- Brawo, jesteś cały w ananasie! - zaśmiał się Foxy.
- Trudno. Przy okazji właśnie sobie uświadomiłem, że nienawidzę tego owocu.
- Nie grymaś, dziecko!
- Sam jesteś dziecko! Czasem zastanawiam się, kto w naszym związku jest starszy.
- "Związku"? No wiesz... Najpierw powinieneś mnie na jakąś kolację zabrać, potem jakieś tiru riru...
- Zamknij się! Nie o to mi chodziło!
- A o co?
- No, że partnerski.
- No to tym bardziej!
- Ja pier...! Milcz! Milcz! MILCZ!
- Nie!
Obaj buchnęli śmiechem.
- Dobra, nie wiem jak ty, ale ja idę spać - stwierdził Kail.
- No to dobranocka, czy dobry dzień. Tu nie działa zegarek!
- Jak nie działa? To po co ty go kupiłeś? Pokarz mi to.
Kail wziął mały zegarek kieszonkowy, który lis kupił... Zgadnijcie gdzie... Widniała na nim godzina dwunasta piętnaście, czyli czas, w którym Wojownicy weszli do piramidy. Chłopak potrząsnął przedmiotem, a w końcu rzucił nim o ziemię. Zegarek rozleciał się na kilka części. Żółtooki postarał się go poskładać, co, ku zdumieniu hybrydy, udało mu się bez większego problemu. Zegarek zaczął cichutka tykać.
- Naprawiłem - westchnął i uśmiechnął się. - Teraz trzeba tylko wiedzieć, która jest godzina.
- WOW! Naprawiłeś to!
- No. Kiedyś naprawiałem samochód. Ten, w którym mnie zamknęli.
- Naprawiałeś samochód?! Niesamowite!
- Oj tam, oj tam...
Kail oddał przedmiot przyjacielowi przedmiot. Położył się i usnął. Foxy usiadł obok niego i zgasił latarkę.
Wokół zrobiło się zupełnie ciemno i cicho. Lis słyszał tylko cichy oddech czarnowłosego. Nagle usłyszał jakieś kroki. Poczuł, jak ktoś dotknął jego ramienia. Odwrócił się i ujrzał jasnozielone światełka. Pewnym ruchem odepchnął istotę, która odsunęła się kilka kroków.
- Kim jesteś? - zapytał szeptem lis, żeby nie zestresować Kail'a.
Odparł mu tylko cichy śmiech, a po chwili milczenia usłyszał spokojny, cichy głos:
- Nie pamiętasz mnie? Hmm... Nie, nie jestem zły. W końcu ile już lat minęło? Dziesięć, dwanaście? Dużo czasu...
- Ty... jesteś...
Przerwał mu cichym śmiechem.
- Heh... Dobrze wiesz, kim jestem. Cóż... Nie zmieniłeś się za bardzo z wyglądu. Zabawne... Ale i tak cieszę się, że po mnie wróciłeś...
- To niemożliwe!...
- A zobacz...
- Przepraszam, że nie było mnie przy tobie, kiedy mnie potrzebowałeś!
Istota zakryła dłonią usta Foxy'iego.
- Ciii... Obudzisz kolegę. On jest taki zabawny. Niech odpoczywa. Porozmawiałbym z nim, ale obawiam się, że mógłby mnie zaatakować, a ja nie mam siły, by walczyć z dwumetrowym typem z ADHD... Nie... Nie jestem zły... Przecież nie mogłeś przyjść wcześniej... Ty widziałeś moją przemianę w hybrydę... a ja widziałem, jak cię wyprowadzali do hodowli.
- Widziałeś?
- Tak. To, że miałem wtedy trzy latka, to nie znaczy, że nie pamiętam. Chociaż nie raz już nie raz próbowali mi usunąć wspomnienia.
- Wszystko pamiętasz? Jak się bawiliśmy, kiedy byłeś malutki?
- Pamiętam, pamiętam...
Foxy wyciągnął dłoń i dotknął głowy brata. Dłonią natrafił na dwa małe, demoniczne rogi. Chłopiec zaśmiał się cicho:
- Dobra, ja idę, bo jestem komuś potrzebny, ale jeszcze się spotkamy. A... i... zgarnąłem jedną z waszych butelek wody. Nie zatłuczecie mnie za to, co nie?
- Cz-czekaj!
- Foxy, wszystko okey? Z kim rozmawiasz?
Kail zapalił latarkę. Zielonych oczu już nie było. Foxy przetarł oczy.
- On tu był!
- Kto?
- Jimi Shine! Mój brat! On do mnie mówił!
- Chłopie, jesteśmy sami.
- Ale on tu był! Naprawdę!
- Heh. Foxy, gdyby on tu był, to bym wyczuł jego zapach.
- Ale ja mówię serio! - zawołał już z łzami w oczach. - Czemu mi nie... Co to jest?!
Obok jego stopy leżała kartka papieru, na której był rysunek zegarka. Jego wskazówki pokazywały godzinę ósmą.
- Dawaj ten zegarek! - zawołał Kail.
Rzeczywiście. Na zegarku widniała godzina ósma. Chłopacy patrzyli chwilę na siebie
- Dobra, uznajmy, że ci wierzę - westchnął Kail.
- A nie mówiłem!
- Jakim cudem on mnie ominął? Przecież mój węch mnie nigdy nie oszukał.
- Dziwne... Dobra chodźmy już dalej.
Wstali i ruszyli w dalszą drogę. Szli kilka metrów i natrafili na drewniane drzwi. Pociągnęli za klamkę i trafili do wielkiej sali, ozdobionej ogromnymi, białymi kolumnami.
Sufit był ozdobione różnokolorowymi wzorkami, a podłoga, czarno, czerwoną mozaiką.
- Ale tu ładnie... - westchnął Foxy, a Kail kiwnął głową.
- Czyż nie? - usłyszeli za sobą spokojny, znajomy głos.
Odwrócili się i zauważyli Stana, siedzącego opartego o jedną z kolumn. Jego siekiera leżała u stóp Wojownika. Jego oczy lśniły, jak zwykle, spokojnym, delikatnym, fioletowym blaskiem.
- Jak ty się tu znalazłeś? - spytał zaskoczony Kail.
- Okazuje się, ze te tunele prowadzą do jednej sali, tylko wyjścia z nich są w różnych miejscach. Stąd wyszedłem ja.
Wskazał na drzwi za kolumną, których Kail i Foxy nie zauważyli.
- To jeszcze czekamy na One i Patryśkę - stwierdził Foxy.
CZYTASZ
Wojownicy Nadziei część 1. Nic nie jest takie, jakie się wydaje.
AcakJest to opowieść fantasy, trochę komedia oraz ciut przygotówka. Ludzie w tym uniwersum stali się żądni władzy i gotowi do wybicia wszystkich innych ras. Podobnie jak demony. Historia opowiada o silnej mocy przyjaźni. Tak wiem, że to brzmi jak b...