy oknie i wbił wzrok w sypiący śnieg. A śnieg sypał trzy razy większy niż kilka dni wcześniej. Chłopak oparł głowę o oparcie fotela. Przysypiał. Nagle wybudził go dzwonek do drzwi, jak wczoraj.

"Dziwne.... Pani Grażyna dzisiaj wraca po dwudziestej z kółka szwaczek - pomyślał.

Cóż..... Przykre to, ale oprócz miłej starszej pani, nikt Patix'a nie odwiedzał. Tym bardziej się zdziwił.

- Przewidziało mi się - mruknął i znów przymknął oczy.

Jednak znów je otworzył, bo dzwonek się powtórzył, tym razem krótszy i cichszy. Zaciekawiony podszedł do drzwi. Niestety w dziurce od klucza nic nie było widać. Uchylił więc lekko drzwi i zamarł w bezruchu.

Na ziemi leżała postać znajoma i w znajomej kurtce.

- To ty? - spytał Patix, rozpoznając hybrydę.

Dotknął lekko dłoni chłopaka. Była zimna jak lód. Niewiele myśląc podniósł go delikatnie i zabrał do środka. Położył go na kanapie i opatulił kocem. Położył dłoń na policzku hybrydy, a strumień ciepła przepłynął do jego żył. Przekazywanie ciepła to jedna z umiejętności Wojownika Ognia.

Na szczęście zadziałała. Po krótkiej chwili nieprzytomny chłopak otworzył oczy.

- Gdzie ja....

- U mnie w domu na kanapie.

- To ty jesteś tym gościem, co dał mi kurtkę i proponował pomoc?

- Zgadza się. Twoje imię?

- Foxy Shine. Matka nie chciałaby, żebym używał tego nazwiska, ale mam to gdzieś.

- Patryk Mirley. Mów mi Patix.

Foxy kiwnął głową.

- Tak w ogóle.... Dzięki za uratowanie życia, Teraz już wiem, jak to jest prawie zamarznąć.

- Nie ma za co. W końcu jestem Wojownikiem. Ratowanie życia to moja praca.

- Fajnie, że są tacy ludzie, ale... dalej nie rozumiem... Nie znasz mnie i tak bez problemu mnie do domu zabrałeś?

- Nie mam nic do stracenia.

Patix westchnął, wstał i poszedł do kuchni.

- Zrobić ci coś do jedzenia?

- Proszę. Padam z głodu.

- W porządku. Mam chleb.... i chleb. Ewentualnie, jakieś resztki z obiadu.  Nie byłem rano w sklepie. Zbyt śnieżyło.

- Może być sam chleb.

Czarnowłosy przyniósł mu kawałek chleba z masłem.

- Na pewno nie wolisz resztek obiadu? Jest tego sporo...

- Dzięki, mój Boże, dzięki! Dawno nic nie jadłem. Sam chleb wystarczy, naprawdę. Nie chce być dla ciebie kłopotem.

- Nie jesteś i nie będziesz.... Chcesz herbaty, czy coś?

- Nie trzeba.

- Zjesz sam chleb z masłem?

- Głodnemu do szczęścia potrzebne jest cokolwiek.

Wojownicy Nadziei część 1. Nic nie jest takie, jakie się wydaje.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz